Schodzimy niżej!

Po wyborach publicyści i politycy rozpoczęli zakrojoną na szeroką skalę pracę umysłową mającą na celu znalezienie odpowiedzialnych za porażkę koalicji populistycznej. Szybko ich znaleziono. Winnymi okazali wszyscy, od Biedronia po Kaczyńskiego. Niewinne, ku zaskoczeniu wielu, okazało się jedynie nieudolne kierownictwo, które zamiast zaproponować spójny, atrakcyjny program, postanowiło rywalizować na populizm. Problem z tego typu analizami polega na tym, że są bezużyteczne. Fałszywa diagnoza wyklucza z kolei korektę postępowania, uniemożliwia wyciąganie wniosków z popełnionych błędów.

PiS wygrało nie dlatego, że miało doskonały program. Także nie dzięki transferom socjalnym. Przynajmniej nie w takiej mierze jaką im się przypisuje. PiS po prostu wyciągnęło wnioski z dotychczasowych kampanii wyborczych i zrozumiało, że Polacy z dystansem podchodzą do wyborczych programów. Dotąd bowiem żadna partia ich nie realizowała, a Platforma Obywatelska na przykład (o o PiS-ie powiedzieć tego nie sposób), po wyborach natychmiast usuwa z sieci. Wygrywają nie ci, którzy obiecują coś w miarę sensownego i realnego, lecz ci, którzy lepiej wypadną w telewizji, będą bardziej przekonywający i wiarygodni. Co więc należy robić? Ano należy obiecywać coś atrakcyjnego, co bez trudu można będzie po wyborach spełnić po to, by móc uchodzić za ugrupowanie poważne i wiarygodne.

Proste i skuteczne, ale zadziała tylko pod warunkiem, że nie ma się przeciw sobie przeciwnika z głową na karku, który nie da się wodzić za nos, nie da sobie narzucić ani niekorzystnej narracji, ani rywalizacji na populizm. Aby tego niebezpieczeństwa uniknąć, należy zaraz po wyborach zadbać o to, by na czele partii opozycyjnej stanął partyjny aparatczyk bez wyobraźni i charyzmy, którego brak polotu zagwarantuje, że będzie reagował zgodnie z oczekiwaniami, nie wystąpi z żadną własną inicjatywą i zawsze będzie co najmniej dwa kroki z tyłu. A w razie potrzeby nawet haków na niego wyciągać nie trzeba, ponieważ skompromituje się sam ilekroć usta otworzy.

Przygotowawszy sobie grunt można przestać przejmować się sondażami. Nic partii rządzącej nie zaszkodzi. Miernota nie wykorzysta żadnej okazji, nie skorzysta z żadnej szansy. Wystarczy spokojnie, z pobłażliwym uśmiechem lekceważyć jego nadaktywność, a tuż przed wyborami zgłosić najatrakcyjniejsze pomysły jako własne. Można nawet którąś z nich od razu spełnić. Nie jest nawet potrzebna większość w sejmie, choć to ułatwia sprawę, ponieważ opozycja swoją własną propozycję gorliwie poprze. W ten sposób zostanie i unieszkodliwiona, i ośmieszona.

Koalicja populistyczna od początku nie miała najmniejszych szans w tym scenariuszu. Gdyby Schetyna był konsekwentny, gdyby od samego początku lojalnie podtrzymał stanowisko premier Ewy Kopacz, która przestrzegała, że program 500+ zdestabilizuje finanse państwa, gdyby tłumaczył dlaczego propozycje PiS-u są szkodliwe dla gospodarki i kraju, wynik wyborów byłby inny. Niestety poległ w walce na populizm pokonany swoją własną bronią. Najpierw zakpił z własnej premier tocząc boje o pięćset złotych dla każdego dziecka. Dziś PiS zrealizowało ten postulat. Potem zgłosił projekt trzynastej emerytury. I ten pomysł PiS zrealizowało. Innych pomysłów wartych wzmianki Schetyna nie miał i nie ma. W kampanii wyborczej do parlamentu europejskiego dał się wodzić za nos jak dziecko. Pozwolił sobie narzucić tematy kampanii, skwapliwie realizując scenariusz napisany na Nowogrodzkiej. Dlatego koalicja populistyczna nie zabierała głosu w sprawie Europy, nie mówiła nic o czekających Polskę wyzwaniach. Dopiero na finiszu kampanii wspomniał o tym Donald Tusk.

