Półtora biliona

W grudniu 2007 roku zadłużenie sektora finansów publicznych wynosiło 527.441.798.413.763 zł (527 i pół miliarda). W tej kwocie zawierał się także dług zaciągnięty przez tow. Edwarda Gierka. Na taki efekt kolejne rządy uczciwie pracowały ponad 15 lat. Gigantycznemu reformatorowi i liberałowi Donaldowi Tuskowi udało się podwoić zadłużenie w trzykrotnie krótszym czasie — w 2013 roku osiągnęło poziom 882.292.96.6845.470 zł (882 miliardy). Rok później dług wynosił co prawda 965.198.963.116.867 zł (965 miliardów), ale do tej kwoty należy doliczyć około 150.000.000.000 (150 miliardów) pochodzących ze skoku na OFE. Jeszcze wyraźniej odzwierciedla to zadłużenie skarbu państwa, które na koniec 2007 roku wynosiło 501.531.041.629.303 zł. W grudniu 2013 wynosiło 838.025.376.848.739 zł by już dwa miesiące później, w lutym 2014 spaść do 733.454.147.365.808 zł. Księgowy majstersztyk. Operacja zagrabienia składek emerytalnych to bowiem klasyczna sztuczka księgowa.

Najpierw państwo zmusza prywatne instytucje by za pieniądze pochodzące ze składek emerytalnych kupowało jego papiery dłużne. Potem, zamiast swoje obligacje wykupić, bolszewickim prawem kaduka przywłaszcza je sobie i „umarza”, zaś posłuszny Trybunał Konstytucyjny przyklepuje tę jawną grabież. Na ogólne zadłużenie państwa ta operacja nie ma żadnego wpływu, ponieważ to, co „odzyskano” dla budżetu zapisano na tak zwanych subkontach w ZUS-ie jako waloryzowane corocznie, dziedziczone zobowiązanie. O tym, że tych pieniędzy nie ma przyszli emeryci dowiedzą się za kilkadziesiąt lat, gdy Tuska i ferajny już dawno nie będzie. Na tym właśnie polega perfidia tego zabiegu księgowego — ograbieni dopiero na starość przekonają się, że zostali wystrychnięci na dudka i pozostawieni bez środków do życia.

Pandemia to tragedia. Pandemia połączona z nieudolnym rządem to tragedia do potęgi. Na stronie Ministerstwa Finansów poświęconej finansom, a ściślej zadłużeniu czytamy, że

Państwowy dług publiczny (PDP, zadłużenie sektora finansów publicznych po konsolidacji) na koniec 2020 r. wyniósł 1.111.272,5 mln zł mln zł, co oznaczało:
• wzrost o 4.980,5 mln zł (+0,5%) w IV kwartale 2020 r.,
• wzrost o 120.324,1 mln zł (+12,1%) w porównaniu z końcem 2019 r.

W ciągu roku rząd powiększył dług o 120 miliardów złotych. I wcale nie powiedział ostatniego słowa. Pod pretekstem „walki z pandemią” zadłużanie państwa trwa w najlepsze, choć to, co podaje ministerstwo ma się nijak do rzeczywistego stanu rzeczy. Na portalu gazeta.pl czytamy, że

W samym roku 2020 dług Polski urósł o — bagatela — 290 mld zł. Kolejne 143 mld zł na liczniki ma pojawić się w roku bieżącym. Tak wynika z danych, którymi polski rząd „pochwalił się” w Brukseli.

W roku objęcia władzy przez PiS

W roku 2015 dług publiczny wynosił 923 mld zł, a już rok później przekroczył bilion. W roku 2020 wzrósł do 1,3 bln, a na koniec bieżącego roku ma wynieść niemal 1,5 bln zł.

To pozwala zrozumieć dlaczego tak ważne są środki unijne z jednej strony i jak najpóźniejsze wyjście z kryzysu z drugiej. Na szczęście brykających koalicjantów godnie zastąpi lewica, na której PiS zawsze może polegać. Włodzimierz Czarzasty przekonuje, że należy zrobić wszystko, by PiS te pieniądze otrzymało. Czarzastemu wtóruje Zandberg zapewniając, że Polki i Polacy nie wybaczą lewicy jeśli PiS tych pieniędzy nie dostanie. Także Biedroń, który jeśli chodzi o finanse swojego ugrupowania jest równie przejrzysty jak Obajtek uważa, że te pieniądze PiS-owi po prostu się należą. Przyszłość rysuje się więc w różowych barwach tym bardziej, że choć lewica nie ma na nic wpływu i o niczym nie decyduje, to już całą kwotę sprawnie rozdysponowała. Jej postawę podsumował Ryszard Terlecki:

Głupota łączy się w tym przypadku ze ślepą nienawiścią i całkowitym brakiem poczucia odpowiedzialności za przyszłość Polski.

Jeśli te pieniądze pomogą PiS-owi wyeliminować zarówno lewicę jak i ludowców, to nie można będzie władzy zarzucić, że je zmarnowała.

Dodaj komentarz