Wungiel jak malowany

Jasiek ufał władzy. Każdej. Ufał władzy ludowej, a potem każdej demokratycznej po kolei. Żona już u progu lata wierciła mu dziurę w brzuchu, żeby natychmiast kupił węgiel, póki jest, a on nie i nie.
— Głupia babo! —  zaperzał się — nie będę płacił po 3000 zł za tonę. Słyszałaś co mówił rzecznik rządu?
— Nie, poza tym i tak im nie wierzę!
— Jak możesz? Oni jeszcze nigdy nikogo nie okłamali! Jak obiecali 500 zł na dziecko, to dali. Jak obiecali 13. i 14. emeryturę, to dali. Jak teraz Müller mówi, że węgiel będzie tańszy, to będzie! Posłuchaj sama — Jasiek zgłośnił telewizor. Odradzam kupowanie węgla w tej chwili tym, którzy chcą się w niego zaopatrzyć na zimę; zaraz przez politykę spółek Skarbu Państwa dojdzie do obniżenia ceny węgla, ponieważ chcemy bezpośrednio go dystrybuować, pominąć pośredników. Słyszałaś? No to siedź cicho i nie marudź.
Tymczasem z pobliskiego składu węgiel zniknął. A baba miała coraz bardziej denerwujące używanie. Określenie „durny” należało do najbardziej pieszczotliwych, więc Jasiek regularnie oblatywał okoliczne składy. Im bardziej węgla nie było, tym bardziej bał się wracać do domu. Wreszcie któregoś dnia już z daleka dostrzegł, że coś się czerni. Nareszcie! Serce zabiło mu żywiej, więc pognał ile sił w nogach bojąc się, że go ktoś ubiegnie. Już, już miał kupić wszystko, gdy zauważył tabliczkę. Podszedł bliżej i…

Wungiel jak malowanie

Dodaj komentarz