Wspomnienia z przyszłości

Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj fragment pierwszej części książki „Kto zagraża Rosji?” Antona Pierwuszyna dotyczący mniej lub bardziej proroczych wizji pisarzy parających się fantastyką naukową. Dział noszący tytuł „Technologiczne zagrożenia XXI wieku” poświęcony jest wyzwaniom stojącym przed Rosją i podzielony na podrozdziały, z których jeden, „Wspomnienia z przyszłości” to właśnie ten, o którym mowa. Książka liczy już sobie jedenaście lat, zaś postęp jaki dokonał się od tamtego czasu jest ogromy. Na przykład w podrozdziale zatytułowanym „Nanotechnologia — cud czy zagłada” autor przytacza fragment opowiadania „Rój” (Prey) Michaela Crichtona z 2002 roku i tłumaczy, że tytułowy rój to chmura nanocząsteczek, czy może raczej — zgodnie z dzisiejszą nomenklaturą — nanorobotów, które wymknąwszy się spod kontroli zaczęły atakować ludzi i zwierzęta. Dalej pisze:

Na szczęście, podczas gdy wszystko opisane w powieści pozostaje fikcją – naukowcom nie udało się rozwiązać całej masy problemów, które stanęły na drodze do stworzenia programowalnych nanorobotów, co oznacza, że ​​do samorozwijającego się roju jest jeszcze bardzo daleko. Jednak korzyści, jakie przyniesie nanotechnologia są tak duże, że prędzej czy później pojawią się takie roboty. Naukowcy spodziewają się, że tak maleńkie maszyny stworzą wszystko: od miniaturowych części do komputerów i nowych leków przeciwnowotworowych po zupełnie nową broń…

Można domniemywać, że gdyby świat był zmuszony polegać na rosyjskich naukowcach, to problemów związanych z nanotechnologią nie udałby się rozwiązać do dzisiaj. Że to domniemanie nie jest pozbawione podstaw świadczy następujący fragment:

W Rosji jest wystarczająco dużo dziedzin nauki, które cierpią z powodu braku funduszy, zwłaszcza w czasie kryzysu gospodarczego: nauki podstawowe, astronautyka, przemysł lotniczy, budowa obrabiarek – jednak preferowane są nanotechnologie, których perspektywy są wciąż niejasne. Zapewne przede wszystkim nadal warto wspierać te branże, w których nasz kraj zajmuje wiodącą pozycję lub jest konkurencyjny, a dopiero po ustanowieniu tam elementarnego porządku myśleć o obiecujących technologiach. W przeciwnym razie okazuje się, że wóz zostaje ponownie postawiony przed koniem. A taka strategia jest o wiele bardziej niebezpieczna dla naszej przyszłości niż wszystkie fantastyczne nanoroboty razem wzięte.

Po co więc autorowi wstęp o fantastyczno-naukowych futurystach? Bo sam pisząc o wyzwaniach chcąc nie chcąc będzie musiał puścić wodze fantazji. Zamierza przecież rozmawiać o przyszłości technologii, które pojawiają się już dziś. Niektóre z nich mogą stwarzać zagrożenie, inne wręcz przeciwnie, tworzone są po to, aby zagrożeniom zapobiegać. A trzeba zawsze mieć gdzieś z tyłu głowy, że zgodnie z przewidywaniami Nielsa Bohra „Przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość”. Ale dość już gadania, ponieważ nadeszła pora na

Wspomnienia z przyszłości

Zwykły człowiek jest przyzwyczajony do ufania prognozom, choć doskonale wie, że nawet Centrum Hydrometeorologiczne się myli. Jeśli jednak prognoza dobrze spełnia nasze własne oczekiwania, jesteśmy gotowi przyjąć ją bez zastrzeżeń. Co, nawiasem mówiąc, jest często wykorzystywane przez astrologów i różnych „jasnowidzów”.

Fantastyka naukowa i futurolodzy nie wykorzystują własnych oczekiwań. Najczęściej stosują metodę liniowej ekstrapolacji — biorą na warsztat jakiś nurt w nauce, technologii lub polityce i doprowadzają do logicznego zakończenia (lub do absurdu).

