Samobójstwo mediów

Kolega, który od lat prenumerował Gazetę (papierową) właśnie oznajmił, że przestał. Nie dlatego, że go nie stać. Dlatego, że nie znajduje w niej nic ciekawego. Na 24 stronach interesującego materiału jest jedna, góra dwie szpalty. Nie on jeden. Wielu znajomych z kupowania dzienników też zrezygnowało z tego samego powodu. Poza tym uznali, że jeśli pół gazety to reklamy, a cena rośnie, to oni nie są — jak chciał minister od finansów — jeleń i za reklamę płacić nie zamierzają.

Gdy dziś wziąć do ręki dowolny dziennik i porównać z gazetą sprzed kilku, kilkunastu lat, to gołym okiem widać degrengoladę. W dobie Internetu, błyskawicznego dostępu do informacji takie traktowanie czytelników jest zdumiewające. Każe się im płacić, a traktuje jak półgłówków. Wciska się gnioty, pseudoinformacje, płytkie komentarze, bzdurne nowinki i reklamy żądając za to coraz większych pieniędzy. Traktowany tak czytelnik przestanie kupować wydanie papierowe i rzuci się płacić abonament w Internecie? Mając w pamięci gazetę papierową i jej zawartość zaryzykuje wywalanie kasy na Piano, Forte czy Unisono?

W dzisiejszych czasach w wielu branżach zostały obrócone zależności. Przemysłowi rozrywkowemu wydaje się, że może się utrzymać bez odbiorców, fanów, melomanów, kinomanów. Dziennikarzom z kolei ewidentnie zaczęło wydawać się, że czytelnicy łykną z pocałowaniem ręki i sowitym wynagrodzeniem wszystko, co spłodzą. Tyle, że jest to złudzenie. Człowiek doskonale obejdzie się bez informacji kto komu ubliżył, kto kogo sponiewierał, kto komu coś ukradł, kto czyje uczucia obraził. A głód informacji w zupełności zaspokoją darmowe serwisy czy nadawcy publiczni. Albo internauci. Za komuny informacje były reglamentowane i być może przeciętny obywatel nie wiedział czy aktorka wystąpiła na balu w majtkach czy bez, ale o strajkach i innych wydarzeniach wiedział. Jeśli tylko chciał wiedzieć.

Dziennikarze stanowili elitę. Kierowali się zasadami, etyką. Nie pozwalali sobie na kłamstwa, przeinaczenia, naginanie faktów. Dziś takie praktyki są na porządku dziennym. Wystarczy przeczytać „doniesienia” dotyczące katastrofy pod Smoleńskiem, żeby się o tym przekonać. Wszyscy mają jeszcze w pamięci tytuł i artykuł ogólnopolskiego dziennika dotyczący trotylu na wraku. Pisze się o „rozkradaniu wraku”, czyli dowodu (na co?), nie przypominając, że historycznie pierwszym rozkradającym była zakonnica, która z narażeniem życia, pod lufami karabinów „ruskich” żołnierzy, myląc tropy, przywiozła na Jasną Górę fragment skrzydła rozbitego prezydenckiego samolotu. Ci ludzie, tak cynicznie manipulujący, zakłamujący prawdę i kłamiący po prostu to przecież też dziennikarze. Bo nikt ich z dziennikarskiego grona nie wykluczył, legitymacji nie pozbawił. Dziś bajki mają wzięcie. A jutro?

Media upadną? Oczywiście, że nie. Ale zmienią oblicze. I jeśli tylko władza nie nałoży knebla, dystrybucja informacji zmieni się w rozproszoną. A utrzymają się ci, którzy nie będą schlebiać najprymitywniejszym gustom, bo to droga donikąd. Bez plotek można się obejść. Bez rzetelnej informacji i komentarza pozwalającego zawiłości współczesnego świata ogarnąć i zrozumieć — nie.

Dodaj komentarz