Rosół z kury znoszącej złote jaja

Co jakiś czas objawia się zbawca, który zna rozwiązanie. Wie jak zrobić, żeby wszystkim było dobrze. I – o dziwo – znajduje wyznawców. Na czym z grubsza polegają proponowane rozwiązania? Oczywiscie na dawaniu. Damy, rozdamy, dodamy. Podniesiemy płace, dodamy dodatki, dodatkowo zwiększymy zasiłki, wprowadzimy darmowe posiłki. Skąd weźmiemy na to pieniądze? To proste – podniesiemy podatki, składki, opodatkujemy najbogatszych, wszelkie transakcje, wprowadzimy podatek od podatku, oszczędności, transakcji handlowych.

Co z tego zrozumiał Kowalski? Że oni, czyli rząd, nareszcie pogonią kota im, czyli złodziejom dzięki czemu poprawi się nam, uczciwym ludziom. Entuzjazm opuszcza Kowalskiego natychmiast po przekroczeniu progu sklepu, lekturze rachunku za prąd i informacji o wysokości opłat za mieszkanie. Na szczęście dla zbawców Kowalski nie potrafi powiązać skutków z przyczyną. W pale mu się nie mieści, że za gonienie kota im płaci on, bo bilans musi wyjść na zero. A na dokładkę trzeba jeszcze wynagrodzić goniących za ich pełną poświęcenia pracę.

Czy Kowalski zastanowił się choć raz dlaczego państwa o niskich podatkach nazywane są rajami podatkowymi, a nie na przykład piekłem podatkowym, czy inaczej, ale równie pejoratywnie? Czy potrafi racjonalnie wyjaśnić, dlaczego sam nie chce żyć w raju i wydaje mu się, że jeśli on płaci mało, a jego szef dużo za dużo, to to jest sprawiedliwie? Dlaczego nie może, a może nie chce pojąć, że jeśli jemu obniży rząd podatek o kilka procent, to on na tym zyska kilkaset złotych rocznie, a jak jego szef będzie płacił podatki w raju, a nie w kraju, to zyska kilka lub kilkadziesiąt tysięcy? Czyli gra warta świeczki. Czy Kowalski w ogóle choć raz słyszał o strajkach lub manifestacjach organizowanych przez niezadowolonych mieszkańców któregokolwiek z rajów? Tu jest spis.

Dziwne, że racjonalny na co dzień Kowalski traci rozum, gdy ze skali mikro przechodzi do skali makro. Przecież budżetu nie napełnia wszechmogący, tylko podatnicy. Wszelkie zmiany znajdują odbicie w cenach i opłatach. Więc domaganie się zwiększania obciążeń to domaganie się obcięcia gałęzi, na której się siedzi. Szczytowym zaś osiągnięciem propagandy rządowej było wmówienie Kowalskiemu, że opłacanie przez pracowników składek emerytalnych odkładanych na indywidualnych, dziedziczonych kontach rujnuje budżet.

Ludzie lubią wierzyć, że ten, komu się dobrze powodzi jest przez państwo sprawiedliwie traktowany wtedy, gdy jest dodatkowo skubany. Tylko, że to jest mit. Dla kilkuset złotych rocznie nie ma sensu narażać się. Dla kilkudziesięciu tysięcy już warto. Zwłaszcza, że wtedy jest czym podzielić się z marnie opłacanym urzędnikiem i zaskarbić sobie jego przychylność. Niskie, jednakowe dla wszystkich podatki będą płacić wszyscy. Im bardziej skomplikowany i niespójny system, tym łatwiej się w nim wykpić od płacenia…

Klęcząc przed Tuskiem
fot. Robert Kowalewski

Dodaj komentarz