Przykra sprawa

Nowy covid

Jest… jak jest. Ale wiadomo jak będzie i czy to, co jest przed tym, co będzie ochroni. Ponurą wizję roztacza portal wyborcza.pl wieszcząc złowieszczo, choć bez cienia wątpliwości, iż tej zimy zaatakuje nowy wariant koronawirusa. Fundamentalne pytanie brzmi: czy jest na to jakaś rada? Czy czwarta dawka szczepionki nas przed nim ochroni? Okazuje się, że raczej tak, ale pewności nie ma.

Wróćmy jeszcze na chwilę do powrotu wielkiego reformatora, wizjonera i męża stanu. 16 października Newsweek przypomniał sławetną aferę taśmową sprzed 8 lat w związku z informacją, że inicjator procederu wszystkie nagrania sprzedał Rosjanom. Dzień później 17 października głos zabrał pełniący wtedy urząd premiera Donald Tusk. Na Twitterze poinformował, że

Przykra sprawa. Nie lekceważę jej. We wtorek o 13 odniosę się do niej publicznie. Tak, to o aferze podsłuchowej. Pisowskiej aferze. I o scenariuszu napisanym dla Kaczyńskiego obcym alfabetem.

W sobotę 14 czerwca 2014 roku tygodnik „Wprost” zapowiedział publikację szczegółów „afery taśmowej” czyli rozmów najważniejszych osób w państwie nagranych w restauracji „Sowa i przyjaciele”. Wtedy reakcja Donalda Tuska była natychmiastowa. Na Twitterze poinformował, że

Przykra sprawa. Nie lekceważę jej. W poniedziałek o 15 odniosę się do niej publicznie na konferencji prasowej.

Na konferencji prasowej pytanie zadała Cyntia Harasim z Gazety Polskiej. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie to, że pytanie nic a nic nie straciło na aktualności. Wtedy mamy za wschodnią granicą wojnę. Służby powinny działać jak w zegarku, a tymczasem to nie jest ważne, czy one nagrywały, ważne, że dopuściły do tego, że można było nagrywać najwyższych urzędników państwowych. Dziś mamy za wschodnią granicą wojnę. Służby powinny działać jak w zegarku, a tymczasem to nie jest ważne, czy stały za wyciekiem maili, ważne, że dopuściły do tego, że korespondencja najwyższych urzędników państwowych ujrzała światło dzienne. Wtedy Belka umawiał się, że w razie czego Narodowy Bank Polski dodrukuje trochę pieniędzy, żeby pomóc PO wygrać wybory. Dziś Adam Glapiński drukuje pieniądze na trzy zmiany i… nic. Nie wzbudza to zaniepokojenia ani Cyntii Harasim, ani pozostałych prorządowych publicystów.

Wtedy, w 2014 roku, Donald Tusk nie dążył do powołania sejmowej komisji śledczej. Domaga się powołania jej teraz, gdy przewagę w Sejmie ma PiS. W tej konkretnej sytuacji chyba tylko komisja śledcza, niezależna od pana Ziobry [sic!] i od pana Kaczyńskiego [sic!] mogłaby wyjaśnić na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczna politykę PiS-u. Dlaczego w ciągu trzech lat Polska została tak mocno uzależniona, pierwszych trzech lat rządów PiS-u, tak mocno uzależniona od rosyjskiego węgla. Dlaczego dzisiaj brakuje polskiego węgla? Odpowiedzi można poszukać w elektrowni w Opolu, której rozbudowę Donald Tusk forsował nie zważając na opinie ekspertów. Przed rozbudową

siłownia przyjmuje rocznie 3,6 mln t surowców i wysyła około 0,6 mln t ubocznych produktów spalania (UPS) – oznacza to przyjęcie i wysłanie 7 pociągów na dobę. Po uruchomieniu nowych bloków wzrośnie ilość przywożonych surowców (do 8,9 mln t na rok) i wysyłka z terenu elektrowni UPS (2,2 mln t). Przełoży się to na przyjęcie i wysyłkę w sumie 16 pociągów na dobę.

