Rozstrój ustroju względnie rozwój rozboju, czyli kapitalistyczny PRL

Wczoraj wspominaliśmy socjalizm jako taki i w postaci enklaw na bezkresnej pustyni kapitalizmu. Ponieważ dopiero teraz widać jak na dłoni jaki to był dobry, przyjazny ludziom (przynajmniej niektórym) ustrój. Dlatego mimo buńczucznych haseł i akcji dekomunizacyjnych, lustracyjnych, deubekizacyjnych zdobycze socjalizmu pielęgnowane są jak najcenniejsze skarby do dziś.

Niejako mimochodem zahaczyliśmy wczoraj o wolność słowa. Nie od rzeczy będzie więc dzisiaj temat nieco pogłębić i wspomnieć o jednym z filarów wolnego słowa — prasie. Obowiązująca dzisiaj ustawa w artykule drugim precyzyjnie precyzuje zadania i obowiązki wolniej prasy w wolniej, suwerennej, niezależnej, demokratycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ludowej? Tak! Ludowej! W obowiązującej ustawie Prawo prasowe czytamy: Art. 2. Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.

Nic to, że Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej już nie ma od dwudziestu dwóch lat, nic to że od piętnastu lat obwiązuje nowa Konstytucja, w której dozgonną przyjaźń ze Związkiem Radzieckim zastąpiono dozgonną przyjaźnią z Królestwem Niebieskim. Ważne, że organy państwowe stwarzają prasie warunki. A skoro są to warunki zgodne z konstytucją obowiązującą w PRL-u, to czy można się dziwić, że prasa jest jaka jest, a jaka jest każdy widzi? Poza tym obowiązujące obecnie prawo jest jednoznaczne i nie pozwala na dowolne interpretacje. Mówi wyraźnie i jasno, że Redaktorem naczelnym dziennika lub czasopisma nie może być osoba skazana za zbrodnie przeciwko podstawowym interesom politycznym i gospodarczym Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (art. 25 pkt 3).

Pan Prezydent niedawno wystąpił z inicjatywą ukrócenia chuligaństwa. W tym celu przygotował nowelizację ustawy o zgromadzeniach publicznych. Znowu, jak za dawnych dobrych czasów to władza określa, które zgromadzenia są dobre, które złe, na które zezwoli, na które nie. W połączeniu z zapisaną w Kodeksie Karnym odpowiedzialnością zbiorową to krok w dobrym kierunku. Jaką znowu odpowiedzialnością zbiorową? — znowu ktoś nie będzie posiadał się ze zdumienia. Ano najzwyklejszą w świecie. Wystarczy być czynnym „uczestnikiem zbiegowiska”, żeby zostać ukaranym. Nie trzeba nawet „popełnić czynu”, wystarczy sama wiedza: Art. 254. § 1. Kto bierze czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Co to jest „czynny udział” określi prokuratura lub sąd zależnie od potrzeb.

Ale — powie ktoś — może się przecież zdarzyć, że posłowie nędznie opłacani za to zawaleni robotą coś przegapią. I na pewno będzie miał rację. Bo nie tylko udało im się przegapić pojedyncze zapisy w Kodeksie Karnym, choć grzebią w nim bez przerwy przy każdej okazji i bez. Byli tak zajęci naciskaniem przycisków i dekomunizacją, że nadal obowiązuje ustawa, której tytuł brzmi, uwaga, USTAWA o zasadach prowadzenia na terytorium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej działalności gospodarczej w zakresie drobnej wytwórczości przez zagraniczne osoby prawne i fizyczne. Zaś na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wisi sobie ustawa z dnia 19 listopada 1999 r. Prawo działalności gospodarczej. Z naszego punktu widzenia interesujący jest artykuł 89. Następne też, ale skupmy się na tym jednym. Brzmi tak: Przedstawicielstwa, utworzone na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 6 lutego 1976 r. w sprawie warunków, trybu i organów właściwych do wydawania zagranicznym osobom prawnym i fizycznym uprawnień do tworzenia przedstawicielstw na terytorium Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej dla wykonywania działalności gospodarczej (Dz. U. Nr 11, poz. 63 i z 1984 r. Nr 26, poz. 133), działają na zasadach dotychczasowych do czasu wygaśnięcia udzielonych zezwoleń jako przedstawicielstwa określone w niniejszej ustawie.

Jeśli ktoś odniósł wrażenie, że przez dwadzieścia dwa lata posłowie biorą diety, a ministrowie i premierzy pensje, a w kraju jak panował, tak panuje chaos prawny to niestety może mieć rację. Jak można nie łamiąc prawa prowadzić działalność gospodarczą na terytorium jednego państwa, Rzeczpospolitej Polskiej, o ustroju kapitalistycznym w oparciu o przepisy obowiązujące w innym państwie, Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, o ustroju socjalistycznym? Czy państwo mające taki bałagan (żeby nie nazwać tego dosadniej) legislacyjny można nazywać demokratycznym państwem prawa?

A to przecież jeszcze nie koniec.

Dodaj komentarz