Schetyna na ostro

Nasz ulubiony portal przygotował analizę pod wielce wymownym tytułem »Schetyna ostro wobec Nowoczesnej: „albo gracie na naszych warunkach, albo sami”«. Oczywiście jak na portal tej klasy przystało tytuł ma się nijak do zawartości. O tym, że jest to analiza dowiadujemy się z tagu, albowiem z tekstu wynika tylko, że został opublikowany i dotyczy niesnasek na prawicy. Aby dziełu przydać znaczenia powołano się na słowa wybitnego polityka, wizjonera i męża stanu Jarosława Kaczyńskiego. Nie od dziś wiadomo bowiem, że jeśli w wypowiedzi zabraknie cytatu z wybitnej postaci, to całe rozumowanie bierze w łeb i nie jest warte funta kłaków.

Większa część analizy dotyczącej obecnej pozycji opozycji poświęcona jest historii partii prawicowych, które nie potrafiły dogadać się i poległy z kretesem w starciu ze zjednoczoną lewicą. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło — scenę polityczną zabetonowano faworyzując subwencjami partie kręcące się wokół koryta. Nowe ugrupowania najpierw muszą pokonać piętrzące się przed nimi biurokratyczne przeszkody, przekonać wysoki, choć niezależny sąd, żeby był je łaskaw zarejestrować, a potem stają przed problemem skąd wziąć pieniądze na działalność. Wolontariat może pomóc w tworzeniu struktur, ale nie jest w stanie wydrukować plakatów, zamówić spotów, przebić się do opinii publicznej — kampania informacyjna kosztuje, a przepisy są tak skonstruowane, że działać w pełni zgodnie z prawem jest niebywale trudno. W tym miejscu nisko należy pokłonić się Ludwikowi Dornowi, który zanim dostał kopa był uważany za trzeciego bliźniaka. Chwała mu zarówno za pomysł, jak i za przekonanie do niego wszystkich towarzyszy od lewa do prawa. Takiego poparcia dla idei nie widziano w sejmie od czasu transformacji, choć dziś nikogo już nie dziwi, gdy partia jak za najlepszych czasów komuny, głosuje jednomyślnie.

Ponieważ analiza przypomina wypracowania szkolne na zadany temat przejdźmy do konkluzji, która w porównaniu z resztą jest bardzo lakoniczna.

Gra Schetyny jest brutalna, ale jasna – albo będziecie elementem bloku zdominowanego przez PO i będziecie grali w nim na jej warunkach, albo będziecie musieli radzić sobie sami. Nowoczesna, jako dużo słabszy partner, jest postawiona pod ścianą. Mimo policzka wymierzonego przez Schetynę – Petru apeluje o rozmowy i wspólne listy oraz to on prosi na spotkanie. Sytuacja liderów Nowoczesnej jest nie do pozazdroszczenia. Polaryzacja sceny politycznej jest na rękę Platformie, a słabszych spycha do narożnika – PO może przekonywać wyborców, że głos przeciw PiS lepiej oddać na największe ugrupowanie opozycji, a nie na Nowoczesną. I jedni, i drudzy rywalizują o pokrewny elektorat. Albo więc Petru podporządkuje się PO i wejdzie do koalicji na jej warunkach – zostając jej „przystawką” – albo ryzykuje całkowitą marginalizację. Wybór nie jest łatwy.

Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że gra Schetyny jest brutalna. Jest brutalna, bo Schetyna gra według własnych zasad, które ustala na bieżąco tak, jak mu wygodnie. Ale uznanie za ‚jasne’ tego rodzaju pogrywanie sobie z partnerami jest grubym nieporozumieniem. Na jakich warunkach mają grać inne partie, skoro PO nie określiła żadnych? A skoro nie określiła, to znaczy, że to nie jest partia polityczna. To zbieranina bezideowych aparatczyków, bez programu, bez idei, bez zasad, których jedynym celem jest zdobycie władzy. Szczęśliwie Schetyna może robić co chce, może stawiać na swoim (bo żeby postawić warunki trzeba je najpierw sformułować w oparciu o jakiś program), ale jednego zrobić nie może. Nie może mianowicie nic zrobić Nowoczesnej. A nie może z prozaicznego powodu — nikt nie jest w stanie zaszkodzić i zmarginalizować tej partyjki bardziej niż jej lider. To dzięki Petru Platforma nie musi się z nikim i z niczym liczyć, nie musi rywalizować na program, nie musi — jak mawiał pewien kandydat na prezydenta — nic. To Petru stanowi zabezpieczenie dalszego trwania Schetyny na stanowisku lidera totalnej opozycji z jednej strony i hegemonii PiS-u z drugiej.

Nowoczesna, w przeciwieństwie do Platformy, program ma. I nie jest to program typu „odsuniemy PiS od władzy, wymienimy ich na naszych i korzystając z wprowadzonych przez nich zmian zdobytego koryta nie oddamy już nigdy”. Owszem, „PO może przekonywać wyborców, że głos przeciw PiS lepiej oddać na największe ugrupowanie opozycji”, ale wyborcy niekoniecznie dadzą się przekonać, że gdy po raz kolejny zagłosują przeciw to dobrze na tym wyjdą. Po zabetonowaniu sceny politycznej przez L. Dorna najpierw głosowano przeciw SLD, potem przeciw PiS, potem przeciw PiS, a potem przeciw PO. Lepiej od tego głosowania przeciw nie było, a ostatnio nawet dobra zmiana okazała się zmianą na gorsze. To oznacza, że ponowne głosowanie przeciw PIS na partię, która nie ma celu, niczego poza władzą nie chce, nie ma najmniejszego sensu, bo zmiany będą kosmetyczne. Potwierdza to pewność siebie Trzaskowskiego, który nie przekonuje Warszawiaków programem, propozycjami, wizją, tylko straszy PiS-em i przekonuje, że wykiwanie Nowoczesnej to konieczność. Taka strategia może skończyć się tym, że przegra tak, jak Komorowski przegrał z Dudą — PiS przecież nie musi wystawiać kandydata, któremu sondaże nie dają żadnych szans. Nie można także z góry założyć, że mieszkańcom Warszawy nie przyjdzie do głowy, że jeśli ktoś był nielojalny wobec partnera koalicyjnego, to wobec nich także może okazać się nielojalny. Na dodatek jest jeszcze lewica, równie zjednoczona jak prawica, która też może wystawić kilku kandydatów. Jedyna pociecha, że Miller nie może ponownie zaproponować dr Ogórek, o co zainteresowana sama się postarała.

Czego w omawianej analizie nie ma? Tego, co z poczynań wszystkich liczących się sił politycznych wyziera bezwstydnie niczym dolna część tułowia zza krzaka — wzmianki o prymitywnym, nie maskowanym, bezczelnym pędzie do władzy. Nam niepotrzebny plan, nam niepotrzebny program — przekonują właściciele partii — my chcemy wygrać po to, żeby ich odsunąć od władzy i zająć ich miejsce. To jest nasz jedyny cel, a waszym psim obowiązkiem, ciemny ludu pracujący miast i wsi, jest nam to umożliwić.

W innej analizie portal zadaje kłam twierdzeniom Marcina Wolskiego, że za kilka lat uchodźcy będą kamienować lesby. Niczym słynne radio Erewań portal wykazuje, że nie za kilka lat, lecz już teraz i nie uchodźcy lecz tubylcy. Reszta się zgadza. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że krytycznej analizie portal poddał i potępił satyrę, czyli utwór literacki. W innym miejscu natomiast deklarował, że nie ma sensu zadawanie pytań typu:

