Traktacik o wojnie.

Dziś bronią może być wszystko od noża poczynając, a na plotce kończąc i świadomość tego stanu to pierwsza podstawowa linia obrony.

W pierwszej kolejności trzeba określić cel – czyli co chcemy osiągnąć. Inne nakłady poniesiemy jeśli chcemy pogonić intruza, a inne jeśli chcemy zająć jego dom. Podstawowy, nazwijmy go tradycyjnym, arsenał środków jest prosty, rozpięty od noża do broni atomowej. Sposoby użycia tej broni są znane, tak samo jak skutki. To są  te jawne sposoby prowadzenia wojny w świadomości ogółu kojarzone z okopem, mundurem, szablą, czołgiem, czy pistoletem.

Cele osiągane za pomocą tych środków też są jawne — to zajęty teren, obalony rząd czy ustanowione swego prawa na zajętym terenie.

Po co się to robi, po co prowadzi się wojny? To proste: aby zwiększyć swe szanse, czy grupy która się reprezentuje i jej możliwości kosztem innych jednostek czy grup, zajmując ich teren i ich zasoby.

W tym modelu prowadzania wojny kosztem jest konieczność militaryzacji własnego społeczeństwa, a co za tym idzie motywowanie go do wojny i uzbrajanie.

I to tyle jeśli chodzi o tradycyjne pojmowanie wojny.

Dziś realizując te same cele, czyli zajęcie zasobów lub terenu w celu zwiększania swych możliwości przetrwania i rozwoju,  w ramach optymalizacji stara się osiągnąć możliwie niskimi kosztami. Innymi słowy po co budować drogi czołg i wysyłać własnych obywateli na wojnę, jeśli taniej jest zmanipulować społeczeństwo przeciwnika i zmusić je do samo-destrukcji lub do przyjęcia kierunku rozwoju skierowanego na nasz rozwój, a nie jego.

Jeśli ktoś myśli, że czasy niewolnictwa się dawno skończyły to znaczy, że jest nieświadomy świata w jakim żyje. Dziś oczywiście nikt nie nazywa nikogo niewolnikiem, co nie zmienia faktu, że współcześnie też są całe grupy czy wręcz społeczeństwa, które pracują za przysłowiową miskę ryżu czy błyskotki. Co ciekawe bardzo często oni nie mają świadomości tego, że już są „podbici”, a ich agresorzy bynajmniej nie mają interesu w tym, by to im uświadamiać. Bowiem świadomość rodzi frustrację, a ta chęć  buntu i zmiany swego statusu.

Tu dochodzimy do podstawowych wartości, o które i którymi toczy się dzisiejsze wojny. To właśnie świadomość społeczna, edukacja, polityka społeczna, informacja, przekaz medialny, propaganda, model życia społecznego i religia.

Internet nie tylko skomunikował ludzi i umożliwił im szybki kontakt, Internet stworzył też nowe pole walki. Dziś to klawiaturą można stworzyć większe zagrożenie niż czołgiem, taniej, ekonomiczniej, można nawet powiedzieć, że humanitarnej, a efekt końcowy podobny – żyjemy kosztem innych, przekonując ich do działań, które ograniczają ich rozwój, ich świadomość i ich kulturę.

Ten model wojny niestety też ma pewna wadę — nie ogranicza prokreacji podbitego społeczeństwa. A Ziemia jak wiadomo jest układem zamkniętym o określonej pojemności, tak więc fizyczna depopulacja tak czy inaczej staje się koniecznością. Można oczywiście za pomocą manipulacji wmawiać, że rozmnażanie się jest nie trendy, można tworzyć modele ekonomiczne, w których rozmnażanie się  będzie nieopłacalne dla jednostek, ale choćby na przykładzie Chin widać że to półśrodki w żadnym wypadku nie gwarantujące sukcesu.

Sukces w dłuższym okresie może zapewnić jedynie farmakologiczna depopulacja podbitych społeczeństw do poziomu wymaganego przez agresora, czy to za pomocą broni epidemiologicznej czy farmakologicznej sterylizacji powodującej niepłodności całych grup.

Zdefiniujmy sobie sukces. W tym rozumieniu to przetrwanie, wygodne życie i rozwój wybranej grupy o określonej świadomości, kulturze i określonym modelu życia.

W tym traktaciku nie posługuję się kategorią Państwa, tylko Społeczeństwa, agresorem nie musi być państwo , może to być grupa społeczna, czy tak zwana grupa trzymająca władzę.

Formy obrony przed agresją? To proste: wiedza, prawdziwa informacja, kultura, edukacja i pamiętanie o tym, że „ciemny lud” to synonim niewolnictwa.

Na koniec jeszcze jedna ważna uwaga: najłatwiej wygrywa się te wojny, których przeciwnik w ogóle nie zauważa, że się toczą.

 

19.10.2020
Villk

Dodaj komentarz


komentarzy 5

    1. w sprawie komentarza u mnie -znalazłem w spamie -nie wiem dlaczego -nie do końca opanowałem wordpressa   . Już  poprawiłem-  jest widoczny z tego co widzę.

      Ciesze się, że sprowokowałem słowotok – jak widać w temacie to tylko TRAKTACIK i sam się musiałem ograniczać – co nie było łatwe

      pozdrawiam

  1. Na koniec jeszcze jedna ważna uwaga: najłatwiej wygrywa się te wojny, których przeciwnik w ogóle nie zauważa, że się toczą.

    Taką wojnę wygrywają Google, Facebook. Facebook to nie jest miejsce, w którym jestem obecna. Pozornie Google także. Ale widzę jak jestem obserwowana, co objawia się w reklamach sugerujących kupowanie. Specjalnie czasami oglądam rzeczy, których nie potrzebuję, których nigdy nie kupię, a usłużny „Gugiel” już pokazuje co oglądałam i sugeruje: kupuj….kupuj…..kupuj… Ile osób na tę zachętę się łapie? Chyba sporo.

    Zadowolony niewolnik zawsze będzie swojego pana bronił.

    1. W tym co piszesz pobrzmiewa żal, że coś, co służy ludziom, co wykorzystują na co dzień to zło wcielone. Otóż nie, moja droga. To ludzie dokonali wyboru, uznali, że to narzędzie spełnia ich oczekiwania, nie protestują gdy coraz głębiej sięga w ich prywatność. Przypomnę, że Microsoft próbował swego czasu wymusić na użytkownikach używanie określonej przeglądarki, ale mu się nie udało. A przecież Google ma konkurencję. Dlaczego nikt z niej nie korzysta? Z lenistwa?

      Kilka przykładowych alternatywnych wyszukiwarek:
      Bing (Microsoft)
      Yahoo
      Nekst.com (polska, nasza, narodowa wyszukiwarka!)
      DuckDuckGo (warta polecenia, wyświetla co znajdzie, nie stara się „domyślać” co użytkownik chce znaleźć; porównanie wyników z wynikami z Google’a pozwala zobaczyć ile Google ukrywa)

      I jeszcze ciekawostka: InternetArchive.com To nie jest wyszukiwarka, to archiwum. Dzięki niej można sobie powspominać stare czasy, chociazby blogi na Toku.