Stoi na stacji Pendolino

W czasach wydawać by się mogło minionych, media były starannie moderowane. Żadne nieprawomyślne lub wraże treści nie mogły przedostać się do opinii publicznej. Zagraniczne rozgłośnie nadające w języku polskim były bez oglądania się na koszty niemal całkowicie zagłuszane. Oczywiście nie wszystkie. Nie zagłuszano radia Moskwa, Tirana, Pekin, Watykan. Teraz doczekaliśmy innych, bardziej subtelnych metod filtrowania treści.

Było jednak pismo, bardzo rzadko dostępne w wolnej sprzedaży w kioskach, które przemycało treści zdumiewające. Udawało się to być może dlatego, iż było to pismo niszowe, fachowe, skierowane do inżynierów. Ukazywało się co tydzień i zwało „Przegląd Techniczny”. Pismo pod takim tytułem ukazuje się do dziś. Opisywano w nim różne absurdy gospodarki socjalistycznej. Na przykład zupełnie kuriozalną i nieuzasadnioną ekonomicznie manię kupowania licencji na wszystko. W ten sposób pozbawiano kraj bezcennych wtedy dewiz kupując gotowe rozwiązania, choć podobne, a często lepsze, były dostępne w kraju. Chociażby ciągniki, które produkowaliśmy w kooperacji z Czechami. Mimo, że produkowaliśmy je przez całe lata sześćdziesiąte, towarzysz Gierek postanowił położyć kres temu co było, więc Polska zakupiła licencję Massey Fergusona i rozpoczęła produkcję ciągników niemal od zera, pozbawiając użytkowników starszych modeli dostępu do cześć zamiennych.

Jednak najbardziej spektakularnym przypadkiem opisanym na łamach tygodnika był pewien zakład, który po zakupie licencji przystąpił do budowy transformatora przeznaczonego na potrzeby burzliwie rozwijającej się socjalistycznej energetyki. Po zmontowaniu okazało się, że żeby go dostarczyć kontrahentowi trzeba rozebrać halę produkcyjną, ponieważ tylko w ten sposób mógł ją opuścić.

Potem jak wiemy czasy zmieniły się. Socjalizm odszedł w zapomnienie na wiele lat. Na początku lat dwutysięcznych został udatnie reanimowany w służbie zdrowia przez towarzysza Łapińskiego i jest po dziś dzień pielęgnowany i twórczo rozwijany przez jego następców. Do tej enklawy ostatnio dołączyła inna. Jeszcze dobrze nie zaczęła działać, a już słyszymy o patologiach dorównujących patologiom towarzyszącym systemowi reglamentacji mięsa i cukru, z którymi walczy się równie skutecznie, choć wielce nowocześnie. Choćby wszczepiając w pojemniki na śmieci chipy. W następnym kroku  śmieci wyposażone zostaną w napęd i GPS, więc same bedą udawać się w kierunku najbliższego punktu odbioru. A znak wodny pozwoli walczyć z fałszerzami. Gdy zaś dzięki spalaniu biomasy wycięte zostaną wszystkie lasy, skończy się problem nielegalnego składowania śmieci między drzewami. Dodatkowo PO odetchnie z ulgą, gdyż wreszcie przestanie się obawiać, że PiS w lasach zorganizuje partyzantkę antyrządową.

Choć więc czasy się zmieniły, sposób myślenia decydentów i urzędników nie zmienił się ani na jotę. Zamiast jak najszybciej poprawić jakiś idiotyzm brną weń, „doskonaląc” do upadłego. Z drugiej strony mimo, że w Polsce są firmy (ostatnio jedna z nich ogłosiła upadłość) produkujące lokomotywy, a producentów wagonów jest kilku, decydenci postawili na produkt z Włoch. Bowiem zmniejszenie bezrobocia w Europie to priorytet zarówno polskich polityków, jak i zależnych od nich spółek. Jak w przypadku owego nieszczęsnego transformatora, tak w przypadku zakupionego za granicą pociągu nie da się wykorzystać w naszych warunkach, na naszych torach, wszystkich jego możliwości. Na dodatek działanie elektroniki gwarantowane jest do –25°, wiec może się zdarzyć, że pociągi wraz z pasażerami w najlepszym przypadku na stacji, a w najgorszym w polu będą czekały na odwilż.

Skoro z rozrzewnieniem wspominaliśmy tygodnik Przegląd Techniczny sprzed lat, to zerknijmy czym zajmuje się dwutygodnik Przegląd techniczny dziś: Gdy salon żył sporami marszałkini z ministrą, do mas dotarła wiadomość o fałszywych wolcach, zawierających znaczny udział koniny, polskiego jakoby pochodzenia. Zareagował natychmiast minister rolnictwa zapewniając świat, że w tej sprawie jesteśmy czyści jak łza, po czym okazało się, że mimo całego wachlarza instrumentów i całej struktury weterynaryjno-sanitarnej, ministerstwo jest ślepe bardziej niż Temida. Nie tylko konina i antybiotyki, ale całe zdechłe krowy zalegają w niektórych krajowych ubojniach. Gdy salon żył sprawą konopi, telewizja TVN odkryła sterty odpadów medycznych, w tym ludzkie szczątki, leżące w workach na łonie przyrody. Sytuacja jakby wymknęła się z kabaretu („a poza tym nic na działkach się nie dzieje…”) i nikt tego – dosłownie nikt – nie zauważył, choć aparat sanitarny mamy przebogaty, a zdrowie i higiena otoczone są szczególną troską. Nie słychać, aby problem trafił od mas do salonów i zatrząsł posadami.

Co my możemy? Nie mamy wpływu na to jak wydawane są pieniądze. Ale możemy przynajmniej znowelizować znany wierszyk dla dzieci, by znowu był aktualny: „Stoi gdzieś w polu Pendolino, czeka cierpliwie aż mrozy miną”.

 

PS.
W kraju moich marzeń (bo ze snami należy uważać) rząd funduje grant na opracowanie lokomotywy i rozwiązań dla kolei wielkich szybkości możliwych do eksploatacji w polskich realiach, a potem przekazuje know how polskiej firmie…

Dodaj komentarz