Ten rząd i poprzednie

 W tym roku będą wybory. Teoretycznie. Na jesieni. Gdzieś w październiku. Dotychczas przed każdymi wyborami ugrupowania polityczne epatowały programami, przekonywały, że jeśli dojdą do władzy to wszystkim będzie lepiej, a przynajmniej nie gorzej, ponieważ zrobią to, to, to i tamto, obiecywały gruszki na wierzbie. W tym roku jest zupełnie inaczej, ponieważ nie tylko partie opozycyjne nie mają żadnego programu. To niebywale utrudnia partii rządzącej działanie i zmusza do improwizowania. Nie mając pomysłów, poza dodatkowymi transferami socjalnymi typu kolejna emerytura, straszy, że jeśli opozycja zdobędzie władzę, to odbierze całą jałmużnę, którą władza rozdaje od ośmiu lat. Opozycja z kolei zapewnia solennie, że podstawą jej programu jest nieodbieranie, ponieważ co PiS dało święte jest i nienaruszalne.

Otwarte pozostaje pytanie dlaczego na spory odsetek społeczeństwa to działa? Dlaczego tak wielu nie chce niezależności, czyli pracy i godziwej pracy, a potem świadczeń na satysfakcjonującym poziomie? Dlaczego woli klepać biedę zdając się na łaskę i niełaskę władzy? To nie może być przypadek, że największe poparcie PiS ma tam, gdzie spory odsetek dorosłych pozostaje wciąż na garnuszku rodziców.

Aż 34% badanych nadal mieszka z rodzicami. 46% z nich to osoby w wieku 20-29 lat, 20% to osoby wieku 30-39 lat, osoby w wieku 30-39 lat to 11%, a osoby w przedziale wiekowym 50-59 to 9% badanych. Najwięcej osób mieszka z rodzicami w regionie wschodnim.

W Województwie podkarpackim aż 72% badanych udziela pomocy dzieciom i wnukom, a w lubelskim aż 61%.

Na niecały rok przed wyborami wyborcy mają do wyboru PiS i anty-PiS, zaś politycy, zwłaszcza z marginalnych partyjek przekonują, że istnieje realny wybór i głosowanie na nich zmieni diametralnie sytuację kraju i jego mieszkańców. Niestety, nie zmieni. Jeśli bowiem opozycja nie może dogadać się przed wyborami, to nie dogada się także i po. Jeśli nawet jakimś cudem wygra, co wcale nie jest takie pewne, znowu będziemy świadkami upokarzającej, żałosnej walki o stołki i posady w państwowych spółkach. Tusk zresztą deklaruje wprost, że nie będzie żadnej prywatyzacji, raz zdobytej kontroli nad spółkami skarbu państwa nie oddamy nigdy. Różnica między obecną Rzeczpospolitą Polską, a Polską Rzeczpospolitą Ludową polega na tym, że wtedy władza nieco temperowała apetyty monopolistów. Dzisiaj państwowe spółki doją klientów bez litości i opamiętania ze szkodą dla gospodarki. I nie przestaną, bo niby dlaczego miałyby?

Na spotkaniu ze związkowcami Rafaco, firmy, której kosztem robiący bokami państwowy Tauron postanowił odbić się od dna, Donald Tusk nie przedstawił kompleksowego planu wyjścia z sytuacji, tylko domagał się ingerencji władzy. To tylko potwierdza obawy, że po wyborach zmieni magistra Jacka Sasina na swojego człowieka i nadal będzie ręcznie sterował gospodarką. Jak ja usłyszałem wczoraj premiera Morawieckiego, że: „do tanga trzeba dwojga, że trzeba ustąpić jedni drugim”, no to ja mogę wam powiedzieć tylko jedno, że tu są potrzebne decyzje. Przeczytałem te kilkadziesiąt stron dokładnej analizy waszej sytuacji no i dobrze rozumiem, że to jest kwestia nie lat, nie miesięcy, tylko dni, a w najlepszym wypadku tygodni, jeśli nie będzie jednoznacznych decyzji, które są w rękach tych, którzy dzisiaj rządzą. Nie mogą zostawić tej sprawy tylko w relacji Tauron-Rafako, no bo wy w starciu z takim państwowym molochem za bardzo szans nie macie.

W tym miejscu Tusk niejako mimochodem i zupełnie przypadkiem posypał głowę popiołem przyznając, że jak się ma wpływ na poszczególne firmy, to trudno oprzeć się pokusie by z niego nie skorzystać. Ja wiem, że mówimy o spółkach giełdowych, ale jak trzeba było, to ten rząd, ale poprzednie też, nie wahały się, żeby użyć swoich wpływów i mogą wymusić konkretne decyzje, czy zasugerować takie decyzje, które będą podjęte jeśli rząd się uprze, żeby te decyzje podjąć. Niestety, przewodniczący nie wyjaśnił dlaczego obecny rząd miałby chcieć ratować jakąś prywatną firmę, która jest kompletnie bezużyteczna z punktu widzenia synekur, kosztem zarządzanej poprzez siebie. Tym bardziej, że zarządza nieudolnie, przez co spółka robi bokami i na wolnym rynku nie utrzymałaby się zbyt długo.

Sytuacja przypomina dom wariatów, w którym szaleniec jedną ręką delikwenta okłada, a drugą głaszcze zapewniając, że robi wszystko co w jego mocy, by złagodzić dolegliwości. W omawianym przypadku państwowe spółki bez opamiętania podnoszą ceny, zaś władza „robi wszystko” by społeczeństwu zrekompensować ich wzrost. Oczywiście są to wszystko ruchy pozorowane, ale jak dotąd spory odsetek społeczeństwa głęboko wierzy, że takie działania przyniosą efekt i poprawi się ich sytuacja.

Po ośmiu latach rządzenia, po doprowadzeniu energetyki na skraj zapaści mini ster Sasin jest zainteresowany. Jesteśmy zainteresowani tym, by budować jak najszybciej i w jak największym wymiarze naszą energetykę jądrową. To ma być fundament polskiego miksu energetycznego wraz z energetyką odnawialną. Skoro tak, to można oczekiwać, że nadzwyczajne zyski Orlenu i spółek energetycznych są na potęgę inwestowane. Są?

Dodaj komentarz