To się może jeszcze nasilać

Dywagacje mają zaszczyt przedstawić sztukę krótką acz treściwą i bardzo na czasie w jednym akcie pod tytułem „Granica”.
Występują: funkcjonariusze państwowi w mundurach oraz uchodźcy
Scenografia: granica państwa. Na prawo słupek graniczny, wzdłuż granicy zasieki z drutu kolczastego. Po jednej stronie tłum funkcjonariuszy, po drugiej migranci rzucający kamieniami.

Akt pierwszy i zarazem jedyny.

Akcja: Polski funkcjonariusz zaczyna bacznie przyglądać się jednemu z rzucających kamieniami migrantów. Ten z początku ignoruje to, ale po chwili natarczywy wzrok Polaka zaczyna mu działać na nerwy. Wreszcie nie wytrzymuje i krzyczy do niego w narzeczu migrantów:
Migrant: No szto ty tak smotrisz!? Migranta ty nie widieł?

Koniec aktu pierwszego i zarazem ostatniego

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że każdy uchodźca, każdy migrant doskonale wie, że jeśli nie może przejść przez granicę, bo jest chroniona i dobrze pilnowana, to bez przeszkód przekroczy ją gdy znajdujących się po drugiej stronie funkcjonariuszy wprawi w stupor. Z „Elementarza skutecznej migracji”: „Jeśli chcesz przedostać się przez granicę, a straż graniczna, policja lub wojsko z osobna lub razem mnożą przeszkody, to albo zaatakuj funkcjonariuszy werbalnie (działa tylko jeśli użyjesz właściwych zwrotów i określeń), fizycznie, a gdy nie masz do nich dostępu to po prostu ukamienuj ich. Widząc jak bardzo jesteś zdeterminowany by dotrzeć do celu swej migracji albo cię przepuszczą bezzwłocznie albo zbędnej zwłoki.”

Unia, a także Stany Zjednoczone demonstrują solidarność z atakowaną hybrydowo przez Białoruś Polską. Problem polega na tym, że Polska nie jest solidarna ani z Unią, ani ze Stanami Zjednoczonymi. Wynika to z faktu, że polska dyplomacja praktycznie nie istnieje. Dyplomaci zachodni rozmawiają więc z Putinem i Łukaszenką ani nie konsultując tego z Polską, ani nie pytając jej o zdanie. A przecież nawet dziecko wie, że jeżeli jest konflikt z Józkiem, to aby go rozwiązać należy rozmawiać z nim, a nie o nim ze swoim przyjacielem. Tymczasem my nie rozmawiamy z przeciwnikami, którymi są Łukaszenka i Putin, lecz z sojusznikami. A gdy sojusznicy wyręczając nas prowadzą rozmowy z Łukaszenką i Putinem, mamy im to za złe.

Kryzys na granicy ma kilka wymiarów. Jednym z nich, na który zwrócił uwagę sam Łukaszenka jest to, że polskie władze zamiast rozwiązywać problem graniczny siłami służby granicznej i ewentualnie policji przerzucają tam wojsko i sprzęt wojskowy. Tym samym dają pretekst Rosjanom, których przecież Łukaszenka wezwał na pomoc, do wzmacniania swojej obecności wojskowej na Białorusi. Na szczęście wice premier od spraw bezpieczeństwa nie obawia się tego. No bo co nam Ruscy mogą zrobić? Co prawda Mamy wojnę hybrydową, ale wojna z użyciem broni raczej nie rysuje się na horyzoncie; nie wydaje mi się, żeby Łukaszenka był w stanie odważyć się na coś więcej niż w tej chwili. Jeśli Łukaszenka nie odważy się, to Putin tym bardziej. Przynajmniej nie w tej chwili.