Podręcznikowy przykład. Pierwsze łodzie podwodne zbudowano na długo przed tym, jak słynny francuski pisarz Juliusz Verne, uważany za twórcę science fiction, napisał powieść „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” (1875). Jednak te łodzie nie mogły wykonywać długich podwodnych podróży i nie stanowiły poważnego zagrożenia dla zwykłych okrętów wojennych. Juliusz Verne dokonał ekstrapolacji technologii w przyszłość, dodał do niej modną wówczas ideę silnika elektrycznego i bardzo trafnie przewidział, że pewnego dnia pojawią się ogromne bojowe okręty podwodne, które będą w stanie wykonywać długie autonomiczne rejsy i zanurzać się na głębokość kilku kilometrów. Jednocześnie jednak popełnił poważny błąd, który nie pozwala uznać jego powieści za udane prognozy futurologiczne. Nie zdawał sobie sprawy że musi nastąpić skok jakościowy w technologii wytwarzania i akumulacji energii, że tylko opanowanie energii atomu umożliwi zbudowanie łodzi podwodnej o tych samych fantastycznych cechach, które opisuje na kartach książki. Nawiasem mówiąc, pierwsza atomowa łódź podwodna zwodowana w Stanach Zjednoczonych w styczniu 1954 roku została nazwana Nautilus na cześć fantastycznego statku wynalezionego przez Juliusza Verne’a.

W ten sam sposób słynny Francuz „trafił kulą w płot” próbując opisać pierwszy technicznie prawidłowy lot międzyplanetarny w dylogii składającej się z powieści „Z Ziemi na Księżyc” (1865) i „Wokół Księżyca” (1869). Pisarz trafnie wybrał miejsce startu (USA, Floryda) i odgadł wielkość załogi statku kosmicznego, ale znowu wygłupił się w głównym założeniu — nie przewidział, że loty kosmiczne staną się możliwe dzięki wielostopniowym rakietom, a nie gigantycznym działom. A wszystko dlatego, że w jego epoce wielu naukowców było przekonanych, że rakieta nie jest w stanie rozwinąć drugiej prędkości kosmicznej i osiągnąć przestrzeni międzyplanetarnej. Upłynęło trochę czasu zanim zrozumiano, że to rakiety najlepiej nadają się do rozpoczęcia ekspansji kosmicznej. Zauważamy jednak, że w świecie naukowym dyskusja na ten temat rozpoczęła się dopiero po pojawieniu się powieści Juliusza Verne’a.

Pod koniec XIX wieku pisarze zaczęli coraz częściej tworzyć powieści utopijne, dające rozległą panoramę tego, jak ludzkość będzie żyła za sto lat. Oznacza to, że nie zagłębiali się w indywidualne szczegóły techniczne — zarówno pisarze science fiction jak i ich czytelnicy byli zainteresowani tym, jak ułoży się codzienne życie ludzi w tamtych czasach, gdy elektryczność, telefony, lotnictwo, szybkie pociągi i samochody staną się powszechne.

Największy sukces na tym polu odniósł zapomniany już francuski pisarz Albert Robida, który nie tylko szczegółowo opisywał świat przyszłości, ale także ilustrował swoje książki wspaniałymi rysunkami. W „Le Vingtième Siècle” (1883) również dokonał kilku zdumiewająco dokładnych przewidywań. I też mylił się w kluczowych kwestiach. Na przykład przewidział, że z czasem w Europie pojawią się potężne elektrownie, które będą obsługiwały całe kraje, ale będą potrzebowały wzmożonego nadzoru, bo awaria którejś z nich mogłaby doprowadzić do straszliwej katastrofy. Według Robidy w XX wieku Paryż będzie wyglądał bardzo dziwnie. Miasto zostanie oplecione gęstą siecią przewodów elektrycznych. Po niebie będą latały „powietrzne jachty i kabriolety” cumujące do pomostów na dachach domów. Pod ziemią i nad ziemią układane będą gigantyczne „rury metra i elektryczne pociągi pneumatyczne, które pozwolą w krótkim czasie przemierzać Francję wzdłuż i wszerz”. Nieodzownym wyposażeniem mieszkania stanie się „telefonoskop”, który po naciśnięciu guzika umożliwi słuchanie „gazety telewizyjnej” z wiadomościami, reklamami biznesowymi, wykładami czy muzyką. Pozwoli też „odwiedzać krewnych i udawać się w gości bez wychodzenia z domu”. W domach zbędna stanie się kuchnia, ponieważ mieszczanie będą mogli zamawiać gotowe posiłki przez „telefonoskop”. To wspaniałe urządzenie w swojej funkcjonalności przypomina komputer z łączem internetowym. Ale wizje pisarza science fiction skończyły się na użytkownikach tych właśnie cudownych „telefonoskopów”. Rzut oka na ilustracje Robidy do jego książek unaocznia, że staromodnemu Francuzowi do głowy nie przyszło, że kobiety pod koniec XX wieku mogłyby nosić spodnie (dżinsy!), a mężczyźni paradować w samych podkoszulkach.

•••

Na dzisiaj to tyle. Dokończenie jutro.

Dodaj komentarz