Suwerenny kompromis

Władza z upodobaniem wynajduje jakieś obco brzmiące słowa lub zwroty, po czym wszyscy wypowiadający się w jej imieniu powtarzają je do znudzenia. Swego czasu takim słowem-zaklęciem był odmieniany przez wszystkie przypadki „konsensus”. Furorę robiła też „konstruktywna krytyka”. Z kolei gdy w skarbcu pokazało się dno i trzeba było pilnie wycisnąć z obywateli kilka dodatkowych groszy ukuto termin „umowa śmieciowa” i wmówiono pracownikom, że są niebywale skrzywdzeni pracując w oparciu o nią. Nikt oczywiście nie wyjaśnił skąd wziął się tak niesprawiedliwy i poniżający rodzaj umowy i w jaki sposób zyska godność pracownik, któremu państwo zabierze więcej. Zwłaszcza, że umowa jest jasna — ‚wy nam dziś dacie pieniądze, a my wam ich jutro nie oddamy, bo nie mamy. I co nam zrobicie?’

Dziś furorę robią odmieniane przez przypadki słowa „kompromis” i „suwerenność”. Jeśli kompromis polega na tym, że my nie ustąpimy ani na jotę, a wy się na to zgodzicie, to suwerenność rozumiana jest dokładnie tak, jak rozumieli ją komuniści w minionych czasach — jako niczym nieograniczone i niezbywalne prawo władzy do stawiania się ponad prawem. W tym miejscu sięgnijmy do pożółkłych gazet, żeby sobie to i owo przypomnieć i uświadomić. Zwłaszcza nastrój tamtych lat objawiający się tym, że po bez mała półwiecznym przebywaniu w sferze wpływów cywilizacja azjatyckiej chcieliśmy wreszcie odetchnąć pełną piersią, poczuć się nie tylko panami we własnym domu, ale także Europejczykami pełną gębą. W 1994 roku Andrzej Szoszkiewicz pisał*:

Od trzech miesięcy leży w Brukseli oficjalny wniosek Polski o przyjęcie do Unii Europejskiej. Nie wszystko jednak zależy tylko od naszych starań. Także sama Unia potrzebuje sporo czasu, aby się przygotować na przyjęcie nowych członków.

Co z tego wynika? Ano tylko tyle, że to nie Unia chciała przyłączyć się do Polski, ale Polska do Unii. Chciała tak bardzo, że poświęciła sporą część swojej… suwerenności.

Powodzenie integracji państw wschodnioeuropejskich z Unią Europejską wymaga sporego wysiłku przede wszystkim ze strony kandydatów. Do najpilniejszych spraw należy dostosowanie gospodarek i systemów prawnych do postanowień Układu Europejskiego. Dystans ekonomiczny dzielący nas od krajów UE jest i jeszcze długo będzie ogromny. Produkt narodowy brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca w Polsce jest np. dwukrotnie niższy niż w najsłabszych gospodarczo krajach Dwunastki. Nie spełniamy także warunków ekonomicznych ustalonych w traktacie w Maastricht, pozwalających na przystąpienie do Europejskiej Unii Monetarnej (EMU). Według zachodnich obserwatorów, spełnienie tych wymogów (deficyt budżetowy nie wyższy niż 3% PKB, dług publiczny nie przekraczający 60% PKB, inflacja najwyżej o 1,6% większa niż średnia w trzech państwach o najniższej inflacji) jest możliwe tylko w warunkach bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego.

W tym miejscu przerwijmy na chwilę lekturę, by odpowiedzieć sobie na pytanie kto najbardziej korzysta na tym, że Polska nie jest w strefie euro? Oczywiście banki zarabiające miliardy na tak zwanym spreadzie. Gdy więc przeciw wspólnej walucie gardłuje przedstawiciel sektora bankowego jest to jak najbardziej zrozumiałe. Gdy jednak przeciw jest klient banku, przedsiębiorca czy rolnik, to nie da się go postrzegać inaczej, niż jak działającego na swoją niekorzyść pożytecznego idiotę. Wróćmy do lektury.

