Radziwiłła weźmiemy głodem!

Portal oko.press udostępnił swe łamy młodym lekarzom. Uczynił to w artykule pod znamiennym tytułem »Głodują Olga, Ania, Janek i Krystian. „Lekarz to piękny zawód. Ale jak nic się nie zmieni, uciekam na Zachód«. No jakże to tak, uciekną i zostawia nas samych? I dlaczego mieliby uciekać? Czy dlatego, że

Po sześciu latach studiów i rocznym staży lekarz-rezydent wykonuje te same czynności, co lekarz specjalista. Tyle tylko, że zarabia od 3170 zł brutto – minus obowiązkowa składka na Izbę Lekarską, co daje około 2200 zł na rękę (14 zł za godzinę) do maksymalnie 3890 (17 zł/godz.).

Faktycznie skandal. Ale ile powinien zarabiać? Adekwatnie do umiejętności, jak w socjalizmie po uważaniu, czy tyle ile chce? Ile na przykład powinien zarabiać lekarz, niedoszły chirurg, który nie potrafi poskładać złamanej ręki, choć wykonuje tę samą czynność składania co specjalista? Z drugiej strony dlaczego dorosły człowiek, po ciężkich, sześcioletnich studiach podpisuje umowę, na której jest wyszczególniona kwota wynagrodzenia, aprobuje ją, a potem użala się, że za mało zarabia? Na dodatek otwarcie przyznaje, że prawo prawem, a on prawo ma w głębokim poważaniu: Teoretycznie wolno nam pracować maksimum 48 h tygodniowo w szpitalu, ale większość podpisuje klauzulę opt-out – zrzeka się prawa do regulowanego czasu pracy. Plus 24-godzinne dyżury, pięć razy w miesiącu. Czyli w sumie około 240 godzin miesięcznie w samym szpitalu. Pacjenci takiego luksusu nie mają. Nie mogą zrzec się wątpliwej przyjemności obcowania z niedouczonym i niewyspanym lekarzem, dla którego są królikiem doświadczalnym, którego obowiązuje i klauzula sumienia i opt-out, ale nie obowiązuje primum non nocere.

Beneficjenci systemu przekonują, że służba zdrowia jest w Polsce darmowa. I większość, zwłaszcza mniej roztropnych, w to wierzy. Choć na pasku wypłaty mają czarno na białym wyszczególnione potrącenie na składkę zdrowotną. Płaca minimalna wynosi obecnie 1850 zł miesięcznie. Od tego jest odprowadzana składka w wysokości 1724 zł rocznie. Większość pracujących z usług lekarza praktycznie nie korzysta. Choć ta kwota jest zdecydowanie za mała na skomplikowaną operację, to ten akurat problem można rozwiązać w inny sposób. Zwłaszcza, że obecny system też niczego nie gwarantuje, stąd jakże częste apele by wpłacać pieniądze bo operacja jest droga, a opieka medyczna darmowa tylko z nazwy. Dla przeciętnego pracownika pieniędzy, które płaci na „darmową” służbę zdrowia przez cały okres pracy, wystarczyłoby na wszystkie wizyty i zabiegi i jeszcze sporo zostałoby w kieszeni. Gdyby więc zamiast wrzucać pieniądze do wspólnego wora, czarnej dziury o nazwie NFZ, każdy płacił na własne ubezpieczenie zdrowotne, jak dziś płaci na OC czy AC, to nie byłoby kolejek do lekarzy, a służba zdrowia kwitłaby. Tylko wtedy beneficjentami byliby dobrzy lekarze, specjaliści, czyli kompletnie nie ci, co trzeba.

Homo sovietucus i jego brat bliźniak homo katholicus nie rozumieją prostej zależności — tam gdzie nie ma rynku tam zawsze są kolejki, a jakość usług stoi na żenująco niskim poziomie. Ale dlaczego miała by stać na wyższym, skoro płaca nie zależy od pracy, umiejętności, doświadczenia, wiedzy? Skoro czy się leczy czy kaleczy kasa na wypłatę musi się znaleźć? Dlaczego nikt, z dziennikarzami na czele oraz gorącą orędowniczką tak zwanego „współpłacenia”, czyli płacenia drugi raz za to samo, Joanną Solską, nie szuka odpowiedzi na pytanie dlaczego nigdy nie protestują funkcjonariusze NFZ i kadra kierownicza w placówkach medycznych? Owszem, od czasu do czasu popłakują, że mają za mało pieniędzy i powinni mieć więcej, ale nigdy nie uskarżają się na wysokość płac. P. dr Chazan, który bohatersko zmusił kobietę do donoszenia i urodzenia dziecka bez mózgu zarabiał w 2013 roku (co wynika z jego oświadczenia majątkowego) ponad 15 tys. zł na miesiąc. Dlaczego tyle? Bo tyle mu się należy.

