Rozmowy kontrolowane, czyli uprzejmie donoszę…

Pewnego poranka po podniesieniu słuchawki telefonu wraz z sygnałem namiętny głos intonował monotonnym głosem „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana…” Podobnie było z korespondencją. Listy przychodziły otwarte i opatrzone stemplem „ocenzurowano”. W środku niektóre słowa lub całe zdania pracowicie zamalowane. Zaś jeśli chodzi o prasę jednym z największych osiągnięć Solidarności w owym czasie był obowiązek oznaczania przez cenzurę miejsc, w których dokonano ingerencji.

Minęło trochę czasu, rozwinął się Internet, medium nieznane w tamtych czasach. To dało nowej władzy doskonały pretekst do wprowadzenia rozwiązań, o których nie śniło się nawet w czasach stalinowskich. W zapomnienie poszła zasada, że ingerencje cenzorskie muszą być znaczone. Na dodatek wtedy zasady były znane i jasno określone. Wiadomo było najogólniej czego nie wolno. Dziś, w Internecie, panuje wolna amerykanka — wpis na blogu lub na forum może zniknąć bez śladu, nie wiadomo z jakiego powodu.

W szkole przy sprawdzaniu nie zamalowuje się słów napisanych błędnie. Przekreśla się je i podaje jak powinny brzmieć. Względnie podkreśla i nakazuje przepisać kilka razy poprawnie. Na tym polega nauka. Jak można walczyć z mową nienawiści, jeśli się jej przejawy z jednej strony lekceważy, a z drugiej usuwa? Jak użytkownik forum czy bloga ma nie popełniać ponownie tych samych błędów, jeśli nikt go nie raczył poinformować co w jego wypowiedzi łamie postanowienia regulaminu?

Tylko właściciel bloga widzi spustoszenia dokonywane na nim przez anonimowych cenzorów redakcyjnych w oparciu o donosy. Zgodnie bowiem z wyjaśnieniem p. Piotra Komentarze pod wpisami są moderowane tylko wtedy, gdy otrzymujemy kilka zgłoszeń informujących, że dany komentarz narusza regulamin. Jaki regulamin p. Piotr nie zdradził. Niewykluczone, że chodzi o regulamin Tajnych Współpracowników. Bowiem próżno szukać tego słowa na stronie głównej radia, na stronie głównej Gazety oraz na stronie blogów.

Ostatnim przykładem jest moderowana rozmowa kontrolowana okaleczona tutaj. Ponieważ użytkowniczka nie była pewna czy dobrze zrozumiała wpis na blogu starałem się Jej wytłumaczyć o co chodziło. Okazało się, że na jedną z odpowiedzi doniesiono, więc została „zmoderowana”. W tej sytuacji byłoby z pożytkiem dla wszystkich ujawnienie w końcu co na portalu radia Tok FM łamie regulamin. Nawet bez ujawniania go, jeśli tak bardzo zależy redakcji na dochowaniu tajemnicy. Chociażby po to, żeby w przyszłości było wiadomo jakich tematów nie poruszać, jakich unikać i o czym nie pisać pod groźbą moderacji lub bana.

W tej chwili sprawa jest kuriozalna — tylko donosiciel zna regulamin. Na podstawie jego donosu anonimowy współpracownik wyposażony w uprawnienia wycina wypowiedzi nie informując użytkownika dlaczego jego wpis został uznany za winny i skazany na banicję. Dziś to dotyka komentarzy, jutro dotknie blogerów. Perfidia zaś takiego działania polega na tym, że nikt się o ingerencjach cenzury nie dowie. To jedna strona medalu. A druga to fakt, że zostaje wydany wyrok w trybie całkowitej tajności. Bo tajne jest w tym przypadku wszystko — podstawa, czyli regulamin, sędzia, czyli donosiciel, kat, czyli moderator.

Dawniej bez śladu znikali ludzie. Teraz bez śladu znikają wpisy. Jutro…?

Dodaj komentarz