Proste zadania do wykonania

Wczora z wieczora na mównicę sejmową wdrapał się p. wicepremier od spraw bezpieczeństwa w celu zabrania głosu. Najpierw  to łaskawie — zwrócił się z postulatem do części posłówzdejmijcie te błyskawice esesmańskie. Usłyszawszy ten postulat część posłów, bez trudu można domyślić się których, o mało nie pospadała pod ławy ze śmiechu klaszcząc zawzięcie. To był pierwszy, wstępny, postulat. To po pierwsze — kontynuował wicepremier — a po drugie wszystkie te demonstracje, które żeście popierali i w których w dalszym ciągu my nie jesteśmy po imieniu, proszę panią, otóż jest tak, że wszystkie te demonstracje kosztowały życie już wielu osób. Macie krew na rękach. łamiecie artekół 165. Powtarzam: nie powinno was być w tej izbie! Dopuściliście się zbrodni! — powiedział i poszedł. Ponieważ jednak ci, których nie powinno być byli i skandowali „będziesz siedział”, wrócił i uściślił, że jeżeli w Polsce będzie praworządność, to wielu z was będzie siedziało.

Oczywistą oczywistością jest, że praworządność jest wtedy, gdy władza robi co chce, a opozycja nie siedzi w ławach sejmowych tylko w więzieniach. Taka praworządność towarzyszyła Polakom przez bez mała pół wieku w PRL-u, potem musiała opuścić kraj i prosić o azyl na wschodzie, a teraz pospiesznie wraca. Jej triumfalny powrót wczoraj o zmroku można było zaobserwować na ulicach w okolicach Sejmu. Ewidentnie jednak nie wszystko wypaliło. Wydane 23 października rozporządzenie przygotowywało grunt pod gigantyczny skok liczby zakażeń, za który zgodnie z założeniami odpowiedzialność miały ponosić protestujące na ulicach kobiety. A tymczasem sam mini ster zdrowia na konferencji prasowej mówi, że możemy się uśmiechnąć, ponieważ aktywność na świeżym powietrzu, spacery protestacyjne nie spowodowały wzrostu, lecz spadek. Scenariusz, który nazywaliśmy czarnym, pesymistycznym scenariuszem, który zakładał, że pandemia będzie się dalej rozwijała w takim tempie przyspieszającym nie wypalił.

Drugi scenariusz, który zakładaliśmy, że jest wręcz scenariuszem optymistycznym, to był taki scenariusz, który zakładał powolny wzrost aż do etapu stabilizowania się. My te prognozy cały czas śledziliśmy, patrzyliśmy na to jak wygląda liczba dziennych zachorowań i na szczęście okazało się, że przebieg pandemii w ostatnich dwóch-trzech tygodniach jednak nie rozwijał się wykładniczo tak, jak działo się to wcześniej. W związku z tym na pewno mieliśmy taki okres stopniowej stabilizacji liczby zachorowań i można powiedzieć, że teraz w zasadzie jesteśmy w takiej fazie, gdzie ta stabilizacja następuje i chyba powoli możemy troszeczkę się uśmiechnąć i stwierdzić, że to, co jest najgorsze mamy w pewnym sensie za nami. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że protesty czy zgromadzenia, jak Marsz Niepodległości, ale na szczęście oddziaływanie tego nie przełożyło się na wzrost liczby zachorowań. W świetle takich słów oskarżenia wicepremiera brzmią wręcz groteskowo. Nie można jednak wykluczyć, że miał na myśli zorganizowany przez opozycję nielegalny Marsz Niepodległości, podczas którego rannych zostało kilkudziesięciu policjantów i dziennikarz.

O przelewaniu polskiej krwi symbolicznie można w ostateczności mówić także w odniesieniu do wczorajszej akcji policji, która wzorując się na milicji użyła gazu wobec pokojowo demonstrujących kobiet. Przy okazji okazało się, że immunitet chroni tylko posłów obozu rządzącego. Takie rozumienie praworządności doskonale współgra z sugestią, że gdy wicepremier wskazuje przepis, to nie trzeba niczego nikomu udowadniać. Wystarczy zasadę, która brzmiała „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” zastąpić nowszą — „macie paragraf, szukajcie ludzi”. Odnosząc się do słów p. prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który przywołał  stosowny przepis kodeksu karnego, a mianowicie art. 165, sprowadzenie niebezpieczeństwa powszechnego, trzeba przypomnieć wszystkim tym, którzy organizują, biorą udział w tych demonstracjach, które obserwujemy na ulicach Warszawy, pod Sejmem, pod telewizja dzisiaj, że „kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach: powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej, jeżeli następstwem czynu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12. Chce [Kaczyński?], żebyście państwo wszyscy ci, którzy jesteście uczestnikami tych protestów wiedzieli, że w państwie prawa wszyscy są równi wobec prawa, obowiązuje kodeks karny wszystkich i że spełniacie wprost dyspozycje tego artykułu, więc z mównicy sejmowej z ust pana prezesa spadły, padły stwierdzenia oczywiste.

