Przenicowany świat wywrócony

Literatura może stanowić odskocznię od polityki, wysokich cen i ponurych obrazów za oknem. Doskonale relaksują powieści przygodowe, ale także literatura fantastyczno naukowa, a zwłaszcza jej bajkowe odgałęzienie, zwane fantasy. Choć nie można przejść do porządku dziennego nad przykrym zjawiskiem starzenia się wizji przyszłości równie szybko jak proroctw, przepowiedni i wróżb to różnica polega na tym, że o tych ostatnich szybko zapominamy, a po książki sięgamy stale. W nawet najbardziej trącącej myszką powieści często chodzi o coś złupanie innego, a technikalia stanowią jedynie tło. Poza tym jest na to rada. Wystarczy zmienić kwalifikację z fantastyki naukowej na fantazję, bajkę i wyobrazić sobie, że akcja dzieje się w rzeczywistości alternatywnej, w której postęp dokonywał się inaczej, potraktować fabułę z przymrożeniem oka, by znowu móc czerpać przyjemność z lektury. Przy takim podejściu nawet podróż na Księżyc w kapsule wystrzelonej z bardzo grubej Berty staje się czymś zupełnie naturalnym.

Wspomnieliśmy przedwczoraj, że wiele powieści nic nie straciło na aktualności, mimo pewnych, dostrzegalnych z dzisiejszej perspektywy nieścisłości technicznych. Wyobraźnię niektórych pisarzy parających się fantastyką naukową ewidentnie ograniczała… nauka. Z jednej strony puszczali wodze fantazji, wymyślali nowe materiały z fantastycznymi właściwościami, odkrywali  nowe pierwiastki, rodzaje napędów statków kosmicznych, z drugiej nie potrafili sobie wyobrazić na przykład innego niż lampa elektronowa elementu elektronicznego. Statek kosmiczny był ślepy i głuchy dopóki się nie nagrzał. Przestaje to wywoływać uśmiech gdy sobie uświadomić zalety i wady lamp i tranzystorów. Najnowocześniejszy w latach siedemdziesiątych samolot, postrach Zachodu, radziecki MiG-25, będący wtedy najszybszym samolotem świata (osiągał 2,83 macha), miał lampową awionikę. Dzięki temu był nieczuły na impuls elektromagnetyczny, towarzyszący na przykład wybuchowi bomby atomowej.

Skoro już o tym mowa, to warto wspomnieć, że Stany Zjednoczone w lipcu 1962 roku przeprowadziły eksperyment polegający na zdetonowaniu nad Pacyfikiem na wysokości 400 km wodorowej bomby atomowej o mocy 1,4 megatony. Powstałą w wyniku wybuchu kulę ognia można było dostrzec w oddalonym o 1445 kilometrów Honolulu. Towarzyszący eksplozji impuls elektromagnetyczny uszkodził sieci energetyczne na Hawajach — zgasły latarnie uliczne, pojawiły się zakłócenia w łączności telefonicznej, włączyły się alarmy antywłamaniowe. Ucierpiało wiele amerykańskich instalacji na Pacyfiku, a także kilka satelitów, w tym komunikacyjny Telstar 1 i amerykańsko-brytyjski naukowy Ariel 1. Na marginesie wypada wspomnieć, że dla niektórych wyrobników mikrofonu satelita jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego. Jeśli postęp nieuctwa utrzyma tempo, to do tej satelity dołączy wkrótce ta tata, ta mężczyzna, ta kierowca, ta polonista, ta kosmonauta, ta dziennikarzyna itp.

Można pokusić się o podział fantastyki naukowej na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczymy wszystkie powieści i opowiadania, których autorzy polegli na technikaliach. Wyobraźni wystarczało, żeby wykreować rozbudowany i w miarę spójny świat przyszłości, ale brakło przy detalach, na przykład przy opisie kosmonauty, który na Księżycu, w skafandrze kosmicznym, przysiada na kamieniu i nie dyktuje wspomnień do dyktafonu, lecz… ręcznie zapisuje w notatniku (James P. Hogan „Trylogia Gigantów”). W innej powieści, nie pomnę tytułu ni autora, obliczenia trajektorii lotu supernowoczesnego statku kosmicznego wykonywał zespół matematyków wyposażony w… suwaki logarytmiczne. Pamięta ktoś ten wynalazek, swego czasu powszechnie wykorzystywany, który nota bene ciągle znajduje się w sprzedaży?

