Wyborcza zmiana czasu

Dlaczego wybory nie mogą trwać dwa dni? Bo cisza wyborcza musiałaby trwać tydzień. Co to jest cisza wyborcza? Według Wikipedii to okres, w którym pod groźbą kary zabroniona jest agitacja wyborcza. Dlaczego przed wyborami nie można prowadzić kampanii wyborczej? A dlaczego ją akurat wtedy prowadzić? Przecież jeśli ktoś został wybrany na, dajmy na to posła, to ten ktoś, kto został wybrany staje się posłem. A jeśli on jest posłem, to on jest władza ustawodawcza. No to dlaczego on nie ma zakazać agitacji wyborczej, skoro on jest władza i może zakazać? Że to nie ma sensu? A kto powiedział, że ma mieć?

Oczywiście nie bądźmy naiwni. Nie wszystkie instytucje łamiące ciszę wyborczą będą ścigane z całą surowością prawa (grzywna: od 500 tys. zł do 1 mln zł grozi za publikację sondaży w czasie ciszy wyborczej). Są bowiem takie enklawy na ziemiach polskich, które nie muszą stosować się do polskiego prawa, bo ich polskie prawo nie obowiązuje, a stosowny organ po wnikliwym zbadaniu sprawy co najwyżej nie doszuka się znamion łamania czegokolwiek, a już jakieś tam ciszy w szczególności. Z drugiej strony jeśli wyborca wyjmie ze skrzynki w dniu głosowania ulotkę agitacyjną, to co powinien zrobić? I kto w tym przypadku złamał ciszę? A jeśli nieznany sprawca zniszczy w nocy plakaty tylko określonych kandydatów a inne pozostawi nietknięte, to za co nie będzie odpowiadał? Za usunięcie plakatów przed terminem, do czego i tak zobligowane są komitety wyborcze, czy złamanie ciszy wyborczej polegające na wyeliminowaniu plakatów konkurencji?

W obecnie obowiązującym stanie prawnym zakazane jest podawanie do publicznej wiadomości wyników sondaży opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborców i przewidywanych wyników wyborów na dobę przed głosowaniem i aż do jego zakończenia. Szef PKW Stefan Jaworski w maju przed wyborami do PE mówił, że polubienie profilu jednego z kandydatów do PE na portalu społecznościowym podczas ciszy wyborczej będzie agitacją wyborczą, podobnie jak udostępnienie jego zdjęcia. Dlaczego? Bo takie informacje mogłyby… zmienić wynik głosowania! Tak. Władza boi się, że w wyniku agitacji wyborczej podczas wyborów zmieni się wynik głosowania! Oczywiście podejrzenia, że skoro tak, to wobec tego wynik musi być znany z góry są pozbawione podstaw. Nie są znane, tym niemniej agitacja wyborcza w dniu wyborów może te nieznane wyniki nieznacznie , a nie daj boże znacznie zmienić. A zmiana wyniku wyborów w wyniku wyborów jest po prostu niedopuszczalna!

Wyobraźmy sobie, że jakimś cudem cisza wyborcza została zlikwidowana, bo ktoś doszedł do wniosku, że w dobie internetu i eksprawnych (na wzór eksterytorialnych) enklaw, nie ma najmniejszego sensu. W trakcie trwania wyborów podano do wiadomości, że przewagę zdobyła partia X. Słysząc to sympatycy partii Y ruszyli do urn. Po kilku godzinach media podały, że na czoło wysunęła się partia Y. Tym razem od ciekawszych czynności oderwali się zwolennicy X. Koniec końców wygrała partia, bo partia zawsze wygrywa, lecz frekwencja przekroczyła 80%.

I w tym sęk! Tu oto leży pies pogrzebany! Ponieważ właśnie o to chodzi, by frekwencja była jak najniższa! Im niższa ci bowiem jest ona, tym bardziej głosy krewnych i znajomych zyskują na znaczeniu! Na przykład według szacunków Dziennika Polskiego w miejskich spółkach, urzędach, szkołach, szpitalach i instytucjach kultury zatrudnionych jest ok. 30.000 osób. Gdyby wszystkie wraz z jednym z członków swojej rodziny zagłosowali w niedzielnych wyborach na prezydenta Jacka Majchrowskiego, to utworzyliby liczącą 60.000 grupę poparcia. To tłumaczy, dlaczego robi się wszystko, by zniechęcić do głosowania chociaż tych, którzy z jakichś względów chcą głosować poza miejscem stałego zameldowania.

Z jednej strony słyszy się o ułatwieniach dla chromych, niewidomych, lata się z urnami po szpitalach i więzieniach, statkach, konsulatach, ale żeby ktoś, kto tu nie mieszka mógł zagłosować musi albo zdobyć zaświadczenie, albo dopisać się do listy, słowem musi pokonać biurokratyczne przeszkody. Jak to się ma do równości praw? Dlaczego tylko część obywateli musi stać w kolejce po zaświadczenia, a reszta może głosować bez? Dlaczego w czasach minionych automatycznie dopisywano wyborcę zameldowanego czasowo do listy, a dzisiaj się nie da? Dlaczego członek komisji nie może po prostu dopisać do listy wyborcy i powiadomić jego macierzysty komitet? Czy komisje wyborcze są w stanie sprawdzić i unieważnić głosy obywateli głosujących w dwu lub więcej miejscach na raz? Nie są?

Dodaj komentarz