Utrwalacze władzy

W grudniu zeszłego roku wpadłem w zachwyt nad inteligencją naszej władzy. Uznałem, że

wypada wspomnieć o genialnym w swojej prostocie zagraniu taktycznym. Otóż PiS uchwaliło ustawę, której niezgodność z Konstytucją potwierdza nawet portal OKO.press. Kilka dni temu prezesem Trybunału Konstytucyjnego została mgr Julia Przyłębska. I stała się rzecz dotąd niespotykana. Prezydent A. Duda zamiast ustawę natychmiast podpisać, jak to miał w zwyczaju, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Choć — co wynika z uzasadnienia — powinien po prostu odmówić podpisania jej. Upiekł tym samym kilka pieczeni jednocześnie.

O jakie pieczenie chodziło?

Po pierwsze postawił się w roli strażnika konstytucji, czego opozycja domagała się od dawna. Po drugie rozpatrywanie przez Trybunał ustawy umożliwi legitymizację obecnego składu — ustawa zostanie uznana za ewidentnie sprzeczną z Konstytucją, co natychmiast zostanie propagandowo wykorzystane. Argumentacja jest prosta do przewidzenia — „mimo zarzutów o łamanie prawa uporządkowaliśmy sytuację prawną TK, dzięki czemu pracuje on sprawnie i obiektywnie, czego dowodem jest stwierdzenie niezgodności z konstytucją naszej własnej ustawy!” Po trzecie krok prezydenta stawia w bardzo trudnej sytuacji pozostałych sędziów Trybunału — nie mogą ani zgłosić zdania odrębnego, ani zbojkotować posiedzenia.

Żeby trafnie przewidzieć przyszłość trzeba poczynić założenia, oprzeć się na pewnych przesłankach. W tym przypadku zbyt optymistycznie przyjąłem, że nowy Trybunał pod wodzą magister prezes będzie kierował się pragmatyzmem, zdrowym rozsądkiem i… interesem partii, stwarzając pozory bezstronności. Niestety, nawet stwarzanie pozorów wymaga umiejętności i wiedzy. Czyli rzeczy niemożliwych dla kogoś, kto nie radził sobie nawet w sądzie powszechnym*. Na marginesie warto wspomnieć, że Julia Przyłębska pełniła swego czasu funkcję II sekretarza ambasady RP w… Niemczech. Dziś na odcinek niemiecki rzucony został jej mąż…

Skoro o sądach i sędziach mowa, to Jarosław Kaczyński twierdzi, że KRS powstało w 1989 r., zostało powołane przez ostatni PRL-owski Sejm jako oczywisty instrument utrwalenia postkomunizmu w sądownictwie. Według naszej oceny sądy to jedna z twierdz postkomunizmu w Polsce. Na czele jest tu Sąd Najwyższy, który ma naprawdę spory dorobek, jeśli chodzi o ochronę ludzi służących dawnemu systemowi, ale także wiele bardzo wątpliwych wyroków. Jednocześnie szerzy się tam lewactwo i podległość w stosunku do sił zewnętrznych wobec Polski. Niemal 30 lat po obaleniu komunizmu nadal utrwalany jest postkomunizm. Oczywiście nie w PiS-ie przez komunistycznego prokuratora, ale w sądach przez komunistycznych sędziów. Na czym owo utrwalanie polega? Najlepiej zilustrować to na przykładzie Trybunału Konstytucyjnego. Otóż gdy prezesem był prof. Rzepliński Trybunał Konstytucyjny utrwalał. Gdy stanowisko objęła mgr Przyłębska przestał. Podobnie z sądami — utrwalanie postkomunizmu ustanie, gdy sędziów z dorobkiem, niezależnych, zastąpią sędziowie posłuszni. Można robić zakłady, czy po „reformie” „sędzia na telefon” będzie wyjątkiem czy regułą?