Odpowiedni program działań, dostosowujący polski system prawny do wymagań Układu Europejskiego, został przyjęty przez Radę Ministrów na początku 1993 r. Urzędnicy Biura ds. Integracji Europejskiej zaopiniowali dotychczas ponad 160 aktów prawnych różnej wagi, sprawdzając ich zgodność z prawem europejskim. Opracowywana jest także tzw. Biała Księga obrazująca dystans dzielący polskie prawo od prawa Unii. Stanowi ona materiał wyjściowy do ustaleń dotyczących najpilniejszych zadań legislacyjnych. „Ujednolicenie naszego ustawodawstwa z prawem Unii Europejskiej jest konieczne; bez tego nie będzie możliwe zintegrowanie gospodarek” – powiedział Andrzej Wojciechowski z Biura ds. Integracji Europejskiej.

Byliśmy państwem tak biednym, że Europa musiała nawet ponieść koszty wpisowego.

Centre for Economic Policy Research (CEPR) obliczyła, że przyjęcie Polski, Węgier, Czech i Słowacji kosztować będzie Unię mniej więcej 11 mld ECU [€]. Inne źródła podają sumy w granicach 6-10 mld. Z tego powodu na integrację kolejnych czterech uboższych państw niechętnie patrzy obecna „biedna czwórka” — Hiszpania, Portugalia, Grecja i Irlandia. Kraje te obawiają się, że „ich” subwencje, pochodzące z funduszów strukturalnych i wyrównawczych, przeszłyby częściowo na cztery kraje środkowoeuropejskie. Trudno liczyć na znaczące zwiększenie tych funduszy.

Teraz, dzięki polityce rządu, biedniejsze kraje Unii z nadzieją spoglądają w przyszłość ciesząc się, że pieniądze wreszcie zaczną płynąć do nich zamiast do Polski. Jednak w świetle tych faktów trudno kupić bajkę o suwerenności. Polska zrzekła się części suwerenności na rzecz dobrobytu, europejskiego poziomu życia, przynależności do cywilizacji zachodniej, a Polacy przypieczętowali to w referendum. Zaś obecna władza odmieniając suwerenność przez wszystkie przypadki coraz szybciej wyprowadza kraj z Europy, powołując się przy tym na suwerena, który jest temu przeciwny. Gdy Anglicy dowiedzieli się o tym, postanowili zostać w Unii. Po co mają na własnej skórze przekonywać się jak to jest być na zewnątrz**, skoro mogą dowiedzieć się tego od Polaków? Bowiem w jedności siła! Tyle, że oznacza to ‚razem z innymi’, a nie ‚my jedni kontra reszta świata’.

 

PS
Polskie władze lekceważą przedstawicieli Unii, pouczają kongresmenów amerykańskich, sugerują, że były prezydent jest szalony, zaś kandydatów do Białego Domu określają mianem dżuma i cholera. Ale o jednym polityku nigdy złego słowa nie powiedzieli. Tym politykiem jest Владимир Владимирович Путин.


* Wprost nr 28, 10 lipca 1994, cena 10.000 zł.
** Jaki jest los tych, którzy sprzeniewierzają się zasadom opisał Mateusz (25:30, Biblia Tysiąclecia): A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Tak, to jest zastanawiające dlaczego o Putinie cicho. Tym bardziej, że gdy byli w opozycji zarzucali rządowi  współpracę i działania na jego korzyść.

    Z Wirtualnej: „Rosyjski walec propagandowy. Polska jednym z najważniejszych celów wojny informacyjnej Kremla

    • Rosja wydaje na wojnę propagandową setki milionów dolarów
    • Celem jest zastraszenie i dezinformacja zagranicznej opinii publicznej
    • Kreml gra też na wywołanie wewnętrznych podziałów w UE oraz pomiędzy nią i USA
    • Rosyjskie media z upodobaniem używają wobec Polski negatywnych skojarzeń
    • Polacy są nazywani sojusznikami Hitlera, rusofobami, współsprawcami Holokaustu
    • Moskwa udowadnia Europie, że nasza polityka oparta na rusofobii, to jedna z głównych przyczyn braku korzystnych relacji Rosji i UE”

    Teraz te zarzuty ich nie ranią? Dlaczego? Może Antoś i spółka od niemyślenia maja w portkach dygot łydek?

