Dziennik Rzeczpospolita „z poczucia odpowiedzialności” poinformował w wydaniu papierowym, że Polacy, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Oraz Eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny. Wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej.
W innym miejscu dziennik informuje swoich czytelników: Informacje, zawarte w dzisiejszym tekście „Trotyl na wraku tupolewa”, dziennikarze „Rz” sprawdzali wczoraj do późnego wieczora. Dlatego materiał ten ukazał się tylko w części wydania „Rzeczpospolitej”. Z kolei w innym miejscu redakcja przyznaje, że sprawdzane do późnego wieczora informacje to humbug: Informacje „Rz” zdementowała warszawska Wojskowa Prokuratura Okręgowa. We wtorek po południu oświadczenie wydała też redakcja dziennika. „Pomyliliśmy się pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały” – napisała redakcja „Rz”. By w końcu iść w zaparte. A jednak nie można wykluczyć materiałów wybuchowych – krzyczy tytuł artykułu z którego wynika, że obecności dżemu truskawkowego też wykluczyć nie można.
To wszystko ma miejsce w dniu, gdy dowiadujemy się o kolejnej przegranej przez Polskę sprawie w Strasburgu. Karę zapłacą solidarnie wszyscy podatnicy, bo przecież nie politycy ani urzędnicy. Gdy sprawie przyjrzeć się nieco dokładniej okazuje się, że Polska, obok Włoch, Turcji i Rosji, jest jednym z krajów posiadających największe zaległości w wykonywaniu wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – w 2011 r. na wykonanie oczekiwały 924 wyroki!
Z kolei Sąd Najwyższy rozpatrywał pytanie czy można obrazić czyjeś uczucia religijne tylko z zamiarem bezpośrednim (chcąc to zrobić), czy także z zamiarem ewentualnym (przewidując, że z powodu słów czy zachowania ktoś może poczuć się obrażony). Nie wyjaśnił co to są owe uczucia religijne i w jaki sposób można je obrazić, ale orzekł, że można to uczynić na oba sposoby. Dzięki tej światłej wykładni za jedno i to samo będzie można zostać skazanym i uniewinnionym. Zależnie od tego, czy sąd uzna, że obrażający mógł przewidzieć, że ktoś się obrazi, czy nie.
Po publikacji w Rzeczpospolitej prezes Jarosław Kaczyński już bez ogródek i bez owijania w bawełnę obarczył polskie władze odpowiedzialnością za śmierć swojego brata i towarzyszących mu osób. Jarosław Kaczyński oświadczył na posiedzeniu parlamentarnego zespołu do spraw katastrofy smoleńskiej, że zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP, innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego, to jest po prostu niesłychana zbrodnia. Na takie dictum nie pozostał obojętny prezes Rady Ministrów. – Jest rzeczą niedopuszczalną, aby lider opozycji, korzystając z nieścisłego materiału prasowego, wysnuwał wnioski, które dewastują państwo polskie. Ponieważ według niego państwo polskie dewastuje lider opozycji, a nie lider koalicji dopuszczając do sytuacji, że prawo zmiana się w farsę.
Skoro to tylko cząstki zjonizowane, dlaczego od tygodnia prokuratura i rząd, choć o nich wiedzą, nie powiadomili opinii publicznej? Co w tej informacji było tak tajemniczego? – pyta dramatycznie Rzeczpospolita jakby jej redaktorzy dopiero co wylądowali w kraju po urwaniu się z choinki. Dla prokuratury tydzień to mgnienie oka. Najdrobniejsze śledztwo mające na celu ustalenie, czy podejrzany powiedział „a” czy „A” wymaga co najmniej trzymiesięcznego aresztu pięciokrotnie przedłużanego. Kto jak kto, ale dziennikarze powinni o tym wiedzieć. Zwłaszcza, że sami informowali o niebywałym sukcesie prokuratury. Otóż po 11 latach śledztwa w sprawie porwania Olewnika przeprowadzono brzemienny w skutki eksperyment, który być może pozwoli zakończyć śledztwo zanim ze starości umrze wnuk porwanego.
Gdy jednak zajrzymy do Kodeksu karnego i przeczytamy wykładnię SN pozbędziemy się złudzeń. Prezes Rady Ministrów obraża z zamiarem bezpośrednim uczucia religijne prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Ponieważ przez Prawa i Sprawiedliwości głęboko wierzy, że to co mówi jest prawdą.