W roku afery podsłuchowej publicysta Newsweeka przestrzegał,

że budowanie w drugiej dekadzie XXI wieku elektrowni opalanej węglem jest trochę jak budowanie wielkiego, pięknego żaglowca pod koniec XIX w. Tak jak wówczas cały świat już od dawna przesiadał się na parowce, tak dziś przestawia się na energię odnawialną.

I podsumował:

Wygląda więc na to, że rząd funduje sobie i nam kosztowną i przestarzałą zabawkę, z której najbardziej (oprócz polityków PO z Opola) w dłuższej perspektywie mogą cieszyć się rosyjscy górnicy z kopalń na Uralu.

Oczywiście nie dlatego węgla brakuje, że cały zużywają dwa nowe bloki elektrowni Opole. Węgla brakuje bo PO nie zbudowała elektrowni atomowej (Tusk obiecywał, że z pierwszej prąd  popłynie już w 2020 roku), a PiS zdobywszy władzę praktycznie całkowicie zablokowało rozwój alternatywnych źródeł energii.

Jak sobie Tusk wyobraża w obecnym Sejmie powołanie niezależnej od Kaczyńskiego i Ziobry komisji śledczej lepiej nie pytać. Prawdziwej biedy napyta sobie wtedy, gdy PiS poważnie potraktuje jego żądanie i na rok przed wyborami powoła „niezależną” komisję obsadzając ją ludźmi najwierniejszymi z wiernych. Oczywiście nie po to, żeby cokolwiek wyjaśnić, lecz by telewizja publiczna mogła przypominać co smakowitsze fragmenty nagranych rozmów. Takie roczne — jak to się teraz zwykło mawiać — grillowanie Tuska i jego rządu, przypominanie wypowiedzi, dociekanie dlaczego wtedy nie doprowadzono śledztwa do finału, na pewno zwiększy szanse wyborcze Platformy Obywatelskiej. A gdy przewodniczący zacznie łkać, że komisja nie jest niezależna, jeszcze bardziej się ośmieszy.

Tusk wracający do polskiej polityki jawił się jako ten rycerz na białym rumaku niosący umęczonemu krajowi nadzieję. Rychło okazało się, że to nie biały rumak jeno siwa chabeta dosiadana przez człowieka, którego jedyną ambicją i celem jest zdobycie władzy. Oczywiście ma niezaprzeczalne atuty, chociażby poważanie, jakim cieszy się w Europie, ale sondaże wskazują, że tak jak PiS pod przewodem Kaczyńskiego, tak PO pod kierownictwem Tuska osiągnęła sufit i nie jest w stanie znacząco zwiększyć poparcia. To nie jest dobry prognostyk na przyszłość.

Lista „osiągnięć” rządu Tuska jest tak imponująca, że trudno dziwić się niechęci wielu wyborców. Kolejny kwiatuszek przypomina dzisiaj portal wyborcza.pl. W 2011 roku

rząd PO-PSL, by zdobyć głosy wsi, wymyślił ustawę o ziemi, która kompletnie zaskoczyła dzierżawców. Zmuszała ich, mimo obowiązujących umów, do natychmiastowego „dobrowolnego” oddania 30 proc. uprawianych gruntów. Kto odmówił, miał się liczyć z tym, że straci prawo do dalszej dzierżawy, kiedy jego aktualna umowa wygaśnie. A kto oddał 30 proc. dzierżawionych gruntów, miał mieć prawo do kolejnej umowy dzierżawnej, a także prawo do wykupienia uprawianej ziemi. Około połowy dzierżawców odmówiła oddania ziemi, tłumacząc to specyfiką produkcji rolnej, której z dnia na dzień nie da się przestawić.

Na kolejnym spotkaniu z wyborcami Tusk nie będzie posiadał się z oburzenia grzmiąc, że „oni” niszczą polskie rolnictwo?

Dodaj komentarz