czy można aresztować sztukę;
czy sąd jest właściwym miejscem do rozmowy o przesłaniu sztuki;
czy to na sali sądowej należy odmierzać, ile czarnego humoru jest dopuszczalne w dziele artystycznym;
czy prokuratura powinna ograniczać swobodę wypowiedzi artystycznej;
czy artyści mają prawo wypowiadać się na temat przestępstw popełnianych przez władców, np. przestępstwa pedofilii i molestowania;
czy artyści mają prawo krytykować, naśmiewać się i złorzeczyć na rzeczywistość społeczną i kulturową, w której żyją i tworzą;
czy rozliczanie sztuki ze skojarzeń z religią nie narusza zasad państwa prawa;
czy przesłuchiwanie reżysera, aktorów, scenografów albo innych pracowników teatru w celu ustalenia przebiegu zdarzeń nie jest pomysłem mrożkowskim, który ośmiesza państwo;
czy nie lepiej byłoby poprzestać na modlitwie, by takie świństwa nie przychodziły artystom do głowy itp. itd.

Dwa tysiące lat temu padło pytanie: Jak możesz mówić swemu bratu: Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku, gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Nie zanosi się na to, że portal śledczy którąś z kolejnych publikacji poświeci temu zagadnieniu.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Czytając tytuł ostrość Schetyny skojarzyła mi się z balowaniem. Myślałam, że przeholował we wznoszeniu toastów, biciu innych po uszach (podobno po….miał taki zwyczaj).

    A Schetyna okazał się kolejnym prostakiem w polityce. Gdy rozsądek i jakaś taktyka nakazywałaby jednak rozmowy, wysłuchanie zdania tych, z którymi ma w parlamencie współpracować, by osiągnąć założone cele, on  w prostackim stylu daje przekaz: s…s…s..s…. mam was w tamtych spodniach, które na śmieci wyrzuciłem.

    Bufonada i głupota. Bo skąd u tego ‚wodza” taka pewność, że ON zostanie wybrany do parlamentu i od wyborców nie zobaczy gestu Kozakiewicza? Na wsparcie Rydzyka raczej liczyć nie może. A jego zachowań, słów nie wynika by Rydzykowi ubyło w darowiznach, które rozumiem jako dalsze okradanie państwa.

    Jeśli liczy, że wystarczy wykrzykiwać z zapałem PIS jest brzydki, to w wykrzykiwaniu przegra z takimi, którym obelżywe, kłamliwe słowa miodem z ust płyną. I nie mają dziwnych oporów, by przeszkadzało mi określenie: cham polski na urzędzie.

    Jeśli liczą na to, że wyborców zaskoczą jakimś pomysłem, to się przeliczą. Bo wyborcy należy dać czas, by sobie propozycję przemyślał.

    Moim problemem jest to, że nie wiem na kogo zagłosować, gdy na PIS nie zechcę.

    Co do zadanych pytań odnośnie sztuki, to nie powinno w nich zabraknąć mądrości i kultury. Z pieniędzy państwowych powinny być utrzymywane najwyżej dwa teatry, filharmonie. A na utrzymanie reszty działalności związanej z kulturą, trzeba szukać sponsorów. Lub dawać  dzieło takiej jakości, że publika będzie się pchała oknami i drzwiami.

    Wtedy na zadane pytania, pytający otrzymają niezakłamaną odpowiedź. Dodam, że prowincja ma bardzo mały dostęp do dóbr kulturalnych. Nawet recenzji dobrej sobie nie poczyta. Bo w ramach szeroko rozumianej „kultury” łatwiej czytać o wierze silnej, o nawróceniu i objawieniu potrzeb duchowych. Dodatkowo jeszcze czy ubiór jest taki czy siaki, albo czy ta dupa jest dobra, a tamta z …. felerem, bo piszącego nie opłacono.

    Za wyrazy nie przepraszam, bo to mowa potoczna.

      1. Cóż, mam nadzieję, że po wyborach zobaczy gest Kozakiewicza.

        A tak naprawdę to trudno wskazać kogoś, komu zależy na czymś więcej niż na comiesięcznych przekazach na konto.A kilka osób, które można by wymienić obrazu bylejakości nie mącą.