Różnica widoczna gołym

Są różnice! Chodzi oczy wiście o różnice między tym rządem i tamtym, premierem obecnym i poprzednim. Nie należy ich szukać (tych różnic, nie premierów), nie należy pytać na czym polegają, należy na wiarę przyjąć do wiadomości jako pewnik, że istnieją. Na przykład push-backi na granicy. Poprzedni rząd je stosował regularnie, ponieważ tego wymagała polska racja stanu. Owszem, było to działanie bezprawne, ale czego się nie robi dla ojczyzny! A obecny rząd wręcz przeciwnie — z dumą ogłasza, że push-backi to jest jedyny sposób na rozwiązanie problemu na granicy i wprowadza służące temu, niezgodne z prawem rozporządzenie. — Tusk mówi językiem Morawieckiego i Kaczyńskiego — rwą włosy z głowy malkontenci. A niby jakim ma mówić? Przecież to wspólny język wszystkich Polek i Polaków!

Ostatnio rozpala opinię publiczną sprawa rosyjskiego szpiega, który został najpierw aresztowany, a potem „wymieniony” nie wiadomo na jakiej zasadzie i za co. Podobno prokuratura udostępniła mu tajne materiały, co jest niedopuszczalne, ponieważ gdy za PiS-u szpiegował, to wykradał tylko jawne. Tymczasem problemem wcale nie jest to, że poinformowano go o co jest oskarżony, lecz procedura, która zezwala ot tak, bez żadnego trybu otworzyć areszt i wypuścić szpiega na wniosek tego czy innego zagranicznego sojusznika. Wypuścić bez wiedzy prokuratora prowadzącego, który zgodnie z tym, co mówił rzecznik Prokuratury Krajowej, o niczym nie wiedział i skierował akt oskarżenia. Na czym w tym przypadku polega różnica? Ano na tym, że opozycja w czasach PiS-u nie wystawiała na szwank bezpieczeństwa Polski i nie wywlekała wszystkiego na światło dzienne, a obecna nie ma z tym żadnego problemu. Jej prominentny reprezentant, Andrzej Duda, który jest (jeszcze) p.rezydentem podczas konferencji z prezydentem Litwy uznał za stosowne poddawać w wątpliwość profesjonalizm i niezależność polskich służb specjalnych. To podbudowało sojusznika, który także drży o los swojej ojczyzny.

Donald Tusk i Adam Bodnar, w przeciwieństwie do Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry, mają pomysł na odnowę wymiaru sprawiedliwości. Pomysł jest genialny w swojej prostocie. MM i ZZ wymienili funkcjonariuszy państwowych na swoich, a DT i AB ich teraz zweryfikują dzieląc neosędziów na trzy grupy. Do pierwszej zostaną zaliczeni ci, którzy skończyli studia i rozpoczynali karierę gdy władzę sprawowało PiS. Ich nie mógł powołać inny organ, bo innego nie było, więc po prostu zostaną uznani za sędziów. Druga grupa to sędziowie, którzy skompromitowali się tak bardzo, że nie powinno być dla nich miejsca w zawodzie. Wreszcie trzecia, największa grupa, to koniunkturaliści, którzy zawsze płyną z prądem i korzystają z okazji. Nie sprzeciwiają się i współpracują z każdą władzą. Teraz wystarczy, że wyrażą żal, że robili karierę za PiS-u, zapewnią, że jest im przykro, że to było naganne i że żałują tego, co z(a)robili, to zostanie im wszystko wybaczone, zachowają stanowiska i będą mogli kontynuować robienie kariery. Bodnar z Tuskiem uznali bowiem, że w roli sędziego najlepiej sprawdzą się ludzie bez właściwości, z giętkimi kręgosłupami, którzy nigdy wychylają się i w głębokim poważaniu mają praworządność, bo dla nich liczy się tylko ich własna kariera.

Dlaczego Tusk i Bodnar potykając się o własne nogi nigdy nie przywrócą praworządności? Z prozaicznego powodu — ze strachu. Nie chcą wyplenić chwastów, wolą je utrzymywać, pielęgnować i chronić, bo

boją się oskarżeń o to, że działają tak samo jak kiedyś Ziobro, nie chcą słać ludzi na delegacje na drugą część Polski. Ewa Wrzosek ocenia to krytycznie. – Mamy rzecznika dyscyplinarnego. Ile przez ten rok wszczęto głośnych postępowań? Niewiele. Ludzie, którzy dostawali polityczne sprawy, dalej mają się doskonale.

Jaki sygnał władza wysyła społeczeństwu? Że trzymanie się z nią zawsze popłaca. Oczywiście bez ostentacji, lepiej nie grzeszyć nadgorliwością. Wystarczy się nie wychylać, nie robić wbrew, nie stawać okoniem i nie stwarzać problemów. Gdy władza z jakiegoś powodu ulegnie zmianie wystarczy zademonstrować lojalność, zadeklarować przywiązanie do głoszonych przez nią zasad i po krzyku. Dzięki takiemu podejściu ci, którzy karierę robili za jednej władzy będą mogli ją kontynuować bez przeszkód za każdej i dalej uprzykrzać życie tym, którzy ośmielili się walczyć o praworządność. Bardzo trafnie taką postawę podsumował Jakub Bierzyński u Tomasza Sekielskiego mówiąc, że to jest gigantyczna lekcja konformizmu dla wykonujących zawód zaufania publicznego, takich jak prokuratorzy czy sędziowie, gdzie wymagana jest samodzielność, bezstronność, odporność na naciski. Tak wygląda promocja obrzydliwego mechanizmu łamania sumienia publicznego: ukorzysz się — zostajesz, nie — wylatujesz. Jest to także pouczająca lekcja dla młodzieży — pamiętajcie, że tutaj opłaca się zawsze płynąć z prądem, baczyć pilnie skąd wiatr wieje, zawsze podążać w wyznaczonym przez władzę kierunku. To daje gwarancję, że otrzymanych awansów nikt nigdy nie odbierze. Przecież sam Donald Tusk do znudzenia powtarzał, że „co PiS dało my nigdy nie odbierzemy, a nawet dodamy coś od siebie”. Trzeba było pamiętać które sprawy należało umarzać wtedy, jakim trzeba ukręcić łeb teraz, co zamieść pod dywan, a co spod dywanu wywlec na światło dzienne. Nie może być sędziów, prokuratorów pisowskich czy peowskich, bowiem prawdziwie niezależny przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości nie musi być przez nikogo naciskany. Sam doskonale wie czego się od niego oczekuje.

Co ciekawe gdy trzeba postawić na swoim Bodnara i Tuska nagle przestaje paraliżować strach i z całym przekonaniem twierdzą, że to, co robią jest zgodne z prawem. Tusk najpierw popełnił błąd zgadzając się na nominata Andrzeja Dudy w Sądzie Najwyższym, a teraz oznajmił, że

W oparciu o skargę sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego podjąłem decyzję o uchyleniu kontrasygnaty ws. sędziego Krzysztofa Wesołowskiego.

Nawet jeśli się zbłądzi, to nic nie szkodzi. Wystarczy po prostu podjąć decyzję uchylającą błąd i po kłopocie. Polacy nic się nie stało! Nie cieszycie się na olimpiadę?

Dodaj komentarz