Reindustrializacja imoposybilizmu

Najbardziej charakterystyczną cechą minionego ustroju było zawłaszczanie i zakłamywanie języka. W ustach dygnitarzy słowa zyskiwały nowe znaczenie, a powszechnie znane i rozumiane pojęcia „doprecyzowywano” za pomocą przymiotników. Taki zabieg z jednej strony utrudniał, a wręcz uniemożliwiał dialog, a z drugiej wyraźnie oddzielał „zwykłych” ludzi, którzy nie trawili i nawet nie starali się zrozumieć partyjnej nowomowy od władzy i jej popleczników.

Doskonałym przykładem określenia, które dodawane do rzeczownika odzierało go z jego pierwotnego znaczenia był przymiotnik ‚socjalistyczny’. W każdym słowniku języka polskiego, a nawet w encyklopedii, można było znaleźć znaczenie słowa ‚rodzina’. Ale co to takiego „rodzina socjalistyczna” nie wiedział zgoła nikt. Łącznie z twórcami tego terminu. O ‚demokracji socjalistycznej’ nawet wspominać nie warto. Można za to wspomnieć, że chroniczny deficyt wszystkiego, od mięsa po alkohol, to były ‚przejściowe kłopoty z zaopatrzeniem ludności w artykuły spożywcze’. Strajk nie był strajkiem, lecz ‚przerwą w pracy’. Nielegalną ma się rozumieć. Demonstranci to albo ‚warchoły’, albo ‚chuligani’. A każdy, kto nie podzielał ‚jedynie słusznych poglądów’ był  ‚elementem’. Lecz nie zwykłym, typu menel, lecz ‚antysocjalistycznym’,  ‚wrogiem ludu’ innymi słowy.

Na szczęście dla młodych nowomowa nie tylko nie odeszła do lamusa, lecz — zwłaszcza ostatnio — wręcz rozkwita. Znowu nadaje się nowe znaczenie powszechnie zrozumiałym pojęciom, a te, których nie udaje się wypaczyć uzupełniane są przymiotnikami. Co prawda jeszcze żaden przymiotnik nie przyozdabia demokracji, ale opozycja jest już ‚totalna’, a zmiana na gorsze ‚dobra’. Grupa stanowiąca fundament, podstawę bytu każdego narodu, czyli elita, to dziś obelga. Los ‚genderu’, który stał się dyżurnym sprawcą wszelkich nieszczęść, podzielił ‚establishment’, czyli obelżywe określenie tych, z którymi władzy nie po drodze. Odczuwający niedosyt z powodu skromnej listy przykładów mogą sięgnąć po dowolne prorządowe publikatory, jak Do Rzeczy, wSieci czy Uważam Rze. My zaś skupmy się na rozwoju.

Trzeba komuś tłumaczyć co to jest rozwój? Nie trzeba. A co to jest ‚odpowiedzialny rozwój’? Bo rząd właśnie podjął uchwałę w sprawie przyjęcia Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju do roku 2020 (z perspektywą do 2030 r.). Z lektury dokumentu wynika, że ów rozwój nie będzie byle jaki. On będzie społecznie wrażliwy i terytorialnie zrównoważony, zaś państwo będzie skuteczne, a instytucje będą służyć wzrostowi oraz włączeniu społecznemu i gospodarczemu. Podstawą działań będzie reindustrializacja, która będzie polegać na rozwoju innowacyjności, pozwalającym m.in. na istotną obniżkę kosztów produkcji, w tym pracy, a także podnoszenie jakości produktu, lepsze zaspokajanie potrzeb i szybsze reagowanie na zmiany oczekiwań konsumentów, zmniejszenie zużycia surowców i zapotrzebowania na energię oraz obniżenie emisyjności produkcji i podniesienie bezpieczeństwa pracy.

Rozwój innowacyjności to według Strategii zwiększanie stopnia zaawansowania technologicznego produktów, powstawanie nowych rozwiązań technologicznych i organizacyjnych na podstawie własnych zasobów przedsiębiorstw, a także  oparcie w większym stopniu przewag konkurencyjnych w handlu zagranicznym na jakości i innowacyjności proponowanych produktów. Dokładnie takie same cele stawiał przed sobą Gierek. Ale to nie ma znaczenia. Liczy się bowiem to, dlaczego ta strategia nie jest warta funta kłaków. Otóż dlatego, że innowacyjność wymaga gigantycznych nakładów finansowych, przede wszystkim w naukę, badania. A przegłosowana ostatnio reforma edukacji stanowi potwierdzenie trendu dokładnie odwrotnego.

