Roma locuta causa finita i basta

I znowu pan redaktor Chlasta trysnął optymizmem. Cóż napawa p. Redaktora radością? Słowa Premiera oczywiście. Pan Premier odezwał się bowiem swego czasu w następujące słowa: Podpisałem dziś upoważnienie dla ambasador w Tokio do podpisania ACTA. Nie będzie ustępstwa przed brutalnym szantażem. Cała procedura przygotowania ACTA, trwająca już od lat, była jawna, podobnie jak każdy inny podobny przypadek. Po czym oznajmił, wykorzystując charakterystyczną dla pomazańca bożego formę, iż poszedł po rozum do głowy, bo nie zdawał sobie sprawy i błądził: – Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak głębokiej istoty, wręcz cywilizacyjnej, dotykamy, zajmując się sprawą opisaną w ACTA.

Skoro tak, to Roma locuta causa finita – uznał p. Redaktor radośnie i zajął się innymi sprawami. A na stronie Ministerstwa Gospodarki nadal można przeczytać:

15 grudnia 2011 r., dzięki staraniom polskiej prezydencji, Rada UE podjęła decyzję o podpisaniu umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrobionymi (Anti-Counterfeiting Trade Agreement – ACTA). Proces ten był jednym z priorytetów Ministerstwa Gospodarki realizowanych podczas przewodnictwa Polski w Radzie UE.

Ale nie tu leży pies pogrzebany. Bo przyznać się do błędu nie każdy potrafi. Problem w tym, że p. Premier popełnia błędy i „ma odwagę” do nich się przyznać tylko w dwóch sytuacjach: gdy spada poparcie i gdy ludzie wychodzą na ulice. Inaczej do Premiera nic nie dociera. I to jest tragedia, bowiem to oznacza, że rząd nie myśli przed, lecz dopiero po przeforsowaniu decyzji lub zmian. Teraz sukces polskiej prezydencji okazał się błędem. A niedawno uchwalona ustawa refundacyjna? A „reforma” OFE, która miała rozwiązać wszelkie problemy, a po roku okazało się, że nie rozwiązała, tylko odsunęła na po wyborach? A co jeśli po jakimś czasie usłyszymy: Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak głębokiej istoty, wręcz cywilizacyjnej, dotykamy, forsując nieprzemyślane reformy systemu emerytalnego. Wysłałem dzisiaj list do wszystkich przywódców partii z propozycją odrzucenia zmian w tym kształcie, przy jakim upierał się mój rząd i przeprowadzenie zdecydowanie głębszej debaty niż do tej pory, zanim podjęlibyśmy pozytywne decyzje o jakichś regulacjach.

Errare humanum est, żeby pozostać w zgodzie z konwencją przyjętą przez pana Redaktora. Ale człowiek, który tak odważnie przyznaje się do błędów, powinien tym bardziej powstrzymać się od przepychania „niepopularnych”, „twardych”, a przeważnie nieprzemyślanych decyzji i skupić na opracowywaniu przemyślanych i rozsądnych. A zadaniem dziennikarzy jest patrzenie władzy na ręce i podnoszenie krzyku zanim doprowadzi do nieszczęścia. Nie cieszyć się jak Skowroński byle czym i zadowalać byle PR-owskim ochłapem. Ponieważ jeśli jedynym sposobem zmuszenia rządu do myślenia jest wyjście na ulice, na ulicy przyszłoby nam wszystkim spędzić życie.

Dodaj komentarz