Prawda nie jest warta swojej ceny

Jeszcze do niedawna obowiązywał podział na media głównego nurtu i media niepokorne. Pierwsze często zarzucały drugim oszczędne gospodarowanie prawdą. Ponieważ nic nie może przecież wiecznie trwać (jak śpiewała Anna Jantar), więc i na tym polu zaszły zmiany. Jeśli zmiany same w sobie są czymś naturalnym i często pożądanym, to ich kierunek czasami bywa zaskakujący. Ostatnio okazało się bowiem, że „Po prostu prawda nie jest warta każdej ceny”. Ot tak, po prostu! I bynajmniej nie uważa tak Jacek Kurski, według którego ciemny lud wszystko kupi, ani nawet prokurator Piotrowicz wypraszający media z posiedzenia komisji, ale była redaktor naczelna radia Tok p. Ewa Wanat.

Poszło o przeprowadzony przez p. Betlejewskiego eksperyment, który polegał na składaniu bezrobotnym nieetycznych propozycji podczas fikcyjnego naboru do pracy. Przy czym bynajmniej nie dotknął oburzonych, mogący budzić zastrzeżenia, brak informacji ile osób odmówiło domniemanemu pracodawcy.

Można tych biednych ludzi brać w obronę i trudno potępiać. Nie zmienia to faktu, że tacy ludzie są i że za pieniądze — przynajmniej na poziomie deklaracji — są w stanie zrobić wszystko. Co począć w tej sytuacji? Można, jak radzi p. Wanat udawać, że problemu nie ma i oddać się oglądaniu filmów, studiowaniu podręczników do biologii, historii, książek, reportaży. Czy jednak chowanie głowy w piasek pozwoli ustrzec się przed sąsiadem, który dla pieniędzy lub z nędzy zrobi coś, czego normalnie by nie zrobił? A może przeciwnie, właśnie uświadomienie sobie, że istnieją granice, których przekraczać nie należy zapewni nam większe bezpieczeństwo i komfort, a przyszłym pracownikom pozwoli uniknąć kolizji z prawem? P. Wanat twierdzi, że „Nie wolno takich ludzi wykorzystywać, żeby pokazać nawet najbardziej gorzką prawdę”. Na czym polega to „wykorzystywanie”? Na proponowaniu czegoś, na co człowiek posiadający godność i zasady nigdy się nie zgodzi?

Nawiasem mówiąc, czy gdyby podobny eksperyment przeprowadzono w byłej Jugosławii, mordów i ludobójstwa dałoby się uniknąć lub ich skala byłaby zdecydowanie mniejsza? Nie wiadomo, bo nie przeprowadzono. I to być może sprawiło, że sąsiad mordował sąsiada bojąc się, że jeśli tego w porę nie zrobi, to sam zostanie zamordowany.

Można mieć zastrzeżenia do eksperymentu, można kwestionować metody, zwane przez niektórych prezenterów radiowych i bardziej uczeńszych uczonych metodologiami, ale postawa wyrażona przez oburzonych trąci gigantyczną hipokryzją. Nie da się bowiem wykluczyć, że ci szlachetni ludzie tak panicznie boją się prawdy nie dlatego, że pokazuje oblicze społeczeństwa, którego są częścią, oblicza którego wolą nie oglądać, ale dlatego, że to także — a może przede wszystkim — oblicze ich i ich środowiska. Sami, ostatnio dość intensywnie, poszukują pracy. Przez takie eksperymenty będą bali się aplikując rozmawiać szczerze. Nawet nabór do mediów narodowych może okazać się pułapką i na końcu okaże się, że „owszem, pan prezes potrzebuje ludzi nie przywiązujących wagi do prawdy, ale na miłość boską nie aż tak!”

