Solidarny jak baran ów

Mieszkańcom gminy Baranów grozi zagłada. Na jej terenie zostanie wybudowane wielkie lotnicze centrum komunikacyjne. Dla nas to jest cios dlatego, że my już pracy nie dostaniemymówi jedna z mieszkanek. Wydawać by się mogło, że skoro problem dotyczy wszystkich 4120 mieszkańców gminy, to wszystkie 4120 osób uda się do urny by w zorganizowanym przez władze lokalne referendum wypowiedzieć się przeciw inwestycji. Nic bardziej mylnego. Większość mieszkańców nie miała nic przeciwko temu, by o jej losie zadecydowali inni. W referendum wzięło udział 1932 osoby czyli 47%. Nie oznacza to oczywiście, że referendum jest nieważne. Jest ważne, ponieważ ustawodawca tylko w przypadku referendum ogólnokrajowego ustalił poprzeczkę na kuriozalnym poziomie 50%. Referendum lokalne jest ważne gdy frekwencja przekroczy 30%. Mówi o tym art. 55. pkt 1 ustawy z dnia 15 września 2000 r. o referendum lokalnym.

Referendum jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział co najmniej 30% uprawnionych do głosowania

Tak wygląda w praktyce powtarzane przy byle okazji zapewnienie „nic o nas bez nas”. Poza tym my nigdy „nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. Chyba, że ktoś zdecyduje, że mamy rzucić, to wtedy rzucim. I będziem narzekać, pomstować oraz modlić się. Bo co my możem? Jak pan każe, sługa musi…

W Warszawie protestują hodowcy malin i owoców rosnących na krzakach. Dlaczego protestują? Bo za tanio hurtownicy od nich owoce skupują. Co zrobili w swojej sprawie? Skrzyknęli się i solidarnie odmawiają sprzedaży poniżej kosztów? Zorganizowali transporty do miast gdzie na przykład maliny kosztują kilka razy drożej? Nie. Pojechali do Warszawy i snują się po ulicach. A ich związek po burzy mózgów i ciężkiej pracy umysłowej w upale wzywa nie do organizowania się, ale do protestu i przerwania zbiorów. Lepiej siedzieć i patrzyć jak gnije niż wziąć sprawy w swoje ręce. Zbiory są dość dobre, więc zakłady przetwórcze postanowiły to wykorzystać i sztucznie zaniżają ceny. Uważamy, że nie wynika ona z realiów rynkowych. To dotyczy głównie malin przeznaczonych do przetwórstwa. Rynek malin deserowych w miarę się broni, choć też jest uzależniony od cen owoców do przetwórstwatłumaczy prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. W czasach PRL-u klęska urodzaju była zjawiskiem powszechnym…

Gdy do pewnego miasta wjechał ciężarówką po brzegi załadowaną owocami zdesperowany producent i zaczął sprzedawać wprost z samochodu, kilka ton wyprzedał w ciągu kilkudziesięciu minut i to mimo, że sprzedawał z godziwym zyskiem. Okoliczni straganiarze zamiast zamówić u niego następną partię tańszych owoców zaczęli protestować i alarmować wszystkie możliwe instytucje państwowe. Bo Polacy solidarni są jedynie w rzucaniu innym kłód pod nogi. Choć jak chcą, to potrafią. Przetwórcy bezwzględnie wykorzystują brak solidarności plantatorów, co sprawia, że ceny w miastach są kilkukrotnie wyższe.

Co robi rab, gdy mu źle? Zwraca się do swojego pana, żeby wszystko załatwił i dał znać gdy gotowe. Zmuszanie do samodzielnego podejmowania decyzji, myślenia, brania na siebie odpowiedzialność i ryzyka, działania nie wchodzi w grę. Demokracja, kapitalizm, gdzie każdy decyduje za siebie i za siebie odpowiada? A pfuj!