Badania to przecież dopiero początek drogi. Trzeba bowiem znowu wyłożyć olbrzymie środki na opracowanie technologii, przygotowanie i wdrożenie produkcji. Przykład grafenu, leku na raka i innych polskich wynalazków dowodzi niezbicie, że to mrzonka — nie tyle nie ma pieniędzy, bo większe kwoty topione są w szalonych przedsięwzięciach, lecz wiedzy, kompetencji i chęci u decydentów, a także — najważniejsze — odwagi w podejmowaniu decyzji. Kto zdecydował o wyłożeniu miliardów na uruchomienie produkcji grafenu? Na skalę przemysłową produkują go na przykład Chińczycy. Kto zdecydował o wyłożeniu miliardów na dalsze badania nad lekiem na raka? W Polsce nikt. A na świecie? Firma Sanofi zapłaciła 300 mln dolarów za sublicencję na ten patent, a kolejne 310 mln dolarów wyłożył koncern Roche.

Historia uczy, że i opozycja i media wybaczą rządowi topienie miliardów choćby w programie 500+ czy we wszelkiego rodzaju dotacjach, a nie wybaczą inwestowania w badania zakończone fiaskiem. Wynika to z faktu, że w pogoni za sensacją dziennikarze, a za nimi społeczeństwo, zatracili zdrowy rozsądek i umiejetność odróżniania rozrzutności i marnotrawstwa od ryzyka związanego z pracami badawczymi i inwestycjami. Przy czym mądrzy są wszyscy zawsze po fakcie, gdy już wiadomo jak sprawa się ma. Wtedy doznają iluminacji i nie szczędzą zbawiennych rad typu „trzeba było…”

‚Zrównoważony rozwój’ to mrzonki także z powodu, o którym wspominał Jarosław Kaczyński. Otóż okazuje się, że nie tylko przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi nie podejmują się zyskownych przedsięwzięć. Naukowcy z tych samych przyczyn nie chcą dokonywać odkryć i wynalazków. Z wyjątkiem tych, którzy zatrudnienie znaleźli w instytucjach rządowych.

 

PS.
Gdybyż Ignacy Krasicki znał współczesne realia, zapewne nieco inaczej rozłożyłby akcenty w swoim wstępie do bajek…

Był uczony, który odkryć dokonał bez liku,
Był wyborca, co nie zbudził się z ręką w nocniku,
Był urzędnik co łapówek się brzydził,
Był polityk, co niewiedzy się wstydził,
Był też rozwój, tyle że zrównoważony,
I katolik, który nigdy nie bił swojej żony,
Był minister prawy, o sobie nie myślał,
Był dziennikarz, co nigdy nie zmyślał.
A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może!
Prawda! Jednakże ja to między bajki włożę.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Liderką w dopytowywaniu była dziennikarka Pochanke. Jeszcze przepytywany pierwszego zdania nie skończył, a już był dopytowywany. I tak przez cały wywiad.
    Na wielkiego tuza Krasickiego postawię w odpowiedzi na Fredrę

    „Siła przed prawem – sieje bezprawia,
    Prawo przed siłą – mury stawia.”

    „Wolność! Braterstwo! Ojczyzna! ba, Wiara!
    A koniec: – Co dasz? To dziś grunt, to miara.”

    Także w dziennikarstwie, np w postaci wykupionych reklam

    1. Odpowiedzialne dziennikarstwo nie dopuszcza do zakłamywania języka. Tyle, że u nas nie ma dziennikarstwa. Jest ciężka harówa ludzi mających kłopoty z językiem ojczystym, którzy odpytują swoich gości nie po to, żeby się czegoś dowiedzieć, ale dla sensacji. W tym celu często zapraszają przedstawicieli przeciwstawnych obozów, którzy z zapałem plotą duby smalone, biją pianę, a z ich gadaniny kompletnie nic nie wynika. Zamiast wspólnie pochylić się nad problemem, bo za ich rozwiązywanie biorą niemałą kasę, przerzucają się zarzutami.