Rząd się sam wyleczy

Coroczne grudniowe harce lekarzy pod kryptonimem „Kasy, kasy, chcemy kasy, żadnych zmian tylko więcej kasy” w tym roku mają wyjątkowo atrakcyjny przebieg. Tym niemniej skowyt dobiegający z gabinetów dobitnie dowodzi, że nie o dobro pacjentów, lecz o kieszenie lekarzy w tym sporze chodzi. Socjalizm — ustrój hołoty dla hołoty, jak to zgrabnie ujął prezes — doskonale sprawdza się tam, gdzie nie liczą się efekty, lecz interes beneficjentów. Tylko w socjalizmie możliwe jest pobieranie przedpłat na obietnicę wykonania usługi. Tylko w socjalizmie możliwa jest zasada „czy się stoi czy się leży to wypłata się należy”. Jednak polska, socjalistyczna służba zdrowia poszła o krok dalej. Nigdy bowiem i nigdzie nie było premiowane partactwo. Natomiast system ochrony zdrowia w Polsce został tak sprytnie pomyślany, że im gorzej lekarz leczy, im mniej zleca badań, tym więcej zarabia. Potwierdzają to zresztą sami lekarze dowodząc, że „za te pieniądze nie da się leczyć”. Mimo, że się nie da, podpisują umowy i „leczą”. Cud?

Tak więc coroczna pantomima dostała w tym roku nową oprawę. Oto lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego złożyli na policji doniesienie o zaginięciu premier Ewy Kopacz, która wzorem swego wielkiego poprzednika w obliczu problemów zapadła się pod ziemię. Dlaczego lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zgłosili zaginięcie premier Kopacz? Zgłoszenie zaginięcia premier to próba zwrócenia uwagi na to, że minister zdrowia Bartosz Arłukowicz „nie chce rozmawiać” z lekarzami.

Młodsi powinni wiedzieć, że w socjalizmie partnerem do rozmów nie było kierownictwo czy zarząd firmy, lecz rząd, a właściwie partia. Bo to ona, jak dziś, decydowała o wszystkim. Parlament służył wyłącznie do popierania i zatwierdzania słusznych pomysłów i idei.

Tak więc zdaniem członków Porozumienia Zielonogórskiego tylko interwencja szefowej rządu może pomóc lekarzom. I szefowa rządu wyszła z domu, w którym opiekowała się swoimi dziećmi, gdzie wpadła i zaryglowała się na widok lekarza wymachującego ostrym narzędziem, prawdopodobnie skalpelem. Dziś o godz. 17 minister zameldował się w Kancelarii Prezes Rady Ministrów, a po zakończeniu spotkania poznamy powody jego zorganizowania. Oczywiście „rozmowa” niczego nie da, bo nie może. Potrzebne są zmiany systemowe z likwidacją socjalistycznego tworu na czele.

Naczelna Rada Lekarska orzekła, że odpowiedzialność za chaos związany z wprowadzeniem źle przygotowanego pakietu onkologicznego ponosi wyłącznie kierownictwo Ministerstwa Zdrowia. W socjalizmie za śmierć robotników zastrzelonych podczas protestów także ponosiły winę wyłącznie określone siły, nigdy władza wydająca rozkaz strzelania. Chaos, jaki zapanował w polskich przychodniach i szpitalach, jest bezpośrednim wynikiem źle przygotowanej, wprowadzanej w pośpiechu reformy wdrażanej wbrew sprzeciwowi przytłaczającej większości uczestników systemu ochrony zdrowia. Co gorsza, zgodnie z zapowiedziami, minister zdrowia usiłuje wprowadzać ją bez dodatkowych nakładów na i tak już od dawna niedofinansowane świadczenia zdrowotne — możemy przeczytać w oświadczeniu Naczelnej Rady Lekarskiej.