Swego czasu p. Eliza Michalik, mimo usilnych próśb, z uporem uprawiała „nieakceptowalny styl prowadzenia audycji i sposób wyrażania opinii”. W końcu cierpliwość zarządu wyczerpała się i Michalik została wywalona z roboty. Jej przełożonej, Ewy Wanat, nie skłoniło to do podania się do dymisji, zapewne dlatego, że „Najtrudniej jest chyba jednak walczyć z samym sobą.” Dlaczego więc teraz nie skorzysta z dobrych wzorców i po prostu nie przeprosiła za Betlejewskiego? Odpowiedź być może jest banalnie prosta — dlatego, że nie mogła usunąć przedmiotu sporu, by móc potem o nim i o swojej roli swobodnie i bez skrępowania opowiadać. Betlejewski postąpił bowiem karygodnie aż z trzech powodów. Po pierwsze „Rafał napisał artykuł na stronie MP”. Po drugie „nie wycofał go, pomimo mojej prośby i innych członków zespołu”. A przecież spełnianie próśb członków to jego obowiązek. Po trzecie „nie przeprosił zespołu MP, że nas wszystkich w to wysoce nieetyczne zachowanie wciągnął”.

Nie tak dawno wciąganie było równie stanowczo i bezkompromisowo piętnowane. Przypomnijmy sobie te słowa potępienia: „Dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”. A przecież to nie jedyna analogia, ponieważ nie tylko wciąga, ale także nie przeprasza za to wysoce nieetyczne zachowanie!

Gdyby czasy były inne można by na sprawę machnąć ręką. Żaden dziennikarz nie ma obowiązku męczyć się w zespole, z którym mu nie po drodze. Problem w tym, że czasy nie są inne. Media publiczne zostały praktycznie całkowicie spacyfikowane, wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje, że wkrótce to samo spotka prywatne. W tej sytuacji wielką niechęć budzi postawa współpracowników Betlejewskiego. Nosi bowiem znamiona ucieczki z tonącego okrętu i cynicznego przygotowywania sobie gruntu pod miękkie lądowanie w przyszłości. Takie porozumiewawcze mrugnięcie okiem do przyszłego pracodawcy: „wierz mi, ja doprawdy nie jestem zbytnio przywiązany do prawdy”.

Dodaj komentarz


komentarzy 11

  1. Co może zrobić człowiek w sytuacji przymusowej? Wszystko !!!

    Gdy ktoś czuje się odpowiedzialny za rodzinę, ma w domu głodne dzieci, rodzina jest zagrożona rozbiciem, bo jako nie dający sobie rady, zostanie przez sąd pozbawiony prawa, by dziećmi się opiekować, a te znajdą się w sierocińcu, a rodzice na ulicy !, to wtedy zrobi wszystko by rodzina była razem.
    Czy może liczyć na pomoc gminy? Teoretycznie tak, praktycznie nie!!!!

    W książce opisującej m.in. los żołnierza, wysokiego niemieckiego oficera, który namawia żonę by opuściła (obecny) Olsztyn i wyjechała do rodziny w pobliże Berlina, bo Rosjanie w rewanżu za to, co im Niemcy robili, także będą niewyobrażalnie okrutni.
    – Ty też zabijałeś bez potrzeby, gwałciłeś – zapytała żona?
    – Tak, bo chciałem przeżyć, bo gdybym nie robił jak niektóre bestie, to dostałbym kulkę w plecy, by świadka ich niegodziwości nie było.

    Dwie skrajności. Pokój i wojna. Ale skala nieszczęść, przymusu porównywalna.
    Czasami ci, którzy nie potrafią przełamać swojego ucywilizowania, zostają z nienawiścią do wszystkich i wszystkiego. A nienawiść także zatruwa im życie jak niedostatek, jak przymus robienia rzeczy paskudnych.

    Czy zrobienie takiego „sprawdzianu” było nieodpowiednie? I tak, i nie.
    W powodzi opisów kto z kim, jakim autem, ile (zbyt dużo, oczywiście) zarobił, w powodzi bylejakości pojawiła się prawda o ludzkich dramatach bez upiększeń. To obraz, który miał pokazać ludzkie nieszczęścia. To na tak.
    A na nie?
    Przyszli z nadzieją otrzymania pracy, i na każdą się zgadzali, bo do tego zmuszała ich rzeczywistość demokracji katolickiej. A zostali z rozczarowaniem.

    Co do jakości mediów, to uważam, że dziennikarzom nie należy  się immunitet, ochrona prawna.
    Czy powinien korzystać z niego kłamca, oszust?
    Czy powinien z niego korzystać manipulant?
    Czy może plotkarz opisujący historie, których nie było, a niby mają dotyczyć osób na tzw. świeczniku?

    „Będę feudałem,Albo radykałem,
    Kogo mam obrzucić błotem
    Pomówimy potem o tem.

