Ścieki do rzeki, śmieci z dymem

Do Wisły spływają ścieki tak, jak to czyniły od setek lat. I ściekałyby nadal, gdyby nie naciski unijne. Wystarczy przejść się ulicami dowolnego miasta, z małymi wyjątkami, by przekonać się jak Polacy traktują swoje otoczenie i środowisko naturalne. Szczególnie przejmujący jest w zimie widok drzew, na których miast liści wiszą torebki foliowe. Co prawda projektowanie i budowę niektórych oczyszczalni ścieków rozpoczęto już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, ale roboty finalizowano przeważnie dopiero po transformacji ustrojowej.

Działacze PiS rwą włosy z głów (ponieważ taki jest przekaz dnia) przekonując, że to, co dawniej było normą i codziennością — rzeki nie spełniające żadnych norm czystości wody — to katastrofa ekologiczna porównywalna z katastrofą elektrowni atomowej w Czarnobylu. Premier Mateusz Morawiecki powołał „sztab kryzysowy”. W stan podwyższonej gotowości postawiono wojsko wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt antykryzysowy — wiaderka i mopy. Problem jest podwójny, ponieważ ma podwójne dno. Otóż najpierw PO bezczelnie otworzyła oczyszczalnię ścieków, a potem doprowadziła do awarii. Gdyby Warszawą rządziło PiS coś takiego byłoby po prostu niemożliwe. Joachim Brudziński na Twitterze:

Nie ma problemu katastrofy ekologicznej i ukrywania przed opinią publiczną przez @trzaskowski_ awarii oczyszczalni ścieków, wybudowanej za miliardy i z przytupem otwieranej przez polityków PO. Mega aferą okazało się,że zamiast Most Północny powiedziałem Most Poniatowskiego.

Sztab kryzysowy został powołany mimo, iż nie ma problemu katastrofy ekologicznej.

W posiedzeniu sztabu, który został powołany w środę, wezmą udział m.in. minister zdrowia Łukasz Szumowski, wojewoda mazowiecki oraz Główny Inspektor Sanitarny.

Sztab zabrał się błyskawicznie i

„Premier podjął decyzję o tym, aby projekt budowy alternatywnego rurociągu został rozpoczęty niezwłocznie”. Zostanie on zbudowany w porozumieniu z władzami stolicy. „Wojsko będzie tu odgrywało zasadniczą rolę w budowie mostu pontonowego, przez który zostanie przerzucony ten by-pass” – dodał minister Michał Dworczyk. Poinformował również, że wszystkie prace wykonywane przy tym projekcie zostaną sfinansowane z rezerwy ogólnej premiera.

Dlaczego zamiast wywalać pieniądze na prowizorkę nie przeznaczy się ich na naprawę uszkodzonych kolektorów? Z prozaicznego powodu — Warszawą rządzą nie ci, co powinni. A ponieważ rząd nie może sobie pozwolić na demonstracyjne lekceważenie problemu, który rozdmuchał do gigantycznych rozmiarów, więc musi się wykazać. Stać go, ponieważ podatnicy wszystko finansują bez szemrania i z wielką radością.

Godna podziwu i najwyższego uznania jest postawa władz, które w obliczu braku leków w aptekach, śmierci na SOR-ach i masowego zamykania oddziałów szpitalnych zachowuje stoicki spokój i opanowanie. Żadnych gwałtownych ruchów, żadnych sztabów kryzysowych, żadnego wojska. Wręcz przeciwnie, procesy sądowe wytaczane nielicznym specjalistom w oparciu o kuriozalne zarzuty. W czasach dawniejszych prasa z dumą donosiła o kolejnych sukcesach polskich kardiologów. Po słynnej akcji „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie” polska kardiologia rozkwitła jeszcze bardziej.

Pilotaż programu Kompleksowej Opieki nad Pacjentem z Niewydolnością Serca (KONS), pilotaż programu leczenia ostrej fazy udaru niedokrwiennego mózgu za pomocą przezcewnikowej trombektomii mechanicznej naczyń domózgowych lub wewnątrzczaszkowych, rozwój programu Kompleksowej Opieki nad Pacjentem po Zawale Serca (KOS-zawał). Przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego podsumowali 2018 r. w polskiej kardiologii i przedstawili największe wyzwania dla środowiska na rok 2019.