Marek Hłasko (cytat za Zielonym Kwiatem z książki „Hłasko nieznany”):

Czy pani wie, co to jest ludzkość? Ludzkość jest to parada nikczemnych karzełków. Czy pani wie, co jest największym paradoksem we wszechświecie? Człowiek. Czy pani wie, co to jest Polska? Jest to kraj, w którym zawsze klęka się przed pałką policjanta, lecz nigdy przed geniuszem. […] Człowiek przyzna się do wszystkiego, lecz nigdy do samego siebie. Czy pani podziela moje zdanie, Spermensito? Czy pani wie, czysta dzieweczko, ze istnieje na świecie taki kraj, w którym każdy z jego mieszkańców uważa się za zmarnowanego człowieka? Czy pani wie — o pieśni słodyczy! — że jest pod niebem taki kraj, w którym każdy kretyn mający ptasi móżdżek i zbyt słabe ręce do pchania taczek… — w którym każdy łajdak, zanim zdążył innym podstawić nogę i sam wpaść pyskiem w błoto — uważa się za człowieka skrzywdzonego przez historię? Czy pani wie, że jest taki kraj, w którym, gdy złodziej staje przed sądem i skazują go, on z braku argumentów krzyczy: „Jestem Polakiem” – Czy pani wie, że jest taki kraj, który powinien mieć w herbie – zamiast orła – rozwścieczonego indyka z tubą wazeliny w szponach, na tle dwu nahajek z bielonego klozetu z serduszkiem? Kraj, w którym słowo „polityka” od wieków równoznaczne jest ze słowem „oszustwo”?

Cóż tu można dodać?

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Ogromny problem z Polakami jest taki, że im nie chce się chcieć. Podam przykład też z rolnictwa. Na Zachodzie rolnicy zakładają grupy producenckie. By każdy rolnik nie musiał kupować zestawu drogich maszyn, a po to by maszyny nie były ogromnym kosztem indywidualnym. Jako grupa producencka maja oni inną siłę w celu uzyskiwania lepszych cen. Zresztą ceny można ustalić tak, ze grupa określi cenę minimalną i minimalną ilość, która przetwórca musi zakupić.

    Wzorem Kanady, Niemiec, Francji, Szwajcarii, Włoch można stworzyć lokalne przetwórnie, lokalne sklepy z małych, indywidualnych przetwórni.W Polsce  problem polega na braku chęci by współpracować. Poza tym do każdego chętnego by podjąć trud organizacyjny wysuwane są różnorakie zastrzeżenia, niekoniecznie związane z funkcją, której by się podjął.

    Dam przykład z b.m z mojej klatki. Otrzymaliśmy pisma ze Spółdzielni, że będzie nowa forma rozliczeń za ogrzewanie. Bez wyjaśnień dlaczego, bez jakichkolwiek uwag, informacji. Mieszkańcy wzburzyli się, rozmowy pod windą na parterze były przez kilka dni duże.

    Dotychczas mieliśmy podzielniki ciepła, odczytywane przez radio. Nowe podzielniki to koszt prawie tysiąca zł. Mozna było wybrać opcję, że pozostaje licznik wspólny, a ciepło liczone jest od metra2 powierzchni. Najczęstszym argumentem przeciw ostatniemu rozwiązaniu było to, że ktoś mógłby na takim wspólnym mieć ciepło, otwierać okna i nie zakręcać kurka do grzejnika. Jednym słowem skorzystać. A na skorzystanie żaden Polak się nie zgodzi. Lepiej wybuli więcej, a się nie zgodzi!

    Spytano męża czy mamy drukarkę i czy można napisać wspólne pismo do S-ni. Mąż odpowiedział: tak, żona chętnie to zrobi. Zapraszam do nas, by pismo wspólnie ułożyć. Znając naturę i osobowości sąsiadów nie miałam zamiaru sama pisma napisać, bo zawsze ktoś byłby z jakiejś formy niezadowolony. Jak wspólne, to i tworzenie wspólne.

    Jak to się skończyło?  NIKT nie przyszedł by pismo wspólnie ułożyć. I tak jest ze wszystkim. Niech ktoś zrobi, nawet się narobi, a my skrytykujemy, okażemy swoje niezadowolenie. Bo mamy prawo!!! Tylko o obowiązkach, tylko o własnych korzyściach nikt nie pomyśli. Nie ma działań dla dobra wspólnego, do którego też ma się prawo, z którego mogą być korzyści.

    A cytat? Cieszę się, że też uważasz go za trafny

      1. W zrozumieniu postaw Polaków powinny pomóc badania. Psychologów? Socjologów? Tak naprawdę polityków to nie obchodzi. Czy rozczarowanie życiem, znużenie, wiek mogą być powodem obojętności, zawiści, wścibstwa, podejrzliwości?

        1. Trudno powiedzieć. Badania pokazują, że zanieczyszczenie i zmiany klimatyczne już zaczynają dawać o sobie znać. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów iloraz inteligencji kolejnych pokoleń zaczyna się obniżać. Niestety, choć zeszliśmy z drzew nie wdrapiemy się na nie ponownie, bo je zdążymy wyciąć.