We Francji są naukowcy

Na Wyspach Brytyjskich pojawiła się nowa odmiana koronawirusa. Nie jest groźniejsza, ale dużo bardziej zaraźliwa. Skąd o tym wiadomo? Ano stąd, że tam, na tych Wyspach, nie ma ani Narodowego Funduszu Zdrowia, ani sanepidu, więc laboratoria i instytuty naukowe są dobrze wyposażone i robią to, co do nich należy. W Polsce teoretycznie także by mogły, ale niby dlaczego podatnik miałby te brewerie finansować? Tak więc nie ma jak i nie ma kto sprawdzić, czy nowy szczep wirusa już się w kraju pojawił. Co w tej sytuacji powinna zrobić odpowiedzialna władza? Powinna w pierwszym rzędzie postarać się jak najbardziej opóźnić pojawienie się go, jednocześnie czyniąc przygotowania na wypadek skokowego wzrostu zakażeń.

Polskie władze ani o rozsądek, ani o odpowiedzialność posądzić nie sposób. Uznały, że należy postąpić odwrotnie i zrobić wszystko, żeby bardziej zaraźliwa odmiana na pewno i jak najszybciej znalazła się w kraju. Tę jakże przemyślaną strategię szef Kancelarii premiera i pełnomocnik rządu do spraw narodowego programu szczepień Michał Dworczyk tłumaczy tym, że w Wielkiej Brytanii przebywa ponad milion polskich obywateli, część z nich była już na lotniskach, część z nich była w drodze na lotniska, w związku z tym chodziło o to, żeby całkowicie nie wywracać do góry życia tym osobom. I to ma sens. Co prawda przed pierwszym listopada także wiele osób poczyniło przygotowania, co nie przeszkodziło zamknąć im cmentarzy przed nosem. Być może dlatego, że nie dawali gwarancji, że wniosą coś nowego. Co innego goście z Wysp. Skoro jest ich milion, to jest nadzieja, że z bożą pomocą do Wielkanocy wszyscy Polacy, którzy przeżyją, będą już mieli problem z głowy. To tłumaczy dlaczego narodowy program szczepień nie jest obowiązkowy. Dla tych zaś, którzy z powodu covida będą mieli problemy zdrowotne władza także znajdzie dobre słowo.

Michał Dworczyk, co trzeba z całą mocą podkreślić, to właściwy człowiek na właściwym miejscu. U Konrada Piaseckiego przyznał, że pilnie śledzi doniesienia naukowe, dlatego wie, że nie ma jednoznaczniej informacji o tym, jaki procent zaszczepienia populacji zagwarantuje odporność. We Francji są naukowcy, którzy twierdzą, że wystarczy 30% populacji zaszczepić. W Polsce nie wiem, prof. Gut mówi o 50%, prof. Horban o 40%, są naukowcy, którzy mówią o 70%. Więc tu nie ma takiej zero jedynkowej odpowiedzi ile procent musi się zaszczepić Polaków, żebyśmy uzyskali odporność zbiorową. Wygląda na to, że Dworczyk słyszy to, co chce słyszeć, a nie to, co mówią uczeni.

Wirusolog profesor Włodzimierz Gut jest zdania, że Polacy osiągną odporność zbiorową, jeśli 90 procent osób będzie zaszczepionych przeciwko koronawirusowi. Profesor powiedział, że przy takim wskaźniku szczepień, nawet jeśli pojawi się osoba zakażona, to „nie ma ona kogo zarazić”, więc łańcuch infekcji zostaje przerwany.

P. prof. Maria Gańczak tłumaczy bardziej szczegółowo:

Nie ma sztywnego progu pasującego do wielu schorzeń. Jest on różny dla różnych chorób i zależy to od tego, jak dany patogen się transmituje, jak wygląda jego podstawowa liczba odtwarzania, czyli ilu osobom jest w stanie przekazać zakażenie osoba chora. Czyli na przykład w wypadku wysoce zakaźnej odry musimy zaszczepić aż 95 proc. populacji, krztuśca – 92-94 proc., świnki – w granicach 75-85 proc. W przypadku SARS-CoV-2 tego jeszcze nie wiemy, znamy tylko matematyczne symulacje, które przewidują, że do wygaszenia epidemii potrzeba 50-70 proc. populacji odpornej na zakażenie.