Ponad rok temu, w maju 2018 roku, w szczycie okresu lęgowego ptaków i innych żyjątek władza postanowiła spławić Wisłą barkę. Ponieważ poziom wody był niski, więc zdecydowano o otworzeniu tamy we Włocławku. Zniszczone zostały gniazda ptaków, także tych, znajdujących się pod ochroną.

Gniazda ptaków rzecznych na łachach i wiślanych wyspach zostały zalane – alarmują ekolodzy. Jak twierdzą, wobec takiego zagrożenia pisklęta są kompletnie bezbronne. Zdjęcia, wykonane zaledwie w piątek, są już nieaktualne. – 414 gniazd, które były kilka centymetrów nad wodą, w tej chwili jest zalanych. Jaja są spławione. Pisklaki, jeśli były – potopione – mówi dr Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN i Fundacji Green Mind. Po tym, jak na zaporze we Włocławku zdecydowano się na zrzut wody, jej poziom wzrósł o ponad metr. – Wiadomo, co to oznacza dla rybitw czy sieweczek – mówi dr Chylarecki.

Wtedy środowisko nie miało najmniejszego znaczenia. Teraz, gdy nastąpiła awaria oczyszczalni, a właściwie kolektorów doprowadzających do niej ścieki, rząd nagle zrobił się odpowiedzialny i proekologiczny. Nie żałuje pieniędzy na badania wody, choć nawet dziecko wie jaki jest skład ścieków, zwołuje sztaby kryzysowe, choć stopień zatrucia środowiska spowodowany płonącymi wysypiskami śmieci był nieporównywalnie wyższy i miał zdecydowanie większy zasięg. Wtedy nie badano ani gleby ani powietrza na masową skalę. Instytucje, które na co dzień nie potrafią wykryć padliny w sklepach, soli wypadowej w produktach, „monitorują poziom skażenia”, choć bez tracenia pieniędzy na „badanie składu chemicznego ścieków” wiadomo, choćby z pracy dr inż. Grzegorza Kaczora z wydziału Inżynierii Środowiska i Geodezji Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie z czego składają się ścieki i jaki jest ich skład chemiczny. Jako ciekawostkę można podać wyniki badań mgr inż. Kacpra Rawickiego i innych z Zachodniopomorskiego Ośrodka Badawczego ITP w Szczecinie:

W 2013 r. notowano większe wartości stężenia azotu azotanowego(V) w wodzie niż w roku poprzednim oraz częstsze przekraczanie norm dopuszczalnych dla I i II klasy wód. Podobnie jak w roku poprzednim […] stwierdzono duże stężenie tej formy azotu w kwietniu (5,21 mg·dm–3) i maju (4,00 mg·dm–3). […] W kwietniu 2013 r. przekroczenie norm stężenia tej formy azotu wystąpiło we wszystkich punktach badawczych […]

Zagrożenie

Tutaj za przekroczenie norm odpowiedzialne są prace polowe, czyli intensywne nawożenie. Jak widać mądra władza potrafi rozróżnić między zdrowym, ekologicznym azotem spływającym z pól a brudnym, trującym, występującym w ściekach. Dlatego na jedne zagrożenia nie reaguje wcale, a inne wyolbrzymia. To jest taki moment, gdzie trzeba się skupić i jak najefektywniej przeprowadzić ten projekt, by ścieki jak najszybciej przestały być wrzucane, do Wisły i aby dłużej nie tworzyły zagrożenia dla rzeki i mieszkańców, którzy mieszkają w ośrodkach na północ od Warszawy – powiedział premier Mateusz Morawiecki.