Skoro już o p. doktorze mowa, to warto wspomnieć, że pewna pani opisała jak została przez wyż. wym. specjalistę potraktowana. I oto prasa doniosła, że w sierpniu tego roku

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa ruszył proces Anny Grzybowskiej oskarżonej o zniesławienie byłego dyrektora szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie prof. Bogdana Chazana.

W poście opisała swój poród sprzed 12 lat w Szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego w Warszawie, gdzie dyrektorem był wówczas prof. Bogdan Chazan. Według jej relacji Chazan mimo wskazań medycznych odmawiał jej cesarskiego cięcia, m.in. z powodu, że była rozwódką. Jak napisała, Chazan miał powiedzieć wtedy m.in., że „za swoje grzechy trzeba płacić” oraz że „dzieci rodzone przez cesarkę nie mają więzi z matką”.

Czy to oznacza zapowiedź lawiny i wkrótce masowo „ruszą procesy” na przykład zgwałconych kobiet oskarżanych przez sprawców o zniesławienie?

Do wczoraj sytuacja wyglądała następująco: NFZ kontraktował usługi medyczne w placówkach służby zdrowia, a placówki „świadczyły usługi”. Gdy wykonały więcej niż opiewał kontrakt, co pieszczotliwie nazwano „nadwykonaniami” (duży popyt, zmora gospodarki socjalistycznej), NFZ płacił, choć z wielkimi oporami i opóźnieniami. Tak sytuacja wyglądała do wczoraj, a ściślej do 1 października. Wtedy bowiem weszła wielka reforma Radziwiłła, która między innymi nakłada na szpitale obowiązek udzielania pomocy wszystkim potrzebującym, ale nie nakłada na płatnika obowiązku płacenia za to. Ponieważ władza sypnęła ostatnio groszem, kolejki być może nawet się nieco skrócą, ale tylko chwilowo — niewydolność jest wpisana w system.

Nieco inaczej wygląda rozliczenie lekarzy pierwszego kontaktu. Oni dostają ryczałt za zapisanego do nich pacjenta. Te pieniądze muszą im wystarczyć na opłacenie działalności i zleconych pacjentowi badań. Taki system finansowania sprawia, że najwięcej zarabia lekarz, który zleca mało badań lub nie zleca ich wcale. Z drugiej strony gdyby wybuchła epidemia, trzeba było zlecić badania dużej liczbie pacjentów, mogłoby się okazać, że lekarz nie tylko nic nie zarobi, ale będzie musiał dopłacić. Innymi słowy w razie wybuchu epidemii Polacy będą pozbawieni opieki medycznej i grozi im hatakumba.

Młodzi lekarze wierzą, że jak zgłodnieją, to rząd się nad nimi ulituje i sypnie groszem.

Protestujący domagają się wzrostu finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB w trzy lata, z drogą dojścia do 9 proc. przez najbliższych dziesięć lat. Chcą też zmniejszenia biurokracji, skrócenia kolejek, zwiększenia liczby pracowników medycznych, poprawy warunków pracy i podwyższenia wynagrodzeń.

O czym mowa?

Budżet NFZ to 67,5 mld zł. Do tego dochodzi 24 mld zł na leczenie w prywatnych klinikach i szpitalach oraz dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne (zwykle finansowane przez pracodawców). Na koniec pozostają wydatki na leki, które wynoszą ok. 20 mld zł – łącznie na ochronę zdrowia przeznaczamy ponad 108 mld zł. […] W Polsce na ochronę zdrowia wydajemy nieco ponad 6,5% PKB.

Jak widać poziom, którego domagają się lekarze praktycznie już osiągnęliśmy (dane za 2014 rok). Żeby „dojść” do 9% musielibyśmy wyłożyć dodatkowe kilkadziesiąt miliardów zł, czyli każde gospodarstwo domowe powinno dodatkowo wpłacać do NFZ lub na prywatne ubezpieczenia zdrowotne kilkaset zł miesięcznie. Jak sobie to młodzi lekarze wyobrażają? Poza tym chyba nawet oni są w stanie zrozumieć, że jeśli silnik w samochodzie jest przestarzały, a bak dziurawy, to zwiększenie nakładów na benzynę nie sprawi, że samochód pojedzie szybciej i dojedzie dalej. A dziwnym trafem nie domagają się nawet zatkania dziury w baku, o wymianie silnika nie wspominając. Gdyby sytuacja w służbie zdrowia była zła od wczoraj, można by ich zrozumieć. Niestety, pogarsza się od czasów — pozostając w poetyce portalu oko.press — deformy tow. Łapińskiego, czyli od ponad piętnastu lat. Gdzie oni przez ten czas byli?

