Polska realizuje wolę Putina

Wczoraj w programie „Kawa na ławę” Adam Bielan bez owijania w bawełnę wprost przyznał, że najpierw Litwa, potem Łotwa, a na końcu Polska realizuje scenariusz napisany na Kremlu. My musimy pamiętać, że Polska jest kolejnym krajem, który jest testowany przez Putina, Łukaszenkę, który realizuje jego wolę. Pierwszym krajem była Litwa, drugim krajem była Łotwa i pamiętajmy, że jeżeli Polska w tej sprawie okaże się słabym ogniwem to nas może, i całą Unię Europejską, może zalać potok migrantów z rozmaitych krajów. Według Bielana granica to jest linia grubości ok. 0,0008 µm, której przekroczenie grozi surowymi konsekwencjami. To spostrzeżenie potwierdzają eksperci.

Nawiasem mówiąc trudno nie zauważyć przysłuchując się „rozmowie”, że Piasecki wziął sobie do serca zalecenia redakcji, zgodnie z którymi obowiązkiem prowadzącego program jest „stanowcza, krytyczna reakcja” na wypowiadane przez gości słowa. Pogląd, że dziennikarz nie powinien być bezstronny i neutralny podzielają także eksperci. Dlatego poseł Bielan mówił bez żadnych ograniczeń co chciał i kiedy chciał, choć Piasecki mówił razem z mim koniecznie chcąc mu przerwać. Rycząc głośniej od Bielana zaapelował do niego panie pośle, panie pośle ale proszę mnie nie zagłuszać. Oczywiście Bielan mówił dalej i zadał Biedroniowi pytanie. Gdy ten zaczął odpowiadać prowadzący zaproponował, żeby obaj zamknęli się. Adama Bielana, Roberta Biedronia nawołuję do zamknięcia… Oczywiście telewidzowie mają wybór, mogą oglądać TVP. Czy TVN chce zatrzymać widzów robiąc wszystko żeby różnice były jak najmniejsze? A może podlizuje się władzy by otrzymać koncesję?

Przy krawężniku stoi pieszy, który zamierza przedostać się na drugą stronę ulicy. Patrzy w lewo, widzi stosunkowo daleko samochód. Patrzy w prawo widzi dwa samochody. Żaden nie zatrzymuje się. Może dlatego, że pieszy jest zasłonięty drzewem. Przepuszcza ostatni i wkracza na jezdnię nie spojrzawszy jeszcze raz w lewo pewny, że samochód z lewej zachowa się zgodnie z przepisami i go przepuści. Nie przepuścił.

Do wspomnianej wyżej telewizji w tej sprawie zaproszono „eksperta”. Tego samego, który swego czasu przekonywał, że zmiana przepisów doprowadzi do tego, że piesi będą gromadzić się na chodnikach i udawać, że chcą przechodzić tylko po to, by biedni kierowcy musieli zwalniać lub nawet zatrzymywać się. Przecież, dowodził „ekspert”, każdy zbliżając się do przejścia może czekać na koleżankę, na kolegę, może sobie rozmawiać przez telefon komórkowy, a więc widok osoby, która znajduje się, oczekuje w pobliżu przejścia dla pieszych nie jest czymś nadzwyczajnym. Podobnie było w tym przypadku. Dziewczyna stała na przejściu tylko po to, by stresować pędzących kierowców i specjalnie wbiegła na jezdnię żeby ją potrącono. Przede wszystkim wina pieszej jest bezsprzeczna. Tutaj piesza nie zachowała szczególnej ostrożności, nie upewniła się, wtargnęła, wbiegła na wyznaczone przejście dla pieszych no i doszło do potrącenia. Szczęście w nieszczęściu, że tej pieszej nic się nie stało.

