Świąt świętowanie

Święta kończą się. Dla jednych powoli, dla innych szybko. Szybkość upływu czasu jest bowiem zależna od wieku. Im człowiek starszy, tym szybciej czas mu płynie. Istnieją w zasadzie dwa wielkie święta — Boże Narodzenie i Wielkanoc. Pierwsze już mamy za sobą, drugie będziemy mieli za kilka godzin. Czym różnią się te dni od niedzieli, dnia wolnego z innych przyczyn lub innych świąt?

Wiele rodzin życie rozdziela, bo dzieci zakładają rodziny i wyfruwają z rodzinnego gniazda. Święta to doskonała i czasem jedyna okazja spędzenia czasu nie tylko w rodzinnym gronie, ale także w otoczeniu przyjaciół. Oczywiście równie dobrze można by poświęcić rodzinie część urlopu, ale nie ma takiej tradycji. Spodziewani goście to czas szalonych porządków. Pranie, sprzątanie, odkurzanie, mycie okien, podłóg, trzepanie dywanów, wyjmowanie schowanej gdzieś na dnie kredensu lub w piwnicy nieużywanej na co dzień zastawy, przywracanie blasku sztućcom. Wszystko pucowane jest na wysoki połysk.

Bardzo ważny jest także odpowiedni wystrój wnętrza i związany z nim szał świątecznych zakupów. W zimie w kącie staje przystrojona choinka, pod nią prezenty, na stole obrus, a pod nim obowiązkowo siano. Choinka, drzewko iglaste, które w celu uczczenia boskich narodzin pozbawia się życia, coraz częściej zastępuje sztuczny twór. „Żywa” choinka po kilku tygodniach tradycyjnie wyrzucana jest na śmietnik. Wiosna z kolei to czas pisanek, bazi, króliczków względnie zajączków i koszyczków z produktami spożywczymi skropionymi przez księdza w kościele wodą święconą. Co ciekawe po spożyciu poświęconego jadła chrześcijanie nie robią się lepsi, bardziej wyrozumiali, tolerancyjni. Kultywują tradycję nie przejmując się tym, że niejednokrotnie z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego, a bywa, że jest od niego znacznie starsza.

Co dziś wyróżnia te dwa wielkie święta? Tylko towarzyszący im szał porządków i zakupów. Ale nie zawsze tak było. W czasach minionych, które zresztą powoli i niepostrzeżenie wracają  w coraz bardziej pełnej krasie, gdy brakowało niemal wszystkiego, święta wyróżniały się tym, że były czasem wyjątkowym pod każdym względem. Dwie podstawowe cechy były oczywiście identyczne jak dziś, lecz wyróżniało to, że w sklepach pojawiały się towary zwykle w nich nieobecne jak szynka, baleron, boczek, owoce cytrusowe, karpie, śledzie, czasem szproty itp. Zaradni i mający dużo czasu by odstać swoje w kolejkach i „upolować”, „zdobyć” lub „załatwić” luksusowe w owych czasach dobra mogli sobie w święta pofolgować, podelektować się produktami spożywczymi, które następnym razem na stole pojawią się dopiero za kilka miesięcy. Jeśli w ogóle pojawią się. Oczywiście wybrani mieli dostęp do dóbr, o których zwykli śmiertelnicy mogli jedynie pomarzyć, ale zdecydowana większość musiała zadowolić się tym, co akurat „rzucili na sklep”.

Dziś w sklepach towaru jest w bród codziennie, a nie tylko w okresie przedświątecznym, więc suto zastawiać stół można praktycznie codziennie. Przedświąteczny czas wyróżnia tylko podniecenie, szał zakupów. Gdyby ktoś postanowił zorganizować sobie święta tydzień później wydałby na nie zdecydowanie mniej. Nie może jednak tego uczynić, ponieważ tradycja nakazuje świętowanie w określonym dniu i trudno byłoby namówić członków rodzimy, by przyjechali, choć podróż przebiegałaby w mniejszym tłoku, a i samochodem jechałoby się krócej i bezpieczniej ze względu na mniejszy ruch. No ale Bóg zmartwychwstał w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca, więc świętowanie tydzień wcześniej lub później byłoby świętokradztwem. Chyba, że ktoś przejdzie na prawosławie, wtedy będzie mógł świętować później, a jak zmieni wiarę w pierwszym tygodniu po świętach, to nawet dwa razy.

Bóg, który jest wszechmogący i wszechwiedzący wysłał swego syna, którego spłodził z mężatką, z misją zbawienia ludzkości. Nie wiadomo dlaczego nie wysłał któregoś ze swoich synów, których spłodził wcześniej nie wiadomo z kim. Syn boży wypełniając zadanie zginął na krzyżu, a zbawiona ludzkość nie zmieniła się ani na jotę. Nadal jedni obżerają się bez umiaru, inni w tym samym czasie umierają z głodu, a jeszcze inni giną zabijani przez tych, którzy grabią, palą, gwałcą, bombardują i mordują. Papież, któremu przez gardło nie chce przejść nazwa kraju agresora, apeluje o modlitwę o zakończenie wojny. Apeluje do wiernych, by prosili wszechmogącego, który nie był jej w stanie zapobiec, aby ją zakończyć raczył. Siedząc bezpiecznie w Watykanie opowiada o winie i Kainie za pomocą zaimka osobowego ‚my’. Jednocześnie jakby wbrew intencji, mimochodem przyznaje, że całe to poświęcenie sprzed dwóch tysięcy lat zdało się psu na budę, bo nadal wciąż mamy w sobie ducha Kaina, który patrzy na Abla nie jak na brata, lecz jak na rywala, i myśli o tym, jak się go pozbyć. Potrzebujemy ukrzyżowanego, który zmartwychwstał, aby uwierzyć w zwycięstwo miłości, aby mieć nadzieję na pojednanie. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy tego, który przychodzi pośród nas i ponownie mówi nam: «Pokój wam!». Otwarte pozostaje pytanie czy ktoś, kto otwarcie przyznaje, że ma w sobie ducha mordercy ma prawo prawić morały.

Święta niedługo skończą się i wszystko wróci do normy. Niestety, tej normie coraz dalej do normalności.

Dodaj komentarz