Grzegorz Schetyna zapędził siebie, własną partię i koalicję w kozi róg. Nie jest w stanie odbudować wiarygodności, nikogo nie przekona, że przestał być mięczakiem bez polotu i pomysłów. Nie mając żadnej możliwości manewru jest skazany na porażkę. Nie może niczego sensownego zaproponować, nawet nie dlatego, że nie potrafi. Dlatego, że każdy atrakcyjny z punktu widzenia populizmu pomysł natychmiast zostanie przejęty przez PiS i dołączony do jego programu. Nic nie da także wolta, próba wykreowania się na polityka odpowiedzialnego, pragmatycznego, który nie popiera populistycznych pomysłów szkodzących Polsce. W taką metamorfozę nikt nie uwierzy. Niewykluczone, że na finiszu kampanii PiS zaproponuje nauczycielom po 1000 zł podwyżki. Oczywiście nie po to, by przeciągnąć nauczycieli na swoją stronę, ale po to, by we własnym elektoracie ugruntować przekonanie, że jest partią odpowiedzialną i dbającą o przyszłość narodu.

Oczywiście PiS rozbroiło nie tylko koalicję populistyczną, ale także lewicę tradycyjnie bezmyślnie pochylającą się nad ciężkim losem biedoty. Zandberg należy już do przeszłości. Jego oferta jest anachroniczna i nijak nie przystaje do współczesności. Z kolei Biedroń okazał się narcyzem, który pozbierał do kupy kilka pomysłów od Sasa do Lasa, ale gdy trzeba było wykazać stanowczość, chociażby w sprawie deklaracji LGBT Trzaskowskiego czy wystąpienia Jażdżewskiego, okazał się równie mięczakowaty jak Schetyna. Koncertowo roztrwonił poparcie, którym się na początku cieszył, co w zasadzie nie dziwi, ponieważ zamiast poważnego lidera i polityka wyborcy zobaczyli zadufanego w sobie showmana. Decyzja by w jesiennych wyborach wystartować osobno jest w tej sytuacji jedynym sensownym rozwiązaniem, ponieważ dla koalicji populistycznej Wiosna stałaby się kulą u nogi. W ogóle jeśli jeszcze obecność Barbary Nowackiej można zrozumieć, to już SLD na pokładzie jest kompletnym nonsensem. To, co Schetyna zbudował, to nie dalekomorski luksusowy transatlantyk, lecz balia z przegranymi uchodźcami na pokładzie.

Jakie z tej matni jest wyjście? Tylko przeprowadzone jak najszybciej wybory wewnątrzpartyjne lub wewnątrzkoalicyjne mogą dać jakąś nadzieję. W przeciwnym razie czarny scenariusz kreślony przez Kaczyńskiego — większość konstytucyjna — z dużym prawdopodobieństwem może się ziścić.

 

PS.
Poziom lidera koalicji populistycznej najlepiej obrazuje lekceważący stosunek do kandydatki, która jako jedyna wygrała na Podkarpaciu. Dlaczego wygrała? No bo według Schetyny głosował na nią element napływowy:

Ludzie z zewnątrz.Napływowi.Wielu z Dolnego Śląska i Wrocławia.

Dodaj komentarz


komentarzy 8

      1. Neumann, Nitras i paru innych to ludzie bezwolni,  bez właściwości, poglądów, którzy na samą myśl o podjęciu samodzielnej decyzji dostają wysypki i biegunki. Wystarczy tych panów posłuchać — ani jednej samodzielnej myśli, ani jednego samodzielnie złożonego zdania. W czasach minionych takie persony określano mianem tow. Szmaciak.

  1. https://wiadomosci.wp.pl/tajniki-kampanii-koalicji-europejskiej-na-wlasne-zyczenie-6386122511267969a Czy pod wodzą byle jakiego, nie rozumiejącego zasad PO może wygrać? Czy raczej stanie się kanapą jak SLD?

    Z własnego podwórka: NIE było w centrum żadnego ogłoszenia, plakatu informującego o spotkaniu z kandydatami PO na europarlamentarzystów!!! Wiedziałam o spotkaniu Arłukowicza, bo szukałam w internecie. Nie wszyscy mają komputer, a jeśli nawet tak, to nie będą szukali tam informacji, która „nie wyskakuje”.

    Teraz zastanawiam się czy iść/nie iść na spotkanie z „moim” posłem. W poprzednim nie czułam się, że jego ocena Schetyny jest podobna do mojej, ale ….. może umówimy się i pójdziemy. Zaproszenie do spotkania było.

    1. Schetyna został mianowany liderem. Nie odważył się stanąć w szranki wyborcze. Ktoś taką decyzję podjął, ktoś się na taką kandydaturę zgodził, ktoś zmusił konkurentów do rezygnacji z konkurowania. Kto? Bo przecież nie członkowie partii. Oni mieli za zadanie wybrać wskazanego kandydata. No więc wybrali. Mogli nie wybrać? Nieco ponad połowa zagłosowała, 91% z tej połowy poparło. Kto na tym „wyborze” skorzystał? Wiadomo. Natomiast nie wiadomo jaki interes w trwaniu przy miernocie mają Neumanny czy Nitrasy. Bo że kilku posłów i kilka posłanek jest już jedną nogą w PiS-ie, to nie ulega wątpliwości.