Protestujących kobiet nie ma o co oskarżyć, ponieważ protestują pokojowo, więc trzeba poszukać pretekstu i dostrzec chociażby nieistniejącą, acz niesłychaną agresję. Można także zarzucić „naruszenie nietykalności cielesnej policjanta” wystającą, charakterystyczną dla kobiety częścią ciała. Należy nadmienić, że właśnie ze względu na to, że prawo jest jednakowe dla wszystkich ci, którzy naruszają nietykalność kamieniami i racami nie mogą być pociągani do odpowiedzialności z oczywistych względów. I właśnie takiej praworządności premier polskiego rządu zamierza bronić na forum Unii Europejskiej ryzykując pozbawienie Polski miliardów euro. Argumentem za igraniem z ogniem ma być „suwerenność”, która — ktoś jeszcze ma wątpliwości? — sprowadza się do podporządkowania sobie wszystkiego i zapewnienia bezkarności przedstawicielom władzy.

Skoro manifestujący nie chcą podnosić ręki na policjanta, a zgodnie z zapowiedzią „każda ręka podniesiona na policjanta powinna zostać odcięta”, więc trzeba podnoszenie albo prowokować, albo fingować. I właśnie taki scenariusz rozgrywa się na naszych oczach na ulicach. Na przykład wczoraj mieliśmy do czynienia z ewidentnym naparciem na policjanta. W tym momencie policjant uderzył nogą o hak pojazdu i niestety doszło do bardzo poważnej kontuzji, która wyłączyła policjanta na kilka tak naprawdę tygodni jak nie miesięcy z dalszej służby. Napierającym był sześćdziesięcioletni wicemarszałek Sejmu z lewicy Włodzimierz Czarzasty, który bez specjalnego wysiłku znalazł hak na policjanta, powodując powstanie poważnych obrażeń u dwudziestoletniego funkcjonariusza. Co ciekawe w momencie popełnienia czynu nikt nic nie zauważył. Według ministra spraw wewnętrznych demonstracja siły była potrzebna, ponieważ policja wzorem milicji działa w interesie ludu pracującego. Uważam, że były to działania podjęte w głębokim interesie państwowym i w interesie wszystkich obywateli. Oczywistą oczywistością jest, że w interesie pałowanego jest nadstawianie karku.

Policja jest dziś atakowana za nadmierną brutalność przez jednych, a za pobłażliwość przez drugich. I właśnie to, że policja jest dziś atakowana zarówno z lewej strony, przez was [lewa ręka ministra od spraw wewnętrznych wskazuje lewą część sali], przez was [prawa ręka wskazuje środkową część sali], świadczy o jej bezstronności. Policja nie jest, nie będzie i nigdy żadną partyjną bojówką jakbyście chcieli to powiedzieć. Mini ster przyznał, że policji postawił takie same zadania dzisiaj jakie Jaruzelski postawił milicji i ZOMO wtedy. Postawiłem polskiej policji w sytuacji dużego, przyznaję, dużego konfliktu społecznego proste zadania do egzekwowania. Po pierwsze zabezpieczyć stabilność państwa, uniemożliwić destabilizację państwa, a tym samym… [pokrzykiwania i połajanki] Więc pierwszym celem, podstawowym w sytuacji pandemicznej, kiedy mamy do czynienia z ogromnymi społecznymi protestami jest zabezpieczenie, w sposób korzenny [stąd gaz pieprzowy] bezpieczeństwa państwa, tym samym swobody funkcjonowania wszystkich instytucji publicznych. Dlatego tu wczoraj była policja, żeby tę swobodę państwu, wszystkim zabezpieczyć. Swobodę policja zabezpieczała blokując ulice, ustawiając zapory stalowe i tworząc szpaler z samochodów policyjnych i funkcjonariuszy oraz na inne, równie skuteczne sposoby. Żeby nikt nie darł, nie wdarł się na salę sejmową. Żeby nie było tutaj przepychanek, walk i bójek. Żebyśmy mogli swobodnie jako parlamentarzyści wszystkich ugrupowań wyrażać swoje poglądy. Oczywiście dopóty, dopóki marszałek sejmu z PiS nie uzna, że wystarczy tego wyrażania i nie wyłączy mikrofonu. Drugim celem jaki postawiłem policji w związku z tym, że emocje były ogromne było niedopuszczenie do fizycznej agresji między poszczególnymi grupami demonstrantów. Skracając słowotok chodzi o to, że zdobytej władzy będziemy bronić do upadłego.

