Przywodzi dzieci w oderwaniu

Ministerstwo Edukacji i Nauki pod kierunkiem Przemysława Czarnka, absolwenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego najpierw wymyśliło, potem wprowadziło do szkół przedmiot o przebojowej nazwie HiT, czyli historia i teraźniejszość. Rozpisano przetarg na podręcznik i podręcznik powstał. Jeden, ponieważ przetarg był zorganizowany zgodnie ze standardami. Recenzenci i sam mini ster wpadli w zachwyt, ponieważ autor był jednym z nich, a treści były zgodne z ich wizją świata. Właściwa instytucja błyskawicznie zatwierdziła podręcznik do użytku. Dzieci w szkołach dowiedzą się z niego wielu ciekawych i pożytecznych rzeczy. Na przykład, że dzieci, czyli one, nie przychodzą na świat, a nawet nie są poczynane, ponieważ przywodzi się je. Trudno pojąć o co chodzi, ale tak niestety jest.

Wraz z postępem medycznym i ofensywą ideologii gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkład instytucji rodziny. Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju „produkcję”?  Miłość rodzicielska była i pozostanie podstawą tożsamości każdego człowieka, a jej brak jest przyczyną wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej.

Jak na poważny podręcznik przystało w treści zaszyte zostały pytania kontrolne: Jasiu, wiesz, że zostałeś wyprodukowany w laboratorium w procesie zwanym in-vitro. Powiedz nam kto cię kocha? Rodzice? Jacy rodzice? Mama probówka i tata mikroskop? A Małgosię znaleziono w oknie życia i kochają ją wszyscy opiekunowie w domu dziecka i oczywiście cała polskie państwo. Nie wstyd ci Jasiu? Ale nie martw się. Gdybyś nie chodził do naszej szkoły, to w podręczniku można znaleźć bez trudu innych, którzy może nawet zostali przywiedzeni prawidłowo, ale są równie niekochani jak ty. Chociażby Jurek, który woli chłopców, albo Kaśka, której wydaje się, że jest chłopcem.

W odpowiedzi na krytykę Ministerstwo Edukacji i Nauki na Twitterze wydało oświadczenie, w którym wyjaśniło, że za treści zawarte w podręczniku odpowiada autor, a nie mini ster Czarnek, który podręcznik wychwalał pod niebiosa i instytucja, która go zatwierdziła. W oświadczeniu ministerstwo wyraziło zaniepokojenie stanem zdrowia krytyków.

Minister Edukacji i Nauki nie wymyśla i nie pisze podręczników. Zajmują się tym wydawnictwa. W żadnym z podręczników do HiT nie ma takich stwierdzeń nt. dzieci poczętych z in vitro. Tylko chory i obłąkany z nienawiści umysł może dokonywać takich dopowiedzeń pomiędzy wierszami.

Pod kierunkiem nauczyciela dzieci w szkole będą uczyć się… jakim eufemizmem posłużyć się by bredni nie nazywać bełkotem? Będą musiały przyjąć do wiadomości, że poglądy autora podręcznika, kierownictwa ministerstwa i kuratoriów to rzeczywistość, że takie rozumienie świata jest jedynie słuszne i właściwe. Że jest wyłącznie czerń i biel, nie ma żadnych stanów pośrednich, odcieni, kolorów.

Kuriozalny „podręcznik” to puzzel, malutki fragmencik większej całości, na którą składa się rosnąca inflacja — w lipcu 15,6% — gigantyczny wzrost kosztów ogrzewania i wzrost cen, a której dopełnieniem jest katastrofa ekologiczna na Odrze. Władza bowiem od dawna uważa, że nie trzeba nic robić, nie trzeba podejmować żadnych decyzji, bo „jakoś to będzie”. Tak było z covidem, tak było z inflacją, tak było z afrykańskim pomorem świń, tak jest z Odrą.

Gdy 27 sierpnia 2019 roku doszło do awarii rurociągu odprowadzającego ścieki z lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni ścieków „Czajka” premier, którym wciąż jest Mateusz Morawiecki, już na trzeci dzień ostrzegał, że to może być katastrofa ekologiczna i deklarował, że będziemy tworzyć most pontonowy po to, żeby zrobić taki „bajpas” przez Wisłę, żeby ścieki spływały tam, gdzie powinny spływać. Gdy 26 lipca 2022 roku zgłoszono pierwsze przypadki śniętych ryb, 12 sierpnia nadal nie wiadomo kto wpuścił do rzeki trującą substancję i co to za substancja. Zgodnie z oficjalnymi komunikatami badania prowadzane przez polskie laboratoria nie potwierdziły obecności niczego niepokojącego i dopiero gdy fala dotarła do odcinka Odry graniczącej z Niemcami ci w próbkach znaleźli olbrzymie ilości rtęci. Doktor Paweł Grzesiowski ostrzega na Twitterze, że

Jeśli potwierdzi się obecność związków rtęci w wodach Odry, to poważne zagrożenie dla ludzi. Rtęć jest toksyczna szczególnie dla dzieci i kobiet w ciąży, uszkadza mózg, nerki, jelita. Rteć wchłania się przez skórę, drogi oddechowe, układ pokarmowy. Należy zachować ostrożność

W kolejnym wpisie dr Grzesiowski ostrzega przytaczając wyniki badań niemieckich, bo polskich jak nie było, tak nie ma.

Niezależnie od skażenia chemicznego, przy takich parametrach fizyko-chemicznych, gnijącej faunie i wysokiej temperaturze powietrza, woda w Odrze staje się bombą biologiczną, która zagraża ludziom i zwierzętom. Zakażenia przenoszone tą drogą mogą stanowić poważne zagrożenie

Strategia „jakoś to będzie” wyziera z każdej wypowiedzi, z każdego  działania czy — częściej — zaniechania władz. P. Arleta Zalewska zestawiła wypowiedzi prezesa Wód Polskich Przemysława Dacy, który najpierw bagatelizował sprawę, a potem rwał szaty i włosy z głowy. Nieudolność i niekompetencja w pigułce. Włos się na głowie jeży gdy sobie uświadomić, że to przecież mogło być świadome działanie obcych służb. Okazuje się, że wystarczy sabotażystę umieścić w firmie powiązanej personalnie z partią rządzącą, by mógł bezkarnie zatruwać wodę względnie żywność tygodniami przez nikogo nie niepokojony.

To już nie jest państwo z dykty. To państwo z substancji, która w ciepłych, acz ubogich krajach służy do budowy ziemianek. Ono już w zasadzie nie działa. Należąca do Unii Europejskiej republika bananowa.

Dodaj komentarz