Druga kategoria to powieści ponadczasowe, których akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości gdzieś hen, w kosmosie lub w alternatywnej rzeczywistości, a odniesienia do teraźniejszości aż kłują w oczy. Zwłaszcza w czasach minionych, wszechobecnej kontroli treści, tak zwana fantastyka polityczna (political fiction) i socjologiczna (social fiction) opisywały rzeczywistość i jej warianty grając cenzurze na nosie. Tutaj technikalia traktowane są po macoszemu, ponieważ autorzy koncentrują się na szeroko rozumianej polityce, na funkcjonowaniu społeczeństwa i zachodzących przemianach. W czasach realnego socjalizmu rodzimi autorzy opisywali rzeczywistość w sposób zawoalowany, przedstawiali w krzywym zwierciadle „błędy i wypaczenia” krwawych reżimów. Przykładem takiej twórczości jest wspomniany przedwczoraj, Janusz A.l Zajdel i jego powieści „Wyjście z cienia”, „Limes inferior” i inne, Stanisław Lem z „Pamiętnikiem znalezionym w wannie”, „Powrotem z gwiazd”, „Edenem” w Polsce, George Orwell i jego „Rok 1984” w Anglii, Kirył Bułyczow z  serią opowiadań, których akcja rozgrywa się w Wielkim Gulsarze czy Arkadij i Boris Strugaccy na czele ze wspomnianą przedwczoraj powieścią „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”, a także „Piknikiem na skraju drogi” w Związku Radzieckim.

Fantastyka, przygoda - Przenicowany świat

W 1969 ujrzała światło dzienne powieść braci Strugackich „Обитаемый остров” (zamieszkana wyspa), która w okrojonej wersji ukazała się w Polsce w  przekładzie Tadeusza Goska w roku 1971 nakładem wydawnictwa Iskry pod tytułem „Przenicowany świat”. Dopiero w roku 1987 wydawnictwo Iskry w ramach tej samej serii wydało pełną wersję. Teraz, w tym roku, wydawnictwo Prószyński i ska w jednym tomie pomieściło trzy powieści połączone osobą głównego bohatera w nowym przekładzie Pawła Laudańskiego, w którym przenicowany świat przemienił się w wywrócony — „Wywrócony świat i inne utwory”. Fiodor Bondarczuk zekranizował powieść w dwóch częściach — „Przenicowany świat” (2008) i „Przenicowany świat — Starcie” (2009). Czytelnik świeżo po lekturze wydawnictwa Prószyński i ska daremnie będzie szukał ekranizacji „Wywróconego świata”. Dlaczego nie można było pozostać przy powszechnie znanym tytule prawdopodobnie nawet wydawca nie wie. Najwidoczniej przyświecała temu zabiegowi przemożna chęć dokonania zmiany za wszelką cenę, ta sama idea jak przy przemianie Misia Kubusia Puchatka w Niedźwiedzia Fredzię Phi Phi.

Fantastyka, przygoda - Przenicowany świat

Ekranizacja robi wrażenie, ukazuje siłę i ponadczasowość powieści. Śledząc na ekranie przygody naiwnego Ziemianina widzimy jak na dłoni… Rosję! Nie tylko z okresu Związku Radzieckiego, ile przede wszystkim współczesną. I to w skali nieomal 1 do 1. Choć powieść ma ponad 50 lat, a film nieco ponad 10, to są bardziej aktualne niż niejedna współczesna powieść lub produkcja filmowa. Łatwiej podczas lektury, trudniej podczas oglądania oprzeć się skojarzeniom z Rosją Putina. Śledząc na ekranie losy bohatera trzeba się co chwilę szczypać by nie zapomnieć, że akcja rozgrywa się w zamierzchłej przyszłości na małej planecie z mniejszym od ziemskiego przyciąganiem, ponieważ od skojarzeń ze współczesną Rosją trudno się opędzić. Niemal identyczny sposób zniewalania — wszechobecna, wspomagana praniem mózgów propaganda, rozbudowany opresyjny systemem represji, wreszcie kulminacja imperialnych zapędów, wojna, przywodząca — teraz — na myśl inwazję na Ukrainę sprawiają, że trzeba stale sobie przypominać, że to film fabularny, a nie dokumentalny, fikcja, a nie reportaż z Moskwy i Ukrainy!

W powieści i w filmie bohater doprowadza do upadku reżimu i tego się trzymajmy. Nawet gdyby okazało się, że to wcale nie koniec kłopotów i problemów…

Dodaj komentarz