Nie można opędzić się od myśli, że władza celowo eskaluje konflikt, bo chce doprowadzić do zwarcia w nadziei, że jeśli kogoś poturbuje, to spokój zapanuje. Stąd proste zadania do wyegzekwowania — zero cackania, maksimum gazowania.

 

PS.
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek siedząc za stołem prezydialnym snuła opowieść przerywaną pokrzykiwaniami z sali. Pani marszałek co i rusz ubolewała, że nikogo jej opowieść nie interesuje, choć powinna, ponieważ ona „wyjaśnia” i groziła, że natychmiast przestanie mówić „jeśli się nie uspokoicie”. Gdy jednak na mównicy pojawił się wicemarszałek Włodzimierz Czarzasty pani marszałek kręciła się jak fryga za stołem i — ewidentnie znudzona — przerywała mu i poganiała nie przejawiając żadnego zainteresowania tym, co miał do powiedzenia. Tak wygląda w praktyce broniona z poświęceniem przez policję państwową „swoboda głoszenia poglądów”.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Muszę przyznać się do wielkiej pomyłki sprzed lat. Gdy ogłoszono „grubą kreskę” byłam za. Uważałam, że sprawy jak edukacja, rozwój gospodarczy, rozwój służby zdrowia są ważniejsze. Jeśli ktoś popełnił przestępstwo, to należy go ukarać, ale bez nagonek, bez trwających wiele lat najróżniejszych szykan w stronę społeczeństwa.

    Nie chciałam by wzory z PRL trwały w nowej rzeczywistości. I myślę, że nie byłam w tej sprawie wyjątkiem. Nadzieja na normalność była tak wielka, że odrzuciłam propozycje wyjazdu na Zachód. W swoim otumanieniu nie słuchałam także przestróg teścia.Ostrzegał: jeśli katabasy (pierwszy raz usłyszałam to słowo) dostaną władzę, a na to się zanosi, to w Polsce będzie bardzo źle. Ale przecież ja znałam złych księży. Nie było także narzekań księży na władzę.

    Za wszystkim stała nadzieja na normalność, brak wiedzy o klerze, brak wiedzy o powiązaniach PZPR – KK.  Teraz nadzieja, naiwność już dawno zniknęły. Jest za to wielka obawa.  Obawa, że powtórzy się 1970 r i czołgi wyjadą na ulice. Strach, że kibole, narodowcy-faszyści zostaną wcieleni do WOT i dostaną ostrą broń.

    A na przyszłość? Nie powinno być grubej kreski, majątki KK powinny być przekazane gminom bez prawa zwrotu, a KK mają utrzymywać tylko wierni. KK winien być opodatkowany, a świątynie, biura parafialne, archiwa powinny być bezpłatnie użyczone klerowi. Od reszty,także powierzchni mieszkalnych powinni płacić podatki jak wszyscy.

    Czy w tych sprawach można liczyć na PO? Niestety, ale nie!! Na Hołownię? Nie!. Na PSL? Zdecydowanie nie! Na Lewicę? tu na dwoje babka wróżyła.

    Na razie zanosi się na czas podobny do czasów stalinowskich w Polsce. Jednak należy zawsze pamiętać, że to w tym okresie powstała umowa KK z PZPR. Być może znowu zacznie się czas masowych donosów „by się zasłużyć” tak na wszelki wypadek.

    Czy kolejny grudzień będzie…….?

    1. Immunitet poselski przestał chronić. Czy to przygrywka przed rozprawą z opozycją? Jeszcze niektórzy posłowie prowadzą jakieś działania, kontrole, ale już to tu, to tam nie zastają wpuszczeni, odmawia im się wglądu do dokumentów. Pętla powoli zaciska się.