Mieszkańcy Krakowa odetchnęli z ulgą.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. O przenawożonych glebach sztucznymi nawozami wiadomo już od lat 60. ubiegłego wieku. Szwedzi – sąsiedzi zza morza Bałtyckiego – wtedy głośno domagali się by w Polsce budowano oczyszczalnie. Oni widzieli już wtedy zagrożenie dla wód Bałtyku. Ale przecież jacyś kapitaliści nie będą nam mówić …. – powiedzenie aktualne do dziś.

    Hodowla bydła, trzody chlewnej jest w Polsce duża. Zasiewy zbóż też niemałe, więc pozostaje słoma po pracy kombajnów na polach. Dlaczego więc nie ma nawożenia obornikiem? Co dzieje się z odchodami zwierząt? Jak to co? To co było kiedyś wykorzystywane do wzrostu roślin, co jest zdrowsze później przy ich spożywaniu jest kierowane do …. oczyszczalni ścieków. jeśli takowa jest w okolicy, a jeśli nie ma zatruwa środowisko. bo w formie płynnej, nie rozcieńczonej jest szkodliwe.

    Co dzieje się ze słomą? Zrolowana w olbrzymie wały związane sznurkiem po prostu gnije na polach. A mogłaby te pola użyźniać w połączeniu z odchodami zwierząt jako obornik.

    Gdyby ministrem rolnictwa  nie był  figurant, nie miał podobnych mu podległych urzędników, to rozumiałby powagę sytuacji. Przecież można ustawą zmusić hodowców zwierząt i rolników do współpracy, w której wykorzystano by i słomę i odchody zwierząt. Szczegóły musiano by tam opracować, co nie jest trudne. Każdy z wymienionych musiałby mieć umowę wzajemną o współpracy, a ministerstwo kontrolerów sprawdzających wyniki tej współpracy.

    Poza tym gdyby badania jakości gruntów były obowiązkowe dla rolników, to mobilizacja do współpracy większa. Gdyby za pierwsze badanie zapłacił rząd, a za kolejne ( np. po dwóch latach) gdyby wyniki były dobre też rząd, a gdyby były nieodpowiednie to rolnik w takiej wysokości, która byłaby obciążeniem za obydwa badania, to rolnicy bardzo szybko wprowadziliby zasady w życie. Zmobilizowanie do współpracy hodowców też musiałoby opierać się na zasadach kara/nagroda.

    W Polsce swoje hodowle bydła zakładają np. Dunowie (wolę taką nazwę Duńczyków – b.dawną), bo nie mają takich restrykcji jak u siebie w kraju.

    Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Kontrolerzy (dwóch z dwóch różnych miast jednocześnie) nie mogliby być delegowani w te same miejsca na stałe. Łapownictwo w Polsce (na Pomorzu nazywane „wziątką”) ma się dobrze .

    Czy dziennikarze opiszą fałsz Morawieckiego w tej jego „trosce”? Aby napisać musieliby wiedzieć, musieliby mieć pojęcie.

    P.S.  W Kołobrzegu oczyszczalnia powstała jeszcze w PRL. Bo to i miejsce sanatoriów, bo to i turyści. Umiejscowiona została niedaleko brzegu i blisko terenów zabudowanych. A że w szalonej rozbudowie miasta (wzdłuż brzegu morza) zniknęły niektóre wioski stając się częścią miasta, to oczyszczalnia dawała o sobie znać smrodem. Gdyby wtedy przestrzegano norm i w odpowiednim czasie i w odpowiednich dawkach do oczyszczalni dawano to co należy, to smrodu by nie było. Zatrudnił się tam mąż jednej z pracownic. I wywiązywał się z obowiązków rzetelnie, czyli robił to jak należy. Gdy za smród chciano go także ukarać zabraniem pensji, to powiedział dlaczego śmierdzi i kto nie pracuje dobrze.

    Obibokiem był jakiś znajomek kierownika i jego kolesie ze zmiany (także nocnej). Zwolniono tego co protestował, a urzędnicy uważali, że sprawa załatwiona. Ale po pewnym czasie smród wrócił i zwolniono tych naprawdę winnych. To taki opis polskiej rzeczywistości i bylejakości. Od pierwszego ministra do tych na samym dole.