Szansa na sukces

Wiadomo, że ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś. Wiadomo także, że ten ktoś, kto nie śpi, ciężko i uczciwie pracuje na spokojny sen śpiących. Tak też było pewnej grudniowej nocy tuż przed Barbórką. Ci, którzy nie spali czuwali i dumali. Myśleli, kawę popijali, oczy zapałkami podpierali, konsultowali szeroko i wąsko, aż w końcu wytężona praca umysłowa przyniosła owoce i światło nocne ujrzał narodowy program szczepień. W połowie grudnia ubiegłego roku napawającym otuchą pomysłem podzielili się ze społeczeństwem. Okazało się, że

Dzięki szczepionce przeciw COVID-19 możemy szybciej wrócić do normalności – znanej z czasów sprzed pandemii. Szczepienia będą jednak jednym z największych wyzwań logistycznych od kilku dekad w zakresie zdrowia Polaków. Właśnie dlatego rząd przyjął – po szerokich konsultacjach społecznych i eksperckich – Narodowy Program Szczepień.

Nazwa programu to hołd złożony dzielnemu narodowi, który sam, z własnej i nieprzymuszonej woli wybrał sobie tak niebywale sprawną i kompetentną władzę. Władzę, która zdaje sobie sprawę, że

Szczepionka jest ogromną szansą na uodpornienie społeczeństwa na zakażenie, zdobycie kontroli nad transmisją wirusa SARS-CoV-2. Jest nadzieją na powrót do normalności. Wdrożenie masowych szczepień, przy wysokim procencie osób zaszczepionych, spowoduje powrót do pełnej funkcjonalności służby zdrowia, podniesie efektywność i stabilizację gospodarczą, co wiąże się z szybkim i dynamicznym wzrostem PKB.

Chronologia zdarzeń, których zwieńczeniem jest narodowy program szczepień, przedstawia się następująco. W styczniu ubiegłego roku pojawia się Europie wirus z Chin. Kilka miesięcy później, 17 kwietnia, ówczesny minister zdrowia rekomenduje masowe, obowiązkowe szczepienia jako jedyny sposób na wyhamowanie wzrostu zakażeń i uchronienie najsłabszych przed śmiercią. Uzbrojona w tę wiedzę władza przystępuje do zakrojonych na szeroką skalę przygotowań. Ich ukoronowaniem są wybory, w których naród ponownie wybiera Andrzeja Dudę. I oto pół roku później, w grudniu, 10 miesięcy po wykryciu pierwszego zakażenia w Polsce, gdy badania nad szczepionkami znalazły się na finiszu i pierwsza z nich miała lada dzień zostać dopuszczona do obrotu, rządzący wpadli na pomysł narodowego programu szczepień.

Och, jakże niebywale naiwny okazał się ten, kto wierzył, że władza skupi się na przygotowaniu szczegółowego planu, by proces szczepień przebiegał sprawnie i szybko. Zamiast mapy drogowej, przemyślanych wytycznych zaprezentowano zbiór ogólników i sloganów, a główny nacisk położono na kolejność szczepień. To akurat jest oczywiste. Dużo łatwiej podzielić społeczeństwo na kategorie, program na etapy niż określić chociażby wymagania, którym punkty szczepień są w stanie sprostać. Sylwia Wądrzyk, rzeczniczka NFZ tak tłumaczyła dlaczego choć konsultacje były szerokie, to okazały się za wąskie: Po konsultacjach Narodowego Programu Szczepień przeciw wirusowi SARS-CoV-2 z przedstawicielami placówek Podstawowej Opieki Zdrowotnej, zdecydowano o zmianie ogłoszenia o naborze do programu. Nie ma cudów! Nie da się od razu opracować realnych zasad!

Równie naiwny okazałby się ten, kto spodziewał się, że program został opracowany po to, by stanowić drogowskaz, a ewentualne korekty wprowadzane są wyłącznie w celu wyeliminowania wąskich gardeł, jak zbyt mała liczba i przepustowość punktów szczepień, niedobory kadrowe itp. Jedynym stałym elementem jest bałagan towarzyszący samym szczepieniom i zmieniająca się jak w kalejdoskopie kolejność uprawnionych. Choć wiadomo było, że w miarę upływu czasu szczepionek będzie przybywać, to w programie nie przewidziano ani sposobów powoływania nowych punktów, ani rekrutacji personelu.

Bądźmy sprawiedliwi! Kto w grudniu mógł przewidzieć, że w kwietniu liczba sprowadzanych do kraju szczepionek będzie szła w miliony i trzeba będzie pilnie tworzyć masowe punkty szczepień? Nikt! I dlatego ani w styczniu, ani w lutym, ani w marcu nie wysyłano nikogo na szkolenia, nie kazano asystować doświadczonemu personelowi w punktach szczepień, żeby przyjrzeć się, pod okiem fachowców poćwiczyć nie na manekinach lecz na ludziach. Dopiero teraz, w połowie kwietnia rozpoczęto szkolenia fizjoterapeutów, farmaceutów i innych nie mających nigdy strzykawki w ręku, a nie sięgnięto po weterynarzy, którzy potrafią zaszczepić chomika. Szczepieni mają więc dodatkowy powód do niepokoju. Jeśli nawet sama szczepionka nie wywoła żadnych dolegliwości, to bolesna opuchlizna na ramieniu spowodowana przez niewprawnego amatora może okazać się bardzo dokuczliwa.

Przyglądając się sprawności, z jaką wszystko się toczy można dojść do wniosku, że program nie musi mieć głowy, jeśli tylko jest narodowy.

Dodaj komentarz