Przystanek poczwórny

Starożytny gród Kraka nigdy nie miał szczęścia do władz. W starożytności bestia zionąca ogniem co urodziwsze dziewice porywała bezkarnie w celach konsumpcyjnych. Służby państwowe były bezradne, choć zarówno tożsamość Smoka W. — on to ci bowiem dopuszczał się czynów owych zuchwałych — jak i miejsce jego pobytu — Smocza Jama 1 — były powszechnie znane. Oczywiście byłoby wołającą o pomstę do nieba niegodziwością twierdzić, że władza nic nie robiła. Robiła i to sporo! Wystarczy wspomnieć o  podniesieniu kar za bezprawne porwania i nieuprawnioną konsumpcję oraz wprowadzenie obowiązkowego ubezpieczenia od zdarzeń losowych finansowanego ze skarbca. Mimo starań władz opinia publiczna krytykowała te działania uważając je za dalece niewystarczające.

Wreszcie Szewc Dratewka, któremu zwyrodnialec porwał i pożarł wszystkie siostry i matkę imieniem Maria, postanowił nie oglądać się na władzę i jej nieudolne służby, wziąć sprawy w swoje ręce i dokonać obywatelskiego zatrzymania. Niestety przeholował ze środkami przymusu bezpośredniego, co doprowadziło do śmierci Smoka W. Choć mieszkańcy odetchnęli z ulgą Szewczyk D. został oskarżony o przekroczenie granic obrony koniecznej i wtrącony do lochu.

Należy z całą mocą podkreślić, że nie można oskarżać D. o doprowadzenie do zagłady smoków, ponieważ przyczynił się do niej także św. Jerzy. W ten sposób te krwiożercze, zionące ogniem stwory stały się pierwszymi ofiarami spowodowanego przez człowieka masowego wymierania gatunków.

„Gazeta W.” tuż przed Sylwestrem podała mrożącą krew w żyłach wiadomość z Bydgoszczy. Otóż tamtejsi urzędnicy tak ułożyli rozkład jazdy, że

„Piątka” jechała za „trójką”, a ta za „ósemką”, później zaś półgodzinna dziura – takie „kwiatki” w wigilijnym rozkładzie jazdy przygotowali bydgoscy drogowcy. Podobny miał też obowiązywać w sylwestra, ale został skorygowany.

Przystanek podwójny
„Przystanek podwójny” oznacza, że na przystanku
mogą zatrzymać dwa pojazdy (dwa autobusy, bądź
dwa składy tramwajowe) i równocześnie otworzyć
drzwi w celu wymiany pasażerów. Taki sposób wy-
miany pasażerów na większych punktach przesiad-
kowych zastowosano po raz pierwszy w 2005 roku.
(pisownia oryginalna krakowska)

To co w Bydgoszczy jest zdumiewające, oburzające i godne potępienia, w grodzie Kraka tak spowszedniało, że nawet tak zasłużony organ jak „Gazeta W.” przechodzi nad tym do porządku dziennego. Tutaj jest czymś zupełnie normalnym, że na przystanek podjeżdża pięć i więcej pojazdów różnych linii na raz. Wprowadzono nawet, nieznane nigdzie indziej oprócz bodajże Wrocławia, pojęcie przystanku podwójnego. Przy czym pasażer jadący pierwszym pojazdem może przesiąść się na drugi. Odwrotnie jest bez szans. Właśnie z myślą o takich pasażerach, którzy muszą 20 minut poczekać na następny autobus wprowadzono bilet dwudziestominutowy za jedyne 3 zł 40 gr.

Jak widać urzędnicze łby pracują pełną parą aż się z nich kurzy i zamiast dostosować rozkład dostosowują przystanki, ceny i rodzaje biletów. Skutek jest taki, że jeśli z punktu A do punktu B można dojechać dwoma lub trzema liniami, to wszystkie jadą razem, a potem jest kilkunasto-, a bywa że kilkudziesięcominutowa przerwa. Na przykład z przystanku nieopodal Dworca (Uniwersytet Ekonomiczny) można do Parku Wodnego dojechać autobusami linii 182, 482 i pospiesznym 501. 482 odjeżdża o 12:07, a 501 o 12:08. Następny autobus, 182, będzie za 14 minut, o 12:22. Choć można tam dojechać w 15 minut ktoś, kto skasował bilet w tramwaju trzy minuty wcześniej, będzie musiał skasować kolejny bilet.