W czasach minionych partia rządziła pod hasłem „program partii programem narodu”. Od tego czasu zaszła zmiana na lepsze i teraz „interes partii interesem państwa”. Bardzo poważnym zagrożeniem jest działanie wewnątrz Polski grupy, która za nic ma polskie interesy, ono [zagrożenie] już jest, ale to się może jeszcze nasilać. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w interesie Polski leży na przykład, żeby zachodnie media przedstawiały białoruski punkt widzenia relacjonując wydarzenia na granicy od strony białoruskiej. Leży także w jej interesie grymaszenie i strzelanie fochów, ponieważ „nic o nas bez nas”, na łapu-capu, trzeba zastanowić się, rozważyć wszystkie ‚za’ i ‚przeciw’, zaplanować każdy krok, każde posunięcie, bo co nagle, to po diable. Dlatego Umiędzynarodowienie tej kwestii jest potrzebne, ale nie tak, żeby rozmawiano nad naszymi głowami; to musi być tak zaplanowane, żeby były szanse, że to coś da. Na razie rozwiązywanie konfliktu nie ma sensu, ponieważ dzięki niemu partia rośnie w siłę, a poparcie nie spada. Działania Unii mające na celu deeskalację konfliktu nie są na rękę ani Łukaszence, ani Kaczyńskiemu.

O sprawności i wiarygodności polskich służb dobrze świadczy skierowany do „nielegalnych migrantów” komunikat nadawany w języku obcym, że jeśli ci „nie uszanują” polskiej granicy to polska policja użyje siły. Migranci nic sobie z ostrzeżeń nie robią, nie tylko nie szanują, lecz wręcz postponują polską granicę, a polskie służby nie tylko bezczynnie przyglądają się profanacji, ale jeszcze chełpią się tym na Twitterze. Jednak z uwagi na to, że „sytuacja jest napięta”, rząd rozważa „uruchomienie” artykułu czwartego NATO. W związku z tym Trybunał Konstytucyjny winien w trybie pilnym sprawdzić, czy jest on aby na pewno zgodny z polską Konstytucją. Byłoby bowiem bardzo niefortunne, gdyby okazało się, że jednak nie jest. „Wniosek o zbadanie zgodności art. 4. NATO w zakresie, w jakim w sprawach bezpieczeństwa pozwala na konsultowanie z kimkolwiek poza Polską, czy zagrożona jest integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo Polski jako państwa członkowskiego NATO, jest zgodny z art. 2, art. 8 ust. 1, art. 90 ust. 1 Konstytucji RP”.

W zeszłym roku władza ominęła Konstytucję wprowadzając stan wyjątkowy bez wprowadzania go. W tym roku wprowadzono stan wyjątkowy na granicy z Białorusią. Wprowadzenie go nie sprawiło, że instytucje państwowe i służby zaczęły działać szybko, sprawnie i skutecznie. Wręcz przeciwnie, zagrożenie narasta i eskaluje, o czym stosowne instytucje informują wprost, chełpiąc się „sprawnością” i rosnącą liczba rannych. Jak niewiarygodnie kompetentna i przewidująca jest władza najlepiej świadczy fakt, że stan wyjątkowy został wprowadzony tylko na miesiąc, po czym przedłużony na dwa. A przecież można go było wprowadzić od razu na trzy miesiące — właśnie teraz by się kończył — i przedłużyć. Władza ewidentnie nie była w stanie przewidzieć, że Łukaszenka nie po to rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę szmuglu migrantów, żeby go zakończyć po kilku tygodniach. Ponieważ konflikt graniczny ani myśli się skończyć, więc postanowiono przedłużyć stan wyjątkowy w równie sprytny sposób jak w zeszłym roku — bez wprowadzania go, zwykłą ustawą procedowano jak zwykle w trybie superekspresowym.

W kraju, w którym wyroki sądowe post factum okazują się niezgodne z Konstytucją, uchwalanie niezgodnych z nią ustaw czy rozporządzeń stało się normą. Niestety, poziom demagogii i wiernopoddaństwa przedstawicieli partii rządzącej osiągnęły poziom niespotykany od czasów Stalina, a obecnie porównywalny z panującym w partii północnokoreańskiej. Obóz władzy uważa, że winni zaistniałej sytuacji nie są Łukaszenka z Putinem, lecz polska opozycja, Niemcy i Unia Europejska. Na szczęście dla partii rządzącej pożytecznych idiotów po opozycyjnej stronie nie brakuje, więc najgorsza, najbardziej niezgodna z konstytucją ustawa zostanie bez przeszkód dużą większością głosów przepchnięta. Dla dobra Polek, Polaków i Polski.

Dodaj komentarz