Poparłem się sam, bo siebie dobrze znam

Dywagacje mają zaszczyt przedstawić sztukę w jednym akcie pod tytułem „Wyjaśnienie”

Występują:
Staszek
Pasażer
Dekoracja: peron na dworcu kolejowym, przy nim wagon.

Akcja:
Na peron wpada zdyszany pasażer i krzyczy na całe gardło.

Pasażer:
Staszeek! Staszeeeeek!

W jednym z okien pojawia się głowa.

Staszek:
Tu jestem! O co chodzi?

Pasażer podbiega i wymierza Staszkowi siarczysty policzek.

Staszek:
(zaskoczony) Czy pan zwariował?

Pasażer:
Tak! Przeszkadza to panu?

Staszek:
(zdecydowanie) Tak.

Pasażer:
Nie było w tym ruchu żadnej złej intencji, żadnej chęci spoliczkowania kogokolwiek. Natomiast tak to zostało spreparowane. Dlatego uważam, że powinienem to wyjaśnić i jeśli poczuł się pan dotknięty, to ja nie mam problemu z powiedzeniem przepraszam.

Kurtyna:
Płonie ze wstydu.

I właśnie dlatego przez najbliższe lata powinniśmy wszyscy zająć się myśleniem, ponieważ to przyczyni się do rozwoju Polski. Trzeba cały czas myśleć o tych pozostałych, o tych, którzy właśnie ciężko pracowali. To jest nasze najważniejsze zadanie na najbliższe lata. To jest nasze wielkie zadanie w rozwoju Polski. I to, żeby w sposób spokojny prowadzić debatę polityczną i z szacunkiem dla kazdego człowieka to także jest nasze wielkie zadanie. Apelowałem o to nie tak dawno mając sposobność telewizyjnego wywiadu do naszych konkurentów politycznych, do kontrkandydatów w wyborach prezydenckich o to, żebyśmy prowadzili uczciwą kampanię, o to, żebyśmy zachowywali się w taki sposób by szanować godność drugiego człowieka, drugiego kandydata, ale proszę o to także i was wszystkich. Pokażmy, że można z klasą prowadzić politykę nawet jeśli jest to politycy spór. To niezwykle ważne. Proszę o to byśmy te standardy wyznaczali.

Joanna Lichocka niewątpliwie wyszła naprzeciw oczekiwaniom kandydata na prezydenta i nie czekając na zachętę najpierw pokazała, a potem wyznaczyła standardy. Co prawda obóz władzy działa w oparciu o nie od dawna, ale dopiero teraz zostały oficjalnie zatwierdzone jako polska norma.

A teraz z zupełnie innej beczki. Krajowa Rada Sądownictwa jest organem wymienionym w Konstytucji, zaś na stronie samej Rady można przeczytać, że jest „Konstytucyjnym organem stojącym na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. Do tego organu zarządzono nabór. Aby stać się członkiem KRS-u należało zebrać podpisy co najmniej dwóch tysięcy obywateli Rzeczypospolitej Polskiej lub 25 sędziów. Z przepisów wynika, że w zasadzie wystarczyłoby poparcie 26 sędziów, by zgłosić wszystkich kandydatów. Mówi  o tym art. 11a ust. 3 poprawionej ustawy z dnia 12 maja 2011 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa

Jedno zgłoszenie może dotyczyć wyłącznie jednego kandydata na członka Rady. Podmioty, o których mowa w ust. 2, mogą złożyć więcej niż jedno zgłoszenie.