Przystanek podwójny

Rozkład jazdy to nie jedyne wyzwanie, które urzędników w grodzie Kraka przerasta. W roku 2006 na przystankach pojawiły się tablice, na których wyświetlana jest informacja za ile minut przyjedzie tramwaj określonej linii. 13 lat urzędnicze tęgie łby główkują jakby tu do systemu włączyć autobusy. Bez rezultatu. W czym tkwi problem? Ano w tym, że żadnemu urzędniczynie do łba nie przyszło, by w warunkach przetargu na nowe pojazdy wpisać wymóg montowania określonego rodzaju nawigacji. Bo — jak wyjaśniają urzędnicy —

na razie dostępny jest jeden system gromadzenia danych z pojazdów komunikacji miejskiej, który wykorzystuje MPK. A do wyświetlania na elektronicznych tablicach godzin przyjazdu autobusów potrzebne jest uruchomienie ujednoliconego pliku z danymi pochodzącymi z różnych systemów, jakie obsługują autobusy w krakowskiej komunikacji. Trzeba bowiem pamiętać, że po ulicach Krakowa, także w obrębie pierwszej obwodnicy, jeżdżą również autobusy firmy Mobilis. […] Wszystkie z nich są wyposażone w GPS, ale nie są zsynchronizowane z systemem obsługiwanym przez MPK.

Bilet w Krakowie kosztuje 4,60 zł. Rodzina z dwójką dzieci, jeśli będzie zmuszona przesiadać się, zapłaci za podróż w jedną stronę 27, 60 zł. Co prawda bilet jest ważny 50 minut, ale po dokonanej kilka lat temu tak zwanej „remarszrutyzacji” praktycznie nie da się dłuższego dystansu pokonać za jednym zamachem, a rozkład jest tak skonstruowany, że dłużej czeka się niż jedzie. Warto wspomnieć, że zgodnie z założeniami tramwaje miały kursować co 6 i 12 lub co 7,5 i 15 minut. Jak to wygląda w praktyce? Na przykład tramwaj linii 21 odjeżdża o 8:38, a następny jest o 9:23. Z Ronda Mogilskiego pod Kabel można dojechać 9 i 50. 9 odjeżdża o godzinie 10:13 lub o 10:33, zaś 50 o godzinie 10:13 lub o 10:33. Spokojnie można więc „remarszrutyzację” określić mianem „burdelizacja”, ponieważ pasażer jadąc linią, która jeździła daną trasą od lat siedemdziesiątych teraz może dojechać zupełnie nie tam, gdzie się spodziewał.

Ciekawostka lokalna dla przyjezdnych: podczas remontu ulicy Lubicz (w pobliżu Ronda Mogilskiego, zostały zawszone dwie linie tramwajowe, które ulicą Lubicz nie kurowały (17 i 19)…

Oczywiście nie można winić urzędników, ponieważ to nie ich wina, że nie potrafią. Jeśli ktoś już ponosi tu winę, to politycy, którzy niekompetentnych zatrudniają i premiują. Jednak ich także nie można obarczać odpowiedzialnością za wybory dokonane przez wyborców, którzy narzekają, klną, ale ani swoich radnych nie rozliczają, ani niczego nie od nich nie egzekwują?

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Urzędnik jest po to by w czynach uzasadniać swoją potrzebę istnienia na stanowisku. Będąc kiedyś – kiedyś urzędniczką, widziałam różne dziwne działania, mające uzasadnić niezbędność istnienia urzędnika. I powiem, że na niektóre pomysły żaden naukowiec by nie wpadł.

    A urzędnicy z kochanego miasta Krakowa? Czyż to nie oni wymyślili zarękawki? Może i nie, może wymyślono je w Wiedniu albo i w Berlinie? Ale trzeba mieć głowę nie od parady, by takie rozwiązania biletowe wymyślać. Ciekawe jakie zdanie miałby na ten temat Rzecznik Praw Obywatelskich? Toż to temat dla tęgich łbów sejmowych.

    Widziałam jak urzędniczki potrafią udawać pracę i nic nie robić. I skazywać petenta na czekanie. W tych dawnych  czasach miałam jedną metodę. Mówiłam to ja poczekam. I nie słyszałam, że mam być jutro tylko o krzesełko co 2-3 min się dopominałam. A jak urzędnik/urzędniczka okazywała złość to mówiłam poczekam aż pan/pani spokojniejsza będzie. Skutkowało!!!

    Ale w Krakowie jak i w innych miastach jest Rzecznik Praw Konsumentów. Zawsze jemu/jej można zwrócić uwagę na nonsensowne rozwiązania. Kto wie, może się zainteresuje?

    1. Zapominasz, że tego urzędnika ktoś zatrudnił. Zatrudnił i niczego od niego nie wymaga. Dlaczego? Bo nie od jakości pracy zależą apanaże, nagrody i premie. Dlatego urzędniczynie, który wydał decyzję o wycięciu parku ze stuletnimi drzewami włos z głowy nie spadnie.