    p.s. Oprócz dwóch udaremnionych zamachów w Polsce jest też taka informacja: „W Mińsku Mazowieckim znaleziono ciało wysokiego rangą oficera Służby kontrwywiadu Wojskowego” (Wirtualna). Co odkrył? Jakie powiązania? Odpowiedź będzie albo nie. Albo zostanie utajniona „dla dobra sprawy”

    1. Janusz S., były dyrektor biura obsługi organizacyjnej prezydenta (sic!) zeznał, że wizyta prezydenta była okolicznościowa. Nie była oficjalna, bo nie było zaproszenia od prezydenta Rosji. W związku z tym prawie wszystkie kwestie organizacyjne spoczywały na stronie polskiej. Wizytę organizowała Kancelaria Prezydenta, a głównym koordynatorem był Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (zginął w katastrofie).

      Janusz S. mówił, że odbywały się spotkania m.in. z Przewoźnikiem, a przygotowania w kancelarii koordynował Jacek Sasin (teraz poseł PiS). Bezpośrednio odpowiadał za to urzędnik, który zginął w Smoleńsku. Na spotkaniach omawiano m.in. przebieg wizyty w Katyniu, spotkanie z Polonią czy obiad z rodzinami katyńskimi.

      Sypie się więc teoria, że za katastrofę odpowiada Tusk, Putin i Marsjanie z Mgławicy Andromedy. Tuska trzeba będzie powiesić bez sądu, bo jego „wina” jest bardziej niż dęta.

      Po Polsce hasają bezkarnie wszystkie możliwe służby specjalne i robią co chcą. Bo własnych nie mamy. Gdzie się ma udać oficer kontrwywiadu jak poweźmie informację o jakimś prominentnym działaczu PiS-u umoczonym w działalność? Do jego kolegi?

      1. Mark Leonard: Ostatni żywy człowiek

        Jak w tym niebezpiecznym czasie będzie w Polsce? Bo szykuje się niesamowity chaos, a wielu, zbyt wielu wydawać może się, że jedynym rozwiązaniem jest wojna.

        Ktoś zrealizował pomysł powstania państwa islamskiego, ktoś nakręcił miliony ludzi do marszu do Europy. Czy w NATO mają pojęcie o tym, kto jest inicjatorem?

        Wszystko wskazuje na to, że Puszcza Białowieska może zacząć spokojnie odrastać. W cytowanym artykule ciekawe jest zdanie o pomocy Kremla w rozwijaniu się ruchów prawicowych.

        Kiedyś ZSRR wpływał na mocny rozwój ruchów lewicowych, demonstracje, strajki. Był też w Europie czas zamachów. Przecież zamach na arcyksięcia Austrii to był „dobry” pretekst by wybuchła I WŚ. Tak naprawdę to społeczeństwa nie maja pojęcia o rzeczywistych zagrożeniach. Ludzie żyją swoimi sprawami, praca, zajmują się dziećmi, problemami dnia codziennego. Otrzymują tylko szczątkowe wiadomości.

        Gdyby zaistniało zagrożenie (a po raz pierwszy NATO ma taka swoją szpicę – dlaczego?), to los muslimów może być straszny. Śmierć może spotkać wiele niewinnych osób.

        O ile hasła np. pani Środy mają rację, jako przesłanie, to w sytuacji poczucia zagrożenia (nie ma znaczenia czy słusznego, czy nie), jej retoryka powoduje zachowania odwrotne od oczekiwanych, a słowa mają skutek przeciwny.

        Jednak nie jestem przekonana, że takie ostrzeżenie zostałoby przyjęte przez tę grupę.

        A może powód światowego chaosu tkwi tu: Rewolucję czas zacząć
        A może to tak będzie się zaczynać? Także w Polsce?
        Słowacja. Rośnie liczba organizacji paramilitarnych

        1. Ludzi na Ziemi jest za dużo. I dopóki ich liczba nie zostanie zredukowana, bez różnicy czy sami to zrobią, czy zrobi to przyroda, będzie wrzeć, aż wybuchnie. Po prostu ludzkość jako całość pogrąża się w szaleństwie tracąc instynkt samozachowawczy.