Wprost do laski

W krakowskim szpitalu zmarła dziewczynka, która została przywieziona z Andrychowa. Według mediów szła do szkoły, po drodze poczuła się źle. Nie, nie zadzwoniła do ojca. Wykonała telefon w kierunku ojca, który poinformował policję i poprosił o pomoc. Nikt nie reagował, nikogo nie zdziwiło, że dziecko — według lokalnego medium  — siedzi na mrozie na przyczepce na parkingu pod sklepem. Ta tragedia dowodzi jak niewiarygodnie wiarygodne są media. Podają informacje nie sprawdziwszy nawet wszystkich okoliczności. Jedne twierdzą, że siedziała, drugie, że leżała obok banera. A przecież jest to kluczowa informacja chociażby dlatego, że osobę leżącą na pustym parkingu obok banera trudniej dostrzec niż siedzącą. Jeśli wszystkie informacje podawane przez media są równie rzetelne, to nie jest to dobra informacja. Zwłaszcza w sytuacji, gdy za przepisane z innego źródła, nie do końca sprawdzone informacje trzeba płacić.

TVN24 dotarła do bezpośredniego świadka. Okazało się, że media opowiadają bajki mające z rzeczywistością niewiele wspólnego. Sytuacja przypomina jako żywo radio Erewań słynące z nierzetelności. W sprawie zmarłej dziewczynki zgadza się w zasadzie tylko miejscowość i nic poza tym. Nie siedziała na parkingu przy banerze na przyczepce, jak podały media powtarzające za lokalnym portalem jak za panią matką, lecz leżała w śniegu częściowo nim przysypana. Rodzina nie szukała jej „przez kilka godzin na własną rękę” jak podaje rzeczniczka komendy policji w Wadowicach. Ojciec zamiast szukać spędził trzy godziny na komendzie w Andrychowie usiłując zainteresować sprawą dyżurnego i prosząc, by chociaż zlokalizowano telefon córki. Nie znalazła jej przypadkowa osoba, lecz przyjaciel rodziny, który po trzech godzinach bezowocnie spędzonych na komendzie podjął z ojcem poszukiwania na własną rękę i znalazł dziewczynkę gdy nie dawała już oznak życia. W tej sytuacji o znieczulicę należy oskarżyć policję, a nie przechodniów, którzy idąc po oblodzonym chodniku spoglądają raczej pod nogi niż na boki.

TVP, która także zalicza się do kategorii ‚media’, a która po latach powróciła do korzeni stając się ponownie tubą propagandową władzy, wyemitowała w przedwczorajszych Wiadomościach sensacyjny materiał, z którego widzowie dowiedzieli się, że na scenie politycznej w nowym rozdaniu pracami Sejmu kieruje polityk z przeszłością medialną, co budzi wiele emocji i komentarzy. Materiał przygotował Konrad Warzocha. Okazało się, o czym  mało kto wiedział, że z roli scenicznego celebryty niemal wprost do laski marszałkowskiej. W czym to przeszkadza i komu? Rzecz w tym, że niekoniecznie śmieszności oczekują Polacy, bo czasy są trudne, a zamiast fachowców, dostają to… W tym miejscu nastąpiła przebitka na Hołownię, który zachęcał, by oglądając obrady Sejmu zaopatrzyć się w popcorn. Nie wiadomo dlaczego nie wspomniano przy okazji o wspaniałej przeszłości prezesa Kaczyńskiego, który wraz z bratem dawno temu usiłował ukraść księżyc.

Trzeba podkreślić z całą mocą, że fachowcami powinni, a nawet muszą być przedstawiciele dotychczasowej opozycji. PiS-u to nie dotyczy. Szymon Hołownia nie tylko umiejętności konferansjera przeniósł do sali plenarnej, ale i zwyczaje. Te zwyczaje przybliżył przechodzień, który przemykając przez kadr rzucił: Na razie to taki komediant. Następnie wyemitowano wypowiedź fachowca od czytania w myślach, czyli Wojciecha Biedronia z „Sieci”: Myśli, że jest aktorem całego wręcz teatrum polskiej, polskiej polityki, polskiego parlamentaryzmu, a to tylko średnio rozsądny aktorzyna z takiego raczej kabaretu o słabych lotach. Święte słowa fachowca natychmiast znalazły potwierdzenie, ponieważ nie wszyscy lubią kabarety i monodramy. Tu znowu pojawia się w kadrze przechodzień i mówi: Hołownia? Akurat! Taki dobry jak ja. Niestety, Konrad Warzocha nie wyjaśnia, czy te słowa należy odczytać jako obelgę dla Hołowni czy komplementem dla przechodnia. Nie jest dobrze, ale są oczywiście opinie, że mogło być gorzej. Jedną z takich opinii podzielił się Adrian Stanowski z Gazety Polskiej, który też czyta w myślach, choć tym razem swoich: Ja myślę, że możemy odetchnąć z ulgą, że jest Hołownia. Zamiast niego mógłby być Jakub Wojewódzki, bo pan marszałek Hołownia stosuje te same mechanizmy prowadzenia prac… Tu wypowiedź dość brutalnie została przerwana więc nie wiadomo o jakie prace chodzi. Wiadomo natomiast, o czym najwidoczniej Adrian Stanowski z Gazety Polskiej nie wie, że Kuba Wojewódzki nie mógłby być marszałkiem Sejmu zamiast Hołowni, ponieważ tę funkcję może pełnić tylko poseł.

Jak widać rzetelność mediów nie zależy od ich sympatii politycznych. Niemniej jednak warto zauważyć, że gdy funkcję marszałka Sejmu obejmował Kuchciński czy Witek czasy były łatwe, więc zamiast fachowców, Polacy dostali to… co wybrali.

Dodaj komentarz