„Podstawowa” wersja SARS-CoV-2 należała do chorób wysoce zakaźnych, a nowa odmiana podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Odporność zbiorowa nie oznacza, że wszyscy są odporni. Chodzi o to, by prawdopodobieństwo, że chorujący trafi na uodpornionych było jak największe, ponieważ dzięki temu choroba nie rozniesie się dalej. Odporność z kolei nabywa się albo dzięki szczepieniu, albo przez przechorowanie. Dzięki temu chronieni są ci, którzy z różnych przyczyn zaszczepić się nie mogą, a choroba może ich zabić. Oczywiście zupełnie przypadkiem ci specjaliści, którzy kręcą się wokół władzy lub są przez nią wzięci na utrzymanie znacznie częściej mówią to, co władza chce usłyszeć. Jednak od koordynatora narodowego programu szczepień można oczekiwać większej odpowiedzialności, a w szczególności opierania się na opiniach niezależnych ekspertów, a nie potakiwaczy. Szukanie we Francji potwierdzenia absurdalnych tez sugeruje, że szopka zwana narodowy program szczepień to jedna wielka mistyfikacja i zaszczepienie kilku procent populacji będzie odtrąbione jako ogromny sukces.

Epidemię można zlekceważyć i zbagatelizować jeśli są dostępne skuteczne leki i szczepionki. Dlatego nikt nie zamyka kraju z powodu grypy. Na tego konkretnego wirusa nie tylko nie ma skutecznych leków, ale na dodatek zbiera śmiertelne żniwo i bywa, że czyni spustoszenia w organizmie nawet wtedy, gdy choroba przebiega bezobjawowo. Na dodatek jest mocno zakaźny, co w połączeniu ze stosunkowo częstym ciężkim przebiegiem choroby grozi kompletnym paraliżem ochrony zdrowia. Stąd restrykcje, godziny policyjne, lock outy i drakońskie ograniczenia. Kompletną nieodpowiedzialnością w obliczu takiego zagrożenia jest nie tylko ściąganie do kraju na gwałt jeszcze bardziej zakaźnej wersji wirusa, zwlekanie z ograniczaniem kontaktów w kościołach czy przy wigilijnych stołach, ale także organizowanie szczepień jako swoistego referendum, w którym naród sam zadecyduje, czy zaszczepi się, czy nie. Owszem, w krajach demokratycznych szczepienia też nie są obowiązkowe, ale po pierwsze tam ludzie mają zaufanie do władzy, a po drugie przemawia do wyobraźni perspektywa płacenia za ewentualna kurację z własnej kieszeni.

Bloger Adam J. Wichura w sążnistym wpisie demaskuje manipulacje mediów i radzi jak się nie dać zmanipulować. Bloger Adam J. Wichura (tenże sam) w sążnistym wpisie manipuluje danymi dotyczącymi szczepionek aż miło. Według niego

W badaniach fazy 3 szczepionki Pfizer / BioNTech wzięło udział ponad 43 000 osób, z których około połowa otrzymała szczepionkę eksperymentalną, a reszta placebo. W sumie 170 osób zachorowało na COVID-19. Tylko osiem z nich było w grupie zaszczepionej; 162 otrzymywało placebo. Wynika z tego, że około 5 procent przypadków dotyczyło grupy zaszczepionej, a więc uznano, że względna skuteczność szczepionki wynosi 95 procent [3].

Przytoczywszy te dane spogląda na sprawę inaczej

Patrząc na dane inaczej:
• 99,2% badanych w grupie bez szczepionki nie zachorowało na COVID;
• 99,9% badanych w grupie ze szczepionką nie zachorowało na COVID.

Na czym polega manipulacja? Ano na tym, że badanych nie zakażano, lecz zakażali się własnym sumptem. A zdecydowanie łatwiej jest zakazić się bywalcowi dyskotek niż domatorowi przesiadującemu w domu przed telewizorem, jeżdżącemu metrem niż własnym samochodem itp. Zachorowało w sumie 170 osób, ale tylko osiem zaszczepionych, czyli niecałe 5%. Innymi słowy ryzyko rozchorowania się po szczepieniu jest kilkadziesiąt razy mniejsze. Autor przytomnie zauważa, że rząd wprowadza „absurdalne i histeryczne obostrzenia”, a jakoś nie chce dostrzec nie tylko przepełnionych szpitali i idących w setki zgonów, ale także i tego, że bez szczepionki powrót do normalności będzie trwał znacznie dłużej i będzie okupiony wieloma tragediami. A to nie koniec. Jeśli wirusa nie zablokuje się w porę, to będzie mutował i pozostanie z nami na wieki wieków amen. Wspomniany już prof. Gut: Gdyby jednak frekwencja na szczepieniach była niższa, wirus będzie powracał. Wtedy wirus pozostanie z nami i od czasu do czasu będzie się odnawiał w określonych grupach, w zależności od naszego zachowania.

W Polsce zaszczepić się może każdy, kto się zgłosi,
Władza nikogo nie zmusza, nikogo nie prosi.
Bo Polska to kraj dumny, nikomu się nie kłania.
Dzięki takiemu podejściu przyszłość się wyłania —
Gdy Europa od wirusa wolna od miesięcy,
W Polsce wciąż nowych zakażeń jest kilka tysięcy…

Dodaj komentarz