Prawda prawdzie kłamstwem

Na portalu gazeta.pl ukazał się materiał pod tytułem »Czy Lewica uratuje PiS w sprawie zniesienia 30-krotności? Trudne pytania do wicemarszałkini Senatu«. Artykuł jest przykładem rzetelnej pracy dziennikarskiej z najwyższej półki, ponieważ nie tylko nie zawiera odpowiedzi na postawione w tytule pytanie, ale także żadnych innych „trudnych” pytań nie stawia. Owszem, postać drugoplanowa artykułu, Jacek Żakowski, próbował zadać jakieś pytanie, ale został potraktowany jak niesforny dzieciak zawracający głowę dorosłym. Co prawda nie usłyszał „nie garb się!” ale kwestię Czy Lewica poprze PiS? wicemarszałkini senatorka zbyła krótkim Lewica poprze każde prawo, które będzie dobre. Jak na przywołanego do porządku dzieciaka przystało Żakowski nie zapytał „A kto będzie decydował o stopniu dobroci prawa? Zandberg samodzielnie czy samowtór z Kaczyńskim?” Na szczęście wątpliwości rozwiał premier Morawiecki, który przyznał, że Pytań jest bardzo wiele, ale mam nadzieję, że we współpracy z panem prezydentem będziemy mogli znajdować na nie odpowiednie odpowiedzi.

Pytanie jest zasadne, ponieważ wcześniej wiceprzewodnicząca klubu Lewicy Marcelina Zawisza z Razem, które jednakowoż zawsze osobno zapewniała, że Będę namawiać do tego, żebyśmy zagłosowali „za” pod warunkiem, że będzie tam fragment o tym, że będzie obowiązywać emerytura maksymalna. Oczywiscie PiS może wpisać do ustawy co tylko sobie p. Razem życzy zwłaszcza, że możliwość dowalenia bogatym jest nośna społecznie. Co ciekawe przeciwko likwidacji trzydziestokrotności jest nawet p. Leokadia Oręziak, gorąca orędowniczka ZUS-u, wrogini OFE i wolnego rynku. Likwidacja 30-krotności jest alternatywą podniesienia podatków, spycha problem na później, a ułatwia rządzenie dziś. To nie jest sprawiedliwe rozwiązanie, nie zarekomenduję go — wyjaśniła. I choć Czarzasty zapewnia, że do rozwalenia systemu emerytalnego ręki nie przyłoży, narodowi socjaliści z PiS-u wspierani przez bolszewików z Razem mogą swój szalony pomysł przeforsować. Wyborcy wiedzieli co robią trzymając ich poprzednio z daleka od parlamentu. Niestety, nauczony doświadczeniem Zandberg przykleił się do Czarzastego niczym, powiedzmy, rzep do buta i wjechał wraz z nim do parlamentu. I nie ma co liczyć na Senat, bo ten też został zinfiltrowany.

To wszystko zaczyna układać się w logiczną całość i staje się zrozumiałe gdy sobie uzmysłowić, że Polska stoi przed ogromnymi wyzwaniami. Na szczęście jesteśmy na nie gotowi, albowiem te pierwsze cztery lata będą swojego rodzaju rozbiegiem, a kolejne cztery lata – skokiem rozwojowym, który pokaże Polakom, że ten wymarzony standard życia na poziomie europejskim będzie coraz bliżej. Jeśli czteroletni rozpęd można sobie od biedy wyobrazić, to z czteroletnim skokiem jest zdecydowanie gorzej. Cóż bowiem w miarę posuwania się naprzód wydaje się być coraz bliżej, tuż tuż, na wyciągniecie ręki?

Nie tylko horyzont, choć wydaje się tak bliski, stale się oddala. Z nieprawdziwą prawdą jest dokładnie tak samo. 10 kwietnia 2012 roku Jarosław Kaczyński zapewniał: Jesteśmy coraz bliżej prawdy!  Kilka lat później, w marcu 2018 roku nadal przekonywał, że Jesteśmy bardzo blisko prawdy. A Tusk, choć skakał bez rozbiegu i nim do Brukseli nawiał ponawiał czynność wielokrotnie także, jak się okazało, podskakiwał w miejscu…

 

PS.
P. Chojna-Duch zgodziła się kandydować na sędziego Trybunału Konstytucyjnego nic sobie nie robiąc ze słów krytyki ze strony własnej rodziny. Teraz okazało się, że jednak nie jest godna piastowania tej funkcji i to tak dalece, że nikt nawet nie pofatygował się, by ją o tym poinformować*. W tej sytuacji wypada współczuć starszej pani, która u kresu życia zagrała va banque i przegrała kładąc na szali szacunek najbliższych i swoją godność.


* Elżbieta Chojny-Duch od dziennikarza Onetu dowiedziała się, że PiS wycofało jej kandydaturę. – Były wcześniej rozmowy, że rozważają taką możliwość. Ale odpowiedź mieli mi dać w poniedziałek. Czemu zmienili zdanie na temat mojej kandydatury? Nie mam pojęcia. Nie tłumaczyli tego – mówi Onetowi Chojna-Duch.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. W Polsce już tak jest, że dostając się do urzędu, stając się posłem, senatorem, ministrem, księdzem lub biskupem,  Polak nabiera pewności, że jest nieomylny, niezwykły, prawie wielki. „Niejednego karła własna małość zżarła” jak napisał Jan Izydor Sztaudynger. Problem w tym, że karłów u nas jest nadmiar.

    1. Myślę, że to zbyt wielkie uproszczenie. To nie Polak, to przełożony awansuje ludzi z kompleksami. A niedouczonego przełożonego, któremu wydaje się, że jest alfą i omegą wybierają równie zakompleksieni wyborcy. I kółko się zamyka.