Portal oko.press staje po stronie lekarzy. Trudno się dziwić. Ten portal z nielicznymi wyjątkami zawsze staje po stronie tych, którzy rzucają kłody pod nogi dobrej zmianie. Ale sami lekarze przyznają, że zarobki to tylko jeden z problemów, z ich punktu widzenia nawet nie najważniejszy. W czerwcu 2017 rzuciłam rezydenturę z chirurgii dziecięcej w Warszawie. Miałam problemy z moimi kierownikami, nie dogadywaliśmy się. I z dnia na dzień zdecydowałam, że wyjeżdżam na Zachód – tyle tylko, że był środek roku, a nie miałam gotowych dokumentów.  Aprobacja dyplomu lekarskiego w Niemczech wymaga czasu – zdania egzaminu i znalezienia miejsca pracy. Nabór jest na początku roku. Właśnie po to obecna partia opozycyjna zmieniała honorowany zagranicą LEP na niehonorowany LEK, by wyjazd utrudnić i skomplikować (LEP został wpisany do traktatu akcesyjnego oraz załącznika V dyrektywy 2005/36/WE Parlamentu Europejskiego z 7 września 2005 r.). Co z tego, że rezydenci zaczną zarabiać więcej, skoro kadrze kierowniczej kompletnie nie zależy na tym, by się czegoś nauczyli?

Gdyby lekarze rezydenci domagali się zmian systemowych ich protest należałoby popierać z całych sił w dobrze pojętym wspólnym interesie pacjentów i lekarzy. Jeśli jednak wystawili się na sprzedaż, da się ich kupić za kilka srebrników czy złotych, to… powodzenia! Pacjentom jest wszystko jedno, czy nie pomoże mu niedouczony lekarz, bo właśnie głoduje, czy dlatego, że nie umie. Za to zajęty głodowaniem przynajmniej nie zaszkodzi.

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Istotnym problem jest to, czego młody lekarz nie dostaje w Polsce: możliwości podnoszenia kwalifikacji. Ma pracować, także w nadgodzinach, najwyżej umrze.
    Dla bardzo dużej części lekarzy znieczulica jest stanem normalnym.
    Takie zachowania stały się ich udziałem, gdy nie mogą dawać choremu (leków – koniecznie tańsze, ale mnie pomagające, badań – bo kosztują). Zaorani pracą nie reagują na cierpienia chorych.
    Takie organizowanie pomocy np. w SOR.ach to nie ich wymysł. To dyrektywa urzędników.

    Pomysł jest tak pomyślany, ze szpitale mogłyby jeszcze więcej operować. Ale nie dostaną za to zwrotu za środki do operacji, opiekę pooperacyjną, konsultacje.
    Zamiast podnieść wypłaty np. pielęgniarkom, opłaca się leniwego kapelana, co pracą, pomocą, rozmową z chorym się nie zhańbi, bo chory jest taki nieestetyczne dla glanc pomady kleszej.
    Poruszyłeś bardzo istotną sprawę – pracę, gdzie niedoróbstwo leczenia się zaczyna. Lekarze pierwszego kontaktu. O każde skierowanie na badanie kontrolne trzeba się wykłucać !!!!
    Leniwe „dochtorki” – bo to one są takim lekarzami przede wszystkim, skąpią, nie badają, nie sprawdzają stanu leczenia w wynikach. BEZKARNIE.
    Ale gdy z jednej strony jest chory, a z drugiej strony wyjazd na wypasione wczasy i możliwość przechwalania się nimi – to przecież zdrowia i leczenia chorego nie wybiorą.

    Chory przyjdzie, nie przyjdzie (często zniechęcony chamskimi odzywkami w rozmowie przed rejestrowaniem się) – wypłata będzie na czas.
    „Czy się stoi, czy się lezy dwadziescia tysi się należy”

    Co proponuje Radziwiłł? Zwiększyć środki przeznaczane na tzw lekarzy domowych, by chorych kierowali na badania.
    Cóż, najwyżej śmiertelność będzie większa.

    Można powiedzieć: po co rezydentom większe płace, przecież żołądki mamy takie same !!
    Skutek będzie taki, że tylko Bashobory, znachorzy, zarobią o wiele więcej.
    Bo nie tylko lekarzy już brakuje, pielęgniarek także.
    Też dla nich było żal pieniędzy. No, jak one śmiały żądać !!!!