P. sędzia, która została członkiem Krajowej Rady Sądownictwa nie widzi niczego nagannego w popieraniu osób, których nie zna. Panią sędzię Łąpińską poznałam za pośrednictwem mojego drugiego wiceprezesa, który ją znał i to poznanie było na tyle sympatyczne, a również rekomendacja mojego drugiego wiceprezesa wpłynęła na to, że zdecydowałam się podpisać jej listę. Pozostałe osoby nie znałam, poznałam je w KRS-ie i tu muszę to przyznać, natomiast były mi polecane przez, no, kilka osób którym ufałam i to powiedzmy nawet z Krakowa. Nie podpisywałam żadnych list w ciemno, wiedziałam kogo popieram. Profesjonalna p. redaktor w Polsacie przezornie nie zapytała, dlaczego p. sędzia z Krakowa nie zgłosiła żadnego sędziego z Krakowa, lecz popierała sędziów, których jej rekomendowano z odległych zakamarków Polski. W związku z tym niepokojąca myśl przychodzi do głowy, a mianowicie czy przypadkiem wyroki także nie były wydawane w ciemno, lecz w oparciu o rekomendację?

Wiele osób, które podpisały się na listach innych kandydatów, ja kompletnie nie znam. Niektóre osoby poznałam prowadząc zgromadzenie w Krakowie, bo byli to sędziowie z sądu rejonowego w, z Wieliczki. Koledzy, którzy podpisali tą, tą, tą rekomendację mojemu wiceprezesowi Pawłowi Styrnie, otóż dowiedziałam się, że w ogóle oni podpisali tą listę na tym zgromadzeniu, które odbyło się w lipcu. A sędziwie ci szczegółowo wyjaśnili dlaczego podpisali listy poparcia dla swojego kolegi. Wywołało to konsternację na, na sali, ponieważ, no, widać nie było to uzgodnione z przedstawicielami stowarzyszeń sędziowskich. Wzbudziło to takie napięcie. No ja zaincjonowałam [?] oklaski dla tych osób, do tego przyłączyło się kilkanaście, może 20 osób z sali, reszta była w takim napięciu. I tak dalej w tym duchu do końca rozmowy. Na koniec pani sędzia wspięła się na takie wyżyny sofistyki, że widzom niewątpliwie dech zaparło. Trzeba spytać jak odbywały się wybory do Krajowej Rady Sądownictwa. Bo ja myślę [sic!], że te wybory były dużo bardziej transparentne jeszcze poprzez ujawnienie tych list [po dwóch latach!] niż poprzednie. Bo ja myślę [!], że żaden obywatel nie wiedział jak naprawdę wyglądały te wybory. Teraz wie i to z dobrze poinformowanego źródła.

Aby mieć pełny obraz dodać wypada że p. sędzia pięć razy bezskutecznie starała się o awans na sędziego sądu okręgowego. W październiku 2016 roku weszła w skład „Zespołu do opracowania systemu mierzenia obciążenia pracą sędziów (ważenia spraw)”. Szefem tego zespołu był wiceminister Łukasz Piebiak. Wprost z Ministerstwa Sprawiedliwości awansowała na stanowisko prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. Pierwszą decyzją było wywalenie rzecznika sądu sędziego Waldemara Żurka.

Stowarzyszenie Sędziów Iustitia na swojej stronie poinformowało, że Krajowej Rady Sądownictwa nie ma.

Z opublikowanych list wynika, że nie ma Krajowej Rady Sądownictwa, ponieważ Maciej Nawacki nie zebrał wymaganej liczby 25 podpisów sędziów. Na jego liście widnieje 28 podpisów, w tym jego własny, a przed formalnym przekazaniem listy Marszałkowi Sejmu 5 sędziów z listy złożyło oświadczenia o wycofaniu poparcia.

Wyobraźmy sobie, że żeby móc objąć jakieś stanowisko należy wykazać się poparciem jednej osoby. Czy spełnia ten wymóg ktoś, kto poparł samego siebie? A poparcie żony? Analiza list poparcia pozwala zrozumieć dlaczego trzymano je w tajemnicy i nie pozostawia wątpliwości, że cały proces to jedna wielka farsa. Sami swoi.

 

PS.
Prezes Jarosław Kaczyński przyznał wczoraj, że prezydenckie weto do ustaw sądowych było ustawką: Problem, który wymagał nowych decyzji, niekiedy trudnych do zrozumienia nawet dla naszego obozu. I on te decyzje też podjął. To może był najtrudniejszy moment w jego prezydenturze i dziękujemy mu za to.

Dodaj komentarz