Co ciekawe i charakterystyczne towarzysze z Izby nazwali „reformą” karkołomne wygibasy Arłukowicza, który niczym minister rolnictwa w rządzie Jaruzelskiego chciał jeszcze bardziej udoskonalić i uszczelnić kontraktację świń licząc na to, że w ten sposób poprawi się zaopatrzenie w mięso wieprzowe. Jedyną bolączką jak widać są „nakłady”, a nie brak rozwiązań systemowych. A ponieważ owe nakłady zupełnie nie przekładają się na jakość świadczonych usług medycznych, więc żadne nie mogą być satysfakcjonujące i każde pieniądze zostaną wchłonięte bez śladu i efektu.

Na wyciąganiu łapy po kasę NRL nie poprzestała oznajmiając, że Przedstawiciele kierownictwa Ministerstwa Zdrowia w bezpardonowy sposób obrażają i bezpodstawnie oraz kłamliwie oskarżają właścicieli przychodni odpowiedzialnych za swoje jednostki i ich pracowników o chciwość i działanie na szkodę pacjentów. Tak! Lekarze, którzy głośno ryczą, że za te pieniądze nie da się leczyć czują się obrażeni. I to do tego stopnia, że po raz pierwszy wykorzystali w sporze słowo „pacjent”. Ewidentnie w znaczeniu „jeleń, który płaci lekarskiej braci, a gdy zachoruje będzie miał prawo zarejestrować się i cierpliwie czekać na swoją kolej.”

Bez zmian systemowych, prawdziwej reformy, to pożenienie prywatnego ze społecznym doprowadzi do nieszczęść i tragedii. Ci, którzy przez ponad 10 lat od powstania NFZ-u nie zauważyli jeszcze, że służba zdrowia w Polsce jest już dawno prywatna, niech zajrzą na stronę dowolnego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Znajdą tam wykaz placówek, które podpisały umowy. Może to, co zobaczą przekona ich wreszcie, że symbioza państwowego z prywatnym zawsze jest dwuznaczna, kosztochłonna i patologiczna. Potwierdzają to zresztą słowa Arłukowicza, który po rozmowie z Kopacz oświadczył, że Chciałbym też zachęcić wszystkich pacjentów do zmiany lekarza rodzinnego, po prostu. Bo jeśli lekarz rodzinny rok w rok straszy pacjentów zamknięciem gabinetów, to taki lekarz pomylił misję lekarza z misją biznesmena.

Tak rozumieją rynek usług tow. Arłukowicz i p. Kopacz. Bo misja misją, a z czegoś trzeba żyć. Wiele placówek podstawowej opieki zdrowotnej jest w prywatnych rękach. A biznesmen prowadzący działalność medyczną nie będzie tolerował lekarza, któremu zachciało się porządnie leczyć i generuje straty. Teraz dopiero zaczną się nagonki na lekarzy, którzy w porę nie zauważyli, w porę nie zlecili, w porę nie zdiagnozowali. Z jednej strony właściciel placówki będzie naciskał na redukcję kosztów, z drugiej strony będzie naciskał NFZ na stuprocentowo skuteczne leczenie i diagnostykę, a w środku będzie lekarz i pacjent. I loteria — który z nich będzie miał większe szczęście. Lekarz unikając kary, czy pacjent odzyskując zdrowie.

Ci którzy cieszą się z „twardej” postawy oby naczelnych lekarzy RP powinni modlić się ze wszystkich sił, żeby nie musieli korzystać z socjalistycznego bagna, jakim jest system ochrony zdrowia w Polsce. Bo lepiej już było. A z uwagi na selekcję negatywną lekarzy jest w kraju zostało za mało, więc dobra rada Arłukowicza by zapisać się do innego lekarza jest i bezczelna i cyniczna. Bo lekarz może mieć nawet sto tysięcy pacjentów zapisanych. Ale NFZ zapłaci mu tylko za 2750 pacjentów, bo takie są limity. Jak lekarz obsłuży większą liczbę pacjentów i kto mu za to zapłaci?

Dodaj komentarz