Polka jest kobietą…

Nasze wczorajsze i przedwczorajsze rozważania znalazły nieoczekiwaną puentę na portalu, którego twórcy postawili przed sobą ambitny cel — prostowanie kłamstw i przeinaczeń, analizowanie obietnic i planów i prowadzenie tak zwanych śledztw dziennikarskich. Jak postanowili, tak uczynili tyle, że na poziomie gazetki szkolnej. I nie byłoby w tym nic nagannego zważywszy na elektorat, gdyby to był świadomy wybór.

Wczoraj portal zainteresował się partią opozycyjną. Jednak nie po to, by przyjrzeć się i szczegółowo zanalizować jej program. Nie chodziło także o wywiad udzielony portalowi wiadomo.co przez G. Schetynę, w którym ujawnił, że program PO to program PiS+. Czyli wszystko to, co proponuje konkurent plus kilka propozycji atrakcyjnych z punktu widzenia innych środowisk. Przedmiotem zainteresowania stał się gabinet cieni partii opozycyjnej. I także — wbrew oczekiwaniom — nie pod kątem kompetencji, doświadczenia, wiedzy poszczególnych jego członków. Odkryto coś z goła straszniejszego, niebywałego, niedopuszczalnego i skandalicznego. Z bardzo skomplikowanych i żmudnych obliczeń oraz równie skomplikowanej analizy porównawczej gabinetu cieni z gabinetem bezciennym wyszło mianowicie, nieomal jak szydło z worka, że w gabinecie cieni PO na dwadzieścia sześć stanowisk ministerialnych kobiety objęły zaledwie pięć,  czyli 19%. To mniej nawet niż w rządzie PiS — brzmi konkluzja analizy popartej obliczeniami.

Wbrew pozorom i malkontentom tego typu analizy są wielce przydatne i bardzo na czasie. I nie tylko dlatego, że ośmieszają cenną inicjatywę patrzenia politykom na ręce. Trzeba być ślepym żeby nie widzieć, że rząd PiS-u jest tak sprawny i cieszy się tak wysokim poparciem dlatego, że zasiada w nim więcej kobiet niż w gabinecie cieni, w którym stanowią ledwie 19%. Także program PiS+ byłby do zaakceptowania, a na pewno nikogo by nie dziwił, gdyby firmowały go kobiety. Z drugiej jednak strony, dziwnym trafem, gdy na czele partii stał mężczyzna partia święciła triumfy, a gdy zastąpiła go kobieta, przegrała z kretesem wybory. I nie pomogło mianowanie zniewieściałego mężczyzny — nadal dołuje w sondażach. Czyżby więc, choć wiele nie potrafi się z tym pogodzić, nie płeć decydowała o sukcesie i powodzeniu, ale kompetencje, wiedza, charyzma i talent?

Autorce pogłębionej analizy wypada życzyć dalszych sukcesów w tropieniu dyskryminacji. Może powinna na przykład przyjrzeć się przemysłowi górniczemu? To dopiero jest skandal! Na 100.000 górników nie ma ani jednej kobiety! To stanowi okrągłe 0 (dosłownie: zero) procent! I na pewno tłumaczy złą kondycję branży. Tego typu „analizy” wydają się szczytem absurdu w sytuacji, gdy na co dzień doświadczamy niekompetencji i nieprofesjonalizmu. Zgodnie ze stanowiącym ich podstawę rozumowaniem resortowi edukacji w rządzie PiS-u nie można niczego zarzucić, ponieważ na jego czele stoi kobieta. Niekompetentna? Nieważne. Dla sprawy należy przymknąć oko na pewne niedoskonałości.

Aż prosi się przypomnieć jedno wielkie pasmo sukcesów Partii Kobiet, w której odsetek kobiet oscylował wokół stu, a która uzyskała poparcie przekraczające 0,25 (słownie: ćwierć) procenta wyborach w 2007 r. i prawie cały promil w następnych (2011 r.). Nie wspominając już o kandydatce na prezydentkę, która nawet podpisów poparcia zebrać nie zdołała.

Opisany wczoraj dogmat, zgodnie z którym tylko język nie pozostawiający wątpliwości, że mowa o kobiecie, a nie mężczyźnie, zasypie podziały i zrówna obie płcie w prawach, można skwitować następująco:

Postawić dziś pytanie zasadne się godzi —
zmądrzałeś aby Polaku po nieszczęść powodzi?
Cenisz wreszcie mądrość, szacunek dla prawa?
Cóż za głupie pytania! Dziś płeć to podstawa!

Warto powiedzieć jasno, i podkreślić z całym naciskiem, że takie inicjatywy jak oko.press, wiadomo.co czy Studio Opinii są bardzo cenne, a wręcz bezcenne. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. Problem w tym, że muszą dochowywać wierności standardom i nie mogą sobie pozwolić na zejście poniżej pewnego poziomu. Jeśli dwóm pozostałym trudno coś zarzucić, a Studio Opinii jest wręcz w pewnym sensie elitarnym portalem dla elit intelektualnych, to oku.press bliżej do tabloidu. Miałkie, trzeciorzędne