Sucho jest

W „Rozmowie o końcu świata” rolnik opisuje złożoność problemu. Problem jest o tyle złożony, że jeśli przesuszymy glebę do pewnego stopnia, poniżej tej granicy, to nawet bardzo duży opad sprawi, że ta woda po prostu spłynie. Dzisiaj mamy bardzo duży problem z tym poziomem wilgotności i najlepiej byłoby gdyby w ciągu najbliższych dwóch tygodni padało cały czas po pięć, sześć litrów dziennie, wtedy ta gleba mogłaby z powrotem nabrać tych zdolności retencyjnych bo dzisiaj po prostu ta woda nie ma się w czym zatrzymać i nawet silny opad sprawi, że bardzo duża część tej wody nie zostanie wykorzystana przez rośliny tylko z tych pól po prostu spłynie. Co w tej sytuacji należy zrobić? To oczywiste, że nie należy robić nic. Wystarczy siąść i załamać ręce, narzekać, w ostateczności modlić się o deszcz.

Niektóre rejony susza nawiedza regularnie od dwunastu lat. Czyli dwanaście razy z rzędu jest sucho. I co? I nic. Gdy po wojnie było mokro władza osuszała co tylko się dało. Jak grzyby po deszczu powstawały rowy melioracyjne, znikały mokradła i tereny podmokłe. Gdy ziemia zaczęła wysychać na wiór nikomu, albo prawie nikomu nie przyszło do głowy, żeby kopać rowy melioracyjne, nie pozwolić by bezcenny płyn spływał i parował. Pole żalącego się rolnika przypomina patelnię, płasko, ani jednego drzewka, krzaczka, niczego co wodę mogłoby utrzymać dłużej, magazynować w czasie deszczu i oddawać później. O dziwo niektórzy zamiast siedzieć i biadolić wzięli sprawy w swoje ręce i własnym sumptem zatrzymują wodę.

Jęczmień kłoszący się na wjeździe do Snowidowa ma niesamowicie intensywny kolor. To soczysta zieleń przechodząca w metaliczny błękit łodygi, podobny do gazowego płomienia. Skojarzenie nasuwa się samo, gdyż w pobliżu pola zlokalizowany jest zakład odazotowania gazu PGNiG. Patryk już przywykł do jednostajnego szumu maszyn. Prowadzi nas wzdłuż bruzd, a zboże robi się z każdym krokiem coraz wyższe. Schodzimy w kierunku niewielkiego zagłębienia terenu. Z daleka nawet nie widać, że znajduje się tam oczko wodne. Zbiornik nie tylko nie został zaorany, ale ostatnio nawet pogłębiony przez sąsiadów. Odwrotnie niż w wielu miejscach w Polsce, gdzie rolnicy – dla własnej wygody i z chęci zwiększenia areału – likwidują naturalne zastoiska wody.

Oczywiście niewiele by zdziałał, gdyby sąsiedzi i władze gminne stanęli okoniem.

Kiedy inni zmagają się kolejny rok z erozją wietrzną, niedoborem wody w glebie, wysychającymi studniami, a plony są tak mizerne, że ledwie wystarczy na spłatę kredytu, u Kokocińskich gleba żyzna, plony bogate, a życie na polu kwitnie.

Pole

Jak widać da się. Tymczasem od końca lutego do dziś zanotowaliśmy opad  rzędu mniej więcej ośmiu mm rozłożony na kilka partii, więc w zasadzie można powiedzieć, że od trzech miesięcy nie padało. W sumie jest dramat. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, zwłaszcza, że jest powtarzane regularnie dwunasty raz z rzędu. Patrząc z daleka pole nawet laik zauważy, że woda nie utrzyma się tam, bo nie ma jak. Ogołocona z roślinności ziemia przypomina patelnię. Gdyby były miedze, a na nich roślinność utrzymująca wilgoć, gdyby rosły drzewa chroniące przed promieniami słonecznymi, gdyby na środku znalazło się oczko wodne sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Niestety, wygląda na to, że niektórzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że zmiana klimatu stała się faktem i z uporem godnym lepszej sprawy upierają się przy metodach sprzed dziesięcioleci. Oczywiście drzewa, miedze, oczka zmniejszają areał. Ale chyba lepiej z nieco mniejszego zebrać coś, niż z dużego nie zebrać nic.

Dlaczego rolnicy narzekają, płaczą, straszą wysokimi cenami i nie robią nic? Bo mogą sobie na to pozwolić. Nawet polisy ubezpieczeniowej nie muszą opłacać. Nie zadbałeś o plony? Susza sprawiła, że nic nie wzeszło? Nie martw się chłopie! Państwo wypłaci ci odszkodowanie!

rolnicy, którzy ponieśli straty w minionym sezonie w wyniku suszy, ale też m.in. z powodu gradu, deszczu nawalnego czy przymrozków, będą mogli ubiegać się o dopłaty w wysokości nawet 1000 zł na 1 ha upraw rolnych.

Tak było w zeszłym roku. Można dyskutować czy 1000 zł to dużo czy mało, ale jaki inny przedsiębiorca może liczyć na pieniądze za to, że niczego nie wyprodukował? Państwo wspomaga także nawadnianie, ale jak to w Polsce, praktycznie nikt nic nie wie, czeski film. Najlepiej byłoby gdyby w ciągu najbliższych dwóch tygodni padał cały czas po pięć, sześć litrów dziennie, wtedy ta gleba mogłaby z powrotem nabrać tej zdolności retencyjnej — mówi rolnik. Problem w tym, że w związku ze zmianami klimatu zamiast padać przez dwa tygodnie po pięć litrów dziennie pada przez dwie godziny pięćset litrów. Marzenia rolnika mogłyby się ziścić gdyby zaczęto przywracać klimat do normalnego stanu, ale chętnych nie widać. Poza tym powrót do normalności zająłby kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset lat. W ostateczności można modlić się żarliwie, ale nie wygląda na to, że Bóg jest skłonny naprawiać błędy człowieka. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego niż wziąć sprawy w swoje ręce i zadbać o to, żeby woda nie znikała szybciej niż się pojawi. W ostateczności można wykopać studnię głębinową, tylko… Skąd woda tam, skoro nie ma jej tu?

Ale nie należy załamywać rąk. Mamy władzę, która nie raz pokazała, że potrafi. Nie z takimi rzeczami sobie radziła, poradzi sobie i z suszą. Andrzej Duda zapewniał, że węgla wystarczy na 200 lat, a chrustu nawet na dłużej. I co? I wystarczy! Dopóki ja pełnię w Polsce urząd prezydenta, nie pozwolę, by ktokolwiek zamordował polskie górnictwo — obiecał Duda. A polskiemu górnictwu polskie rolnictwo może pomóc produkując jak najwięcej żywności. I tego się trzymajmy.

Dodaj komentarz