Co ciekawe i wielce charakterystyczne Jarosław Kaczyński, nie po raz pierwszy zresztą, zaprzecza prawdzie i występuje przeciw… samemu sobie. O niezależność sądów walczył bowiem jak lew podczas obrad Okrągłego Stołu. To on domagał się niezależności sędziów, to on postulował, by prezesów sądów mianowali sami sędziowie, ponieważ kwestia mianowania prezesów sądów bez udziału samorządu sędziowskiego jest jedną z „furtek” pozwalających władzy na „uzależnienie poszczególnych sędziów w wyrokowaniu”. Wtedy Kaczyński uważał, że „Warto się spieszyć, żeby te wszystkie furtki zamknąć”. Dzisiaj spieszy się, żeby te wszystkie furtki jeśli nie otworzyć na oścież, to zlikwidować na amen. Można domyślać się, dlaczego raz uzależnienie od władzy poszczególnych sędziów w wyrokowaniu jest niedopuszczalne, a innym razem stanowi oczywisty instrument walki z postkomunizmem w sądownictwie.

Wszystko staje się jasne gdy sobie uświadomić, że zarówno reforma oświaty, jak i podporządkowany władzy Trybunał Konstytucyjny oraz cały wymiar sprawiedliwości, to nie walka z postkomunizmem, ale restytucja komunizmu. I to w jego najgorszej odsłonie. Bowiem nawet w stalinowskiej Polsce sądy nie były podporządkowane władzy aż tak dalece i bezwzględnie, jak chce to zrobić PiS, a Trybunału Konstytucyjnego w ogóle nie było. Podobnie jak burżuazyjnego reliktu — gimnazjów. Jedyna różnica polega na tym, że jeszcze nie wszystko znacjonalizowano. Ale… Kraków też nie od razu zbudowano. Jeśli ma się nieograniczony dostęp do publicznych pieniędzy nie trzeba niczego nacjonalizować. Można sobie po prostu wymarzone stacje telewizyjne, tytuły prasowe, banki, spółki po prostu kupić lub, na przykład pod hasłem „repolonizacji”, przejąć za pomocą ustawy. Morawiecki wszystkiemu przyklaśnie.

Jedno niepokoić może. Otóż obecna władza pokazała, że nie ma czegoś takiego jak prawa nabyte. Przywileje można odebrać, emerytur pozbawić. Czy ludzie wysługujący się dzisiaj gorliwie obecnej władzy mają podstawy sądzić, że trwać ona będzie wiecznie? Skąd pewność, że w przyszłości nikt nie odważy się ich tknąć?

 

PS.
Czy ktokolwiek, wliczając w to najzagorzalszych kibiców uwierzy, że polskie drużyny będą święcić triumfy jeśli zawodnicy będą wyznaczani przez czynniki partyjno-rządowe? A przecież skoro w zarządach i radach nadzorczych spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej mogą zasiadać członkowie zarządu Stołecznego Towarzystwa Śpiewaczego „Lira”, to dlaczego na boisku czy bieżni mieli by się nie sprawdzić zasłużeni działacze partyjni?

I z zupełnie innej beczki: Czy można odmówić logiki twierdzeniu: „każdy ma prawo na swojej posesji wyciąć drzewo, które posadził” jeśli „nikt nie ma prawa bez zezwolenia sprzedać ziemi, którą posiada”?


* Gazeta Wyborcza: „Brak stabilności orzecznictwa”, „przeterminowanie uzasadnień”, „wysoka absencja w pracy” – to główne zarzuty pod adresem Przyłębskiej, jakie mieli do niej sędziowie z Poznania, kiedy w 2001 r. opiniowali jej wniosek o powrót do stanu sędziowskiego. W konkluzji sędziowie napisali: „Kolegium Sądu Okręgowego w Poznaniu przedstawia z opinią negatywną kandydaturę p. Julii Przyłębskiej na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego”. Stwierdzili też, że „powrót pani Julii Przyłębskiej na stanowisko sędziego nie będzie korzystny dla wymiaru sprawiedliwości”. Cała opinia tutaj.

Dodaj komentarz