Na nieco dłuższym nagraniu widać, że „kierująca pojazdem nawet nie zwolniła przed przejściem, a hamować zaczęła dopiero po potrąceniu dziewczyny. „Ekspert” apeluje jednak, by pamiętać. Pamiętajmy o tym, że samochód jadący z prędkością 50km na godzinę, a więc z tą prędkością dozwoloną w obszarze zabudowanym potrzebuje aż 26 m ażeby się zatrzymać w warunkach gdy jezdnia jest sucha, szorstka, kierowca jest trzeźwy, nie zmęczony, a czas reakcji wynosi 1s. Dla eksperta przepisy, które nakładają na kierowcę zbliżającego się do przejścia określone obowiązki nie mają żadnego znaczenia. A przecież po pierwsze

Kierowca ma przede wszystkim obowiązek udzielić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na przejściu dla pieszych, a od 1 czerwca – również pieszemu wchodzącemu na to przejście.

Piesza do przejścia zbliżała się lub na przejście czekała (na filmie nie widać, bo przysłaniało ją drzewo). Po drugie

Zbliżając się do przejścia dla pieszych, kierujący pojazdem musi zachować szczególną ostrożność, a więc m.in. każdorazowo zredukować prędkość, tak aby móc swobodnie się zatrzymać, nie narażając na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego.

Kierująca samochodem nie „zredukowała szybkości”. Gdyby to zrobiła do potrącenia by nie doszło. Po trzecie

Trzeba bacznie obserwować nie tylko samo przejście dla pieszych, lecz także jego okolicę, aby umożliwić bezpieczne skorzystanie z przejścia tym, którzy właśnie na nie wchodzą.

Piesza do przejścia zbliżała się lub na przejście czekała (nie widać tego, bo przysłaniało ją drzewo). Kierowca według eksperta powinien zredukować prędkość, obserwować dokładnie otoczenie przejścia dla pieszych, ale nie musiał tego robić, bo ta piesza wbiegła, jeszcze raz podkreślam, wbiegła na wyznaczone przejście dla pieszych. Pieszy ma wiele obowiązków przed wejściem na zebrę. Musi zachować zdrowy rozsądek, szczególną ostrożność. Szczególna ostrożność nie jest regułką którą klepiemy na pamięć i nie rozumiemy o czym mówimy. Szczególna ostrożność polega na tym, że pieszy musi upewnić się, musi spojrzeć w lewo, w prawo, w lewo, powinien ocenić prędkość jadącego samochodu, czas w jakim ten samochód dojedzie do wyznaczonego przejścia, czas potrzebny pieszemu, ażeby pewnym, zdecydowanym krokiem przejść na drugą stronę ulicy, a więc to jest ta sól tej szczególnej ostrożności. To samo dotyczy kierującego. Ale najwidoczniej nie tego. Ten bowiem nie musiał dokonywać żadnych obliczeń. Mógł pędzić 50km/h, bo tyle wolno, nie musiał zwalniać ani tym bardziej zatrzymywać się przed przejściem i przepuszczać pieszych. Dlatego pieszą jak najbardziej można ukarać mandatem, bo jej to się należało jak psu micha, a kierującej nie, bo choć nie zastosowała się do przepisów i porad eksperta, to jest niewinna. Ciekawe, prawda?

Tutaj dochodzimy do punktu, w którym ekspert dowiódł, że nie wypadł sroce spod ogona. Ten kierujący próbował wykonać manewr obronny. Proszę zauważyć, że ten kierowca odbił kierownicą mocno w prawo i chciał uniknąć tego zderzenia. Na filmie da się zauważyć, że kierowca próbuje wyminąć dziewczynę na przejściu skręcając w lewo, nie w prawo. Gdyby faktycznie „ten kierowca odbił kierownicą mocno w prawo”, to do potrącenia by nie doszło, bo uderzył lewym reflektorem.

Obowiązkiem prowadzących rozmowę jest „stanowcza i krytyczna reakcja wobec używanych zwrotów”, a według ekspertów nie tylko powinni reagować, ale także żachać się. Niestety, w tym przypadku redaktor ani nie zareagował na ewidentną nieprawdę, ani się nie żachnął. Kompletny brak profesjonalizmu. Jeśli zaś chodzi o eksperta, to jeśli od takich jak on zależy bezpieczeństwo na drogach, to zrozumiałe staje się dlaczego jest tak niebezpiecznie.

Dodaj komentarz