Przepis na mowę

Platforma Obywatelska (w skrócie PO) postanowiła poprawić prawo (w skrócie 3p). Przy okazji postanowiono jak najdalej odejść od dotychczasowej praktyki zalecającej by przepisy były jasne i jednoznaczne. Bowiem po dwudziestu dwóch latach transformacji coraz wyraźniejsze jest zapotrzebowanie na prawo, które nie tyle ma regulować stosunki społeczne, określać ramy, wskazywać co dozwolone, a co nie, ile służyć władzy i budżetowi. A jaki pożytek ma władza z konkretnych zapisów? Co władzy przyjdzie z tego, że obywatelowi na przykład nie wolno kraść? Oczywistą oczywistością jest, że nic. Dlatego trzeba zaostrzyć prawo i karać (surowo) za „coś”. Co to jest owo „coś” ustali sąd po konsultacjach w oparciu o ekspertyzy biegłych. Przyjrzyjmy się kilku przykładom.

Pierwsze „coś”, które zostało wpisane do kodeksu karnego to „uczucia religijne” oraz ich „znieważanie”. W domyśle i w praktyce uczucia mają wyłącznie Polacy-katolicy, a ściślej Zbigniew Nowak wspierany przez jednego lub kliku członków PiS-u (czyli Prawa i Sprawiedliwości po właściwej stronie). Jeśli chodzi o ściganie tego typu zbrodni nie ma taryfy ulgowej, a i śledztwa – o dziwo – nie trwają latami. Dlatego pomazanie krzyża bohomazami lub wydzielinami jest zniewagą symbolu religijnego i podlega pod paragraf, a gwiazda Dawida na szubienicy nie jest i nie podlega.

Innym słowem typu „coś” jest propagowanie. To pojęcie pozwala również pacyfikować tych, którzy się władzy narazili lub tylko jej się nie podobają. Tu nawet udział w pochodzie pierwszomajowym z hasłem „Więcej chleba” może być propagowaniem ideologii komunistycznej, jeśli napis umieszczono na czerwonym tle i nazistowskiej jeśli na czarnym. Zależnie od potrzeb.

W ogóle przykładów przekształcania kodeksu karnego w kabaret można znaleźć mnóstwo. Wystarczy, że coś się wydarzy, ktoś komuś zdefasonuje facjatę lub brykę, rzuci kamieniem, zamaluje baner, zdejmie krzyż, a już domorośli legislatorzy rzucają się poprawiać, zaostrzać, dopisywać, uaktualniać. Zgodnie z zasadą obowiązującą od lat kilkunastu, którą można wyrazić za pomocą zwięzłego działania matematycznego: 3z + 3k, czyli zaostrzyć, zabronić, zdelegalizować, karać, k…wa, karać! Co ciekawe wynikiem tego działania wcale nie jest zwiększone poczucie bezpieczeństwa obywateli. Wręcz przeciwnie, obywatele nie mogą oprzeć się wrażeniu, że prawo zaczyna działać wybiórczo i ma jedynie na celu zastraszenie. Że wzrasta opresyjność, a maleje skuteczność. Że karane są jednostki za drobiazgi, a malwersanci, hochsztaplerzy na ogromną skalę i pospolici przestępcy są bezkarni.

Ponieważ ostatnio pewne osoby niepochlebnie wyrażały się o innych osobach, posłowie PO postanowili działać. Jak powszechnie wiadomo prawdziwemu mężczyźnie wszystko się kojarzy, a jak zobaczy skąpo ubraną kobietę, to po prostu nie ręczy za siebie, co jest oczywiste i stanowi okoliczność łagodzącą. Posłom PO też się skojarzyło. Tym bardziej, że w Biblii stoi jak byk, że kara, karać, sąd ostateczny, płacz połączony ze zgrzytaniem zębów oraz pokarze. Zwłaszcza to ostanie działa na wyobraźnię członków partii. Doszli więc posłowie z PO do wniosku (podobno sami, bez niczyjej pomocy), że jak ktoś powie, że trzeba tych czy tamtych wyeliminować, to ktoś to zrozumie dosłownie, weźmie kałacha lub cztery tony saletry amonowej i będzie usiłował wprowadzić w czyn. Nawet wtedy, gdy z powodu zwolnień grupowych na pierwszy ogień do odstrzału pójdą sprzątaczki (nie z Ukrainy, żeby była jasność) i każdy pomieszczenie służbowe będzie musiał sprzątać sam. Ponieważ zaś wiadomo powszechnie, że mową nienawiści posługują się tylko oni, nigdy my, więc uradzono nieco zmodyfikować Kodeks Karny.

Artykuł 256. kk obecnie brzmi: kto nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych, albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega karze grzywny, karze ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do lat 2. Już na pierwszy rzut oka słychać, że brzmi źle i fałszywie. Dlatego należy zrobić wszystko, by brzmiał lepiej. Na przykład dopisując jeszcze jedną zwrotkę: kto nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Dzięki temu poprawnemu brzmieniu można będzie przeciwników rządu powsadzać za nawoływanie. No bo jeśli ktoś publicznie stwierdza, że nie należy głosować na PO, to ewidentnie i bezdyskusyjnie nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności politycznej lub przekonań. A sugerowanie czegoś tak kuriozalnego jak głosowanie na grupę osób lub osobę nie związaną z PO jest zniewagą tak potworną, że zapiera dech, więc z definicji delikwent podlegać winien nie żadnej karze grzywny, ograniczenia wolności ale od razu winien być pozbawion wolności na lat 2 (nie za mało za taki czyn!?) Najlepiej w trybie dwudziestoczterogodzinnym, czyli bez zbędnych ceregieli, bo wina jest bezsporna i oczywista. W ostateczności można by go poddać obserwacji w zakładzie dla umysłowo chorych.

Można by tę jakże słuszną inicjatywę rozszerzyć, dając jednocześnie świadectwo i zaskarbiając sobie przychylność Episkopatu: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Wysoką Radę może zastąpić Zarząd Krajowy PO. Lub coś podobnego…

Dodaj komentarz