The show must go on

Prezydent Stanów Zjednoczonych popisał się dyletanctwem. Równie dobrze mógł opowiadać o polskich więzieniach CIA. Problem w tym, że prezydent Stanów Zjednoczonych dał się zwieść pozorom. Bowiem oglądając migawki z Polski i widząc podniesione w górę dłonie, płonące pochodnie, napisy na murach mógł odnieść wrażenie, że Polska to kraj o głębokich tradycjach faszystowskich, w którym faszystowska ideologia jest żywa i z pietyzmem pielęgnowana. W tym przeświadczeniu mogła go utwierdzić reakcja, a w zasadzie jej brak, władz państwowych i wymiaru sprawiedliwości na przejawy rasizmu i ksenofobii.

Wyobraźmy sobie, że minister spraw zagranicznych znalazł się w trudnej sytuacji, czyli w Stanach. Jest jednak zdeterminowany, więc tłumaczy p. prezydentowi zaprzyjaźnionego mocarstwa, że okrzyki „do pieca” skandowane przez kibiców pod adresem kojarzonego z Żydami zawodnika, napisy „Jude raus”, czy „Do gazu” na murach i nagrobkach to przejaw staropolskiej gościnności. Po prostu u nas zimno, a wiadomo – Żydzi to Izrael, a Izrael to Bliski Wschód, a tam gorąco jak w piecu. Więc to żadna obraza ani broń boże antysemityzm. Wręcz przeciwnie, to zaproszenie i zachęta, żeby Żydzi u nas feel like at home. Jednak w to, że podobnie należy rozumieć naśladowanie małpy ilekroć przy piłce znalazł się czarnoskóry jak Obama zawodnik chyba nawet sam minister nie uwierzył.

cmentarzzydowski

Oczywiście w sytuacji gdy jazgot podnosi PiS i osobiście sam prezes, to Prezes Rady Ministrów nie może milczeć. Więc pouczył prezydenta supermocarstwa i powiedział mu do słuchu. – Zawsze reagujemy w taki sam sposób wtedy, kiedy ignorancja, niewiedza, zła wola doprowadzają do takiego wypaczania historii – szczególnie dotkliwego dla nas, tu w Polsce, w kraju, który wycierpiał, jak żaden inny w Europie w czasie II wojny światowej – to dla Polski sprawa, obok której nie możemy przejść obojętnie. No i nie przechodzimy.

Policja bowiem karze mandatami za „znieważanie organów państwa”, ale śledztwa dotyczące wybryków o charakterze rasistowskim lub antysemickim są z reguły umarzane. A kibice raz są kibolami, a raz patriotami. Zależnie od treści transparentów i sytuacji politycznej. Warto może przypomnieć, że gdy PiS walczył z kibolami i PZPN-em, to PO wspierało i jednych i drugich. A w 2010 roku Piotr Kalbarczyk, radny PO z Warszawy, Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO, Andrzej Halicki, poseł PO, Ewa Malinowska-Grupińska, przewodnicząca Rady Warszawy z PO, Marcin Kierwiński, wicemarszałek województwa mazowieckiego z PO prosili Legię o zniesienie zakazów stadionowych dla kilkunastu kiboli. Potem Donald Tusk wypowiedział wojnę kibolom. I odnosi zwycięstwo za zwycięstwem.

Oczywistą oczywistością jest, że jak ktoś coś gdzieś chlapnie, co się prezesowi nie spodoba, to prezes będzie domagał się przeprosin. Nie, nie dla siebie. Dla całego narodu. Bo zostali obrażeni wszyscy, nawet ci, którzy stali tam, gdzie wtedy stali dziadkowie z Wehrmachtu. Więc i premier Donald Tusk nie miał wyjścia – stwierdził, że słowa prezydenta USA Baracka Obamy o „polskim obozie śmierci” dotknęły wszystkich Polaków i oczekuje przeprosin. Nie sprecyzował w jakiej formie miałoby to nastąpić – czy ma to być sprostowanie, czy odpowiedź, jak chce PO wzorując się na PiS.

Jeśli już mowa o przeprosinach, to czy nie budzi zdumienia, że szef rządu znajduje czas na połajanki dla Baracka Obamy, a nie ma go od dwóch lat dla prezesa Kaczyńskiego et consortes, którzy bezkarnie oskarżają rząd polski o krew na rękach i zdradę? I bezkarnie rzucają bezpodstawne oskarżenia na premiera, a obecnie prezydenta sąsiedniego kraju?

A skoro już jesteśmy przy Ameryce i Amerykanach. Polski obywatel, legitymujący się dowodem osobistym i zameldowany w Warszawie, prof. Binienda, negocjuje z polską prokuraturą gdzie i na jakich warunkach będzie go mogła przesłuchać w charakterze świadka. Prof. Binienda jak wiadomo jest jednym z najwybitniejszych naukowców na świecie, któremu udało się zasymulować komputerowo prawdę w oparciu o sfałszowany raport. Fałszerstwo odkrył wielce zasłużony dla służb specjalnych historyk Antoni Macierewicz. Dzięki prof. Biniendzie wiemy już, że samolot może ulec katastrofie w wyniku zderzenia z ptakiem, ale nigdy trzy metry nad ziemią w wyniku kolizji z brzozą. Zawłaszcza ruską. Czy teraz to będzie stała praktyka polskiego wymiaru sprawiedliwości i odtąd wszystkie przesłuchania będą odbywały się w placówkach dyplomatycznych innych państw w obecności ambasadorów?

Dodaj komentarz