    Moje czoło jak miedziaczek,
    Moje pióro jak wiatraczek
    Na usługi swoje masz,
    Tylko POWIEDZ, CO MI DASZ?”
    A.Fredro (podkreślenia moje)

    A hipokryci? ci, co we własnych słowach są lepsi?

    „Mniej szkodzi impet jawny, niźli złość ukryta.
    Ukąsił idącego brytan hipokryta;
    Rzekł nabożniś: Psa obić, nie bardzo się godzi,
    Zemścimy się inaczej, lepiej to zaszkodzi. —
    Jakoż widząc, że ludzie za nim nadchodzili,
    Krzyknął na psa, że wściekły; w punkcie go zabili.”

    1. Rozumiem. W sytuacji przymusowej człowiek będzie kradł, oszukiwał, napadał i w ogóle łamał prawo bez mrugnięcia okiem. Jak złodzieja karać? Przecież on był w desperacji! Aresztowanie go to robicie rodziny!

      Przyszli szukać pracy. Konkretnej. Zgodzili się nie na pracę, ciężką, niewdzięczną, ale na łamanie prawa, dali się poniżyć! Czy oburzeni też by byli tacy wyrozumiali, gdyby „pracodawca” zlecił zdesperowanym obrabowanie ich mieszkań? Albo poturbowanie?

      Karać trzeba. Ale kto to ma robić? Sąd procedujący 15 lat?

      1. W sytuacji przymusowej tak będzie robił człowiek jak opisałeś. Inna sprawa, że w sytuacji nie przymusowej tez tak będzie robił. Może inny człowiek.

        http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/lowca-frajerow-kontrakty-cfd-forex-inwestycje,134,0,2161542.html

        Przypomnę o zdobytych nieuczciwie fortunach, przypomnę o Art.B; SKOKach; KrK; Rydzyku. Czy w tej sytuacji mają być napiętnowani tylko ci na najniższym stopniu drabiny zachłanności? Przypomnę o prokuratorach z Białegostoku, przypomnę o PC. Przypomnę o przejmowaniu nieruchomości w Warszawie i Krakowie. Istnieje słówko uwłaszczyć się.

        Jedni zobaczą je w słowniku, bezwzględniejsi zastosują w życiu

        Co nie znaczy, że takie zachowania pochwalam. Cała krytyka spada na tych, którzy przyszli w poszukiwaniu zajęcia. Jakoś łaskawi bywamy dla tych, co proponują. Oni są dobrzy?

        Polska przypomina historię Lota. Sprawiedliwych w niej nie jest dużo.

        „Bankiery rozbójniki” – klną wszyscy z okrzykiem,/A każdy krzykacz chce być takim rozbójnikiem” Fredro

        1. Odnoszę wrażenie, że mylisz, mieszasz pojęcia. Człowiek zdesperowany owszem, może zrobić coś desperackiego, może ukraść, choć już niekoniecznie kogoś skrzywdzi fizycznie. Ale działa pod wpływem impulsu. Pokaż mi człowieka zdesperowanego, który z góry zadeklaruje, że ukradnie, obrabuje, sprzeniewierzy się zasadom. Nie, moja droga! Ktoś, kto na zimno kalkuluje łamanie prawa, zgadza się na rzeczy podłe robi to z pełną świadomością i premedytacją. Sam jestem bezrobotny, odbyłem niezliczoną liczbę rozmów, padały różne propozycje. Również nieetyczne. Tyle, że ci, którzy godzili się na nie nigdy nie znajdowali zatrudnienia. Bo nikt o zdrowych zmysłach nie zatrudni człowieka, który już na wstępie oznajmia, że jest nieuczciwy! Trzeba pamiętać, że to nabór do firmy, a nie do mafii!

          1. Może różnią nas doświadczenia własne i znajomych. Czy nigdy nie słyszałeś słów:” jeśli nie….to…..zrobię….” I czasami robi. Jeśli z przymusu sytuacji ktoś postanawia ukraść, to nie łapie pierwszej rzeczy, którą widzi,  „bo ma pomysł”. Poszuka okazji by ukraść.

            Widziałam w sądzie zdesperowanego człowieka, który musiał rozwiązać problem (w czasie stanu wojennego) i zrobił to tak, jak robili jego przełożeni – prezesi. Ale tylko on dostał karę z zawieszeniem (po moich wielkich bojach z sędziną i drugą ławniczką, idiotką: jak prokurator chce, to tyle dajmy!!!!), a kara materialna była niska. Sędzia uważała, że kara ma wychowywać. – A jak wychowa, gdy w rodzinie jest mąż, żona, czworo dzieci i żona nie pracuje? Pójdzie kraść? Bo kara nie była za kradzież.

            Zapytam tak: czy nie przekroczyłbyś swoich norm etycznych i np. nie ukradł, gdy Twoja rodzina byłaby w potrzebie i była głodna już jakiś czas? Zasady mają ogromne wartości, ale okoliczności często zmuszają ludzi by je łamać.

            Poza tym w Polsce znikąd NIE MA WZORCÓW etycznych.

            1. Z GW: Bronię Betlejewskiego i wszystkich, którzy się na niego nabrali
              Kamil Dąbrowa 30.09.2016 15:10

              Betlejewski nigdy nie powinien pełnić żadnych dziennikarskich funkcji, a tym bardziej zarządzać zespołem dziennikarzy. Betlej to performer, który przeprowadzając akcje społeczne, gra przede wszystkim na siebie – pisze Kamil Dąbrowa.

              Rafał Betlejewski pracujący dla telewizji TTV ujawnił na stronie mediumpubliczne.pl kulisy nagrania programu „Betlejewski. Prowokacje”. „Byłem w Radomiu. Polskim zagłębiu smutku. W opustoszałej hurtowni po nie-wiadomo-czym zorganizowałem społeczny eksperyment, który filmowały kamery. Dwoje podstawionych przeze mnie aktorów przeprowadzało rozmowy kwalifikacyjne z osobami, które desperacko potrzebowały pracy” – napisał Betlejewski.

              Eksperyment społeczny opisany w Medium Publicznym i przeprowadzony w telewizji oburzył dziennikarzy. W środowisku dziennikarskim i w mediach społecznościowych zawrzało.

              Wśród komentarzy na Twitterze były takie jak ten Leszka Jażdżewskiego: „Lewicowy artysta Rafał Betlejewski upokarza nieświadomych ludzi szukających pracy przed ukrytą kamerą. Przerażające”. Były też znacznie ostrzejsze. Przemysław Szubartowicz napisał: „Myślę, że to ubeckie metody typu agent Tomek. Obrzydliwe jak preparowanie korupcji z posłanką Sawicką. Tak postępuje autokracja, aparat przymusu, eksperymentatorzy bez etyki, hipnotyzerzy, którzy nie szanują człowieka z jego brakiem. Z każdego da się zrobić świnię, bo w każdym świnia drzemie”. Dziennikarz Igor Sokołowski napisał: „To nie Hiena Roku. To czyste skurwysyństwo”.

              Spróbujmy zrozumieć, co się naprawdę wydarzyło i czym jesteśmy oburzeni.

              Rafał Betlejewski jest performerem znanym z takich akcji jak „Spal wstyda”, „A ty czy poszedłbyś?”, „Głod/Hunger” czy „Tęsknię za Tobą Żydzie”.

              W telewizji TTV ma program oparty na metodzie prowokacji dziennikarskiej.

              W ostatnim odcinku Betlejewski przy pomocy podstawionych aktorów proponował pracę zdesperowanym ludziom. Było to między innymi przewożenie w zamkniętej ciężarówce „ciapatych”, dostarczanie narkotyków do domów zamożnych ludzi i bycie chłopcem od seksualnych usług pani prezes. Tu aktorka posunęła się nawet do molestowania seksualnego przed kamerą. Ludzie zgadzali się na dyskryminację kobiet, upokorzenie i poniżenie. Betlejewski obserwował to wszystko zza lustra weneckiego.

              Ostrze ataku skierowane w performera Betlejewskiego zwróciło się przeciwko dziennikarzowi Betlejewskiemu, którym ten nie jest.

              Zatem norm etyki dziennikarskiej nie mógł naruszyć ktoś, kto nie jest dziennikarzem. Czy znachor może naruszyć kodeks etyki lekarskiej?

              Gdyby Philip Zimbardo przeprowadził swój słynny eksperyment więzienny w telewizji, a nie w piwnicy uniwersytetu w Stanfordzie, zderzyłby się z podobną krytyką, gdyż jako psycholog udawałby dziennikarza. Zrobiłby to dla uciechy gawiedzi, a nie dla nauki. Na szczęście stało się inaczej.

              Betlejewski jest performerem, który od paru lat dzięki naiwności i brakowi nadzoru swoich przełożonych udaje dziennikarza. Ostatnio występuje jako redaktor naczelny Medium Publicznego. Wcześniej pracował w publicznym radiu RDC. W trakcie swoich audycji prosił dziewczyny, żeby przesyłały mu swoje zdjęcia w dezabilu przy porannej kawie. Innym razem proponował, żeby kobiety wysyłały mu swoje włosy łonowe. Betlej chciał z nich zrobić instalację artystyczną, która miała symbolizować przemoc mężczyzn wobec kobiet.

              Dwa lata temu Betlej zorganizował na antenie radia akcję „Pokolenie 1600”. Zamierzał przybliżyć słuchaczom życie przeciętnych emerytów. Potem próbował w ramach audycji zakładać spółdzielnię, dzięki której emerytki miały zarabiać pieniądze. Tak zwany eksperyment społeczny na antenie radia zakończył się porażką, rozczarowaniem emerytek, które wzięły w nim udział, i podważeniem zaufania do publicznego radia.

              Performer Betlej eksperymentował i eksperymentuje dalej.

              Nabraliśmy się zatem na performera, który przebrał się za dziennikarza, a media traktuje jak trampolinę dla swoich akcji.

              Uważam, że Betlejewski postąpił podle, grając na emocjach bezrobotnych ludzi, ale zarazem bronię Betlejewskiego przed środowiskowym atakiem, gdyż nie jest dziennikarzem. Dziennikarze zaprosili go do swojego grona i teraz się dziwią, że w salonie jest zepsute powietrze. Ci, którzy powierzyli mu funkcję redaktora naczelnego Medium Publicznego, odchodzą w geście protestu. Poczuli się oszukani i zmanipulowani, bo nabrali się na performance Betleja i nieświadomie wzięli w nim udział.

              Ostatni raz rozmawiałem z Betlejewskim w czasach, gdy naczelną radia RDC była Ewa Wanat.

              Zwróciłem mu uwagę, że miesza to, co jest dziennikarstwem, z eksperymentami artystyczno-społecznymi, a czasami z tanimi prowokacjami, które mają na celu wyłącznie zaspokajanie jego narcystycznego ego. Pamiętam, że Betlej przyznał mi rację.

              Czy Michał Rachoń przebrany za penisa albo Samuel Pereira, działacz sekty smoleńskiej, nie przypominają Betlejewskiego? Oni zdjęli właśnie swoje przebrania i udają bezstronnych dziennikarzy w publicznej telewizji.

              Myślę, że atak na Betlejewskiego mówi więcej o dziennikarzach i dziennikarstwie w Polsce niż o samym performerze. Czy przypadek Betleja nie powinien skłaniać do pewnej refleksji? Może warto raczej rozpocząć dyskusję nad kryteriami, które powinni spełniać dziennikarze?

              Kogo hejtujecie? Samych siebie hejtujecie. Za to, że pozwoliliście performerowi na niekontrolowane harce pod płaszczykiem opisu rzeczywistości.

              Żyjemy w czasach, w których ponoć każdy może być dziennikarzem. Publikatory internetowe są ogólnie dostępne i każdy może być nadawcą treści. Czy to znaczy, że każdy, kto założy stronę internetową albo konto na Twitterze, jest dziennikarzem i powinien być traktowany jak dziennikarz?

              Czy będziemy protestowali, gdy ktoś podając się za dziennikarza, wejdzie do kogoś do domu, pobije go, zgwałci i okradnie?

              Czy to, że potrafię kopać piłkę, oznacza, że jestem piłkarzem? Nawet gdybym się przebrał w strój piłkarski Legii Warszawa i wybiegł na boisko w Lizbonie, to gola Sportingowi bym nie strzelił. Raczej bym się skompromitował, a Legia zostałaby ukarana za mój udział w meczu. Wszak nie mam licencji piłkarskiej ani nie zostałem zgłoszony do gry w Lidze Mistrzów.

              Betlejewski nigdy nie powinien pełnić żadnych dziennikarskich funkcji, a tym bardziej zarządzać zespołem dziennikarzy. Betlej to performer, który przeprowadzając akcje społeczne, gra przede wszystkim na siebie.

              Jestem jak najdalszy od przeprowadzania jakichś weryfikacji, ale to, z czym mamy do czynienia dzisiaj, również w TVP i Polskim Radiu, niszczy zaufanie do dziennikarstwa rozumianego jako zawód zaufania publicznego.

              1. Ma rację Kamil Dąbrowa. Tak. Zawód dziennikarski sprawia coraz większy zawód. Ale żeby nie sprawiał trzeba zwracać uwagę na to, co jest niedopuszczalne, a nie na to kogo nie dopuścić. A właśnie na tym ostatnio koncentruje się i PiS i usłużni dziennikarze. Nie jest ważne o co chodzi w felietonie, artykule czy książce. Ważne go to napisał i czy miał stosowne uprawnienia. Gdyby Betlejewski namawiał ludzi do napadu na bank czy pobicia Kamila Dąbrowy, to prawdopodobnie zostałby aresztowany wraz z tymi, których udałoby mu się namówić. I nikt by się nie zastanawiał, czy jest dziennikarzem czy performerem lecz zostałby okrzyknięty przestępcą.

                Czy jeśli ktoś w pociągu zwierza się, że jak tylko nadarzy się okazja, to kogoś zastrzeli, bo kupił sobie wiatrówkę, replikę karabinu, którą nieco przerobił i działa, to należy się pochylić z troską nad desperatem i potępić tego, kto ten fakt zgłasza policji? Gdzie jest granica deklaracji łamania prawa?

            2. Nie, nie różnią nas doświadczenia. Po prostu mówimy o różnych rzeczach. Ty mówisz o desperacji, o ciężkim położeniu, ja mówię o deklaracji, o chęci przypodobania się, konformizmie. O głośnym informowaniu: „Jestem zdesperowany, zgodzę się zrobić każde świństwo”. Uważasz, że tego rodzaju „elastyczność”, to pożądana cecha pracownika? Przyjęłabyś do pracy kogoś, kto już na wstępie daje do zrozumienia, że pojęcia takie jak uczciwość, przyzwoitość są mu obce?

              Mylisz dwa stany. Pierwszy to ciężka sytuacja materialna i poczucie beznadziei, gdy starania spełzają na niczym. Będący w takim stanie człowiek nie planuje łamania prawa, bo zdaje sobie sprawę, że to może pogorszyć, a nie poprawić jego sytuację. Działa pod wpływem impulsu. Drugi to obnoszenie się ze swoim brakiem zasad, czyli skrajna nieodpowiedzialność. Facet na przykład chce pracować jako kierowca, czy przemytnik? Jak poprawi jego sytuację materialną wpadka? Zastanawiał się nad tym nie mając oporów przed zadeklarowaniem przemytu ciapatych? Który sąd uwierzy, że to pracodawca mu „kazał”?

              1. Zwolniłam kobietę za kradzież !!!! Po jakimś czasie (około 2 lat) przyszła z błaganiem o zatrudnienie. Rozmawiałyśmy dość długo i zatrudniłam ją. Wiedziała, że taka następna wpadka, to sprawa zostanie zgłoszona policji. Jeśli w pierwszym zatrudnieniu niezbyt przykładała się do pracy, to w drugim mogła być przykładem pracowitości.

                Wielu zatrudnianych pracowników zostało przyłapanych na kradzieży. Zawsze byli wtedy zwalniani. I to osoby, które wydawały się przyzwoite. Rozumiem Twój punkt widzenia, bo mam taki sam. Ale opisuję ludzi, których znałam, a którzy okazali się nieuczciwi (delikatnie mówiąc). Opisywanie zachowań nie jest ich aprobatą.

                A co do wpadki, to tak daleko zwykle ludzie myślą nie sięgają. Liczą na to, że im się uda. Bo są tacy sprytni.

                Bo myślenie jest takie: jak prywaciarz, to też kradnie (np. oszukuje skarb państwa) i powinien z pracownikiem podzielić się tym groszem. I pracownik „MA PRAWO” ukraść.

                Dodam, że było dużo uczciwych pracowników, z którymi teraz podczas przypadkowych spotkań zawsze miło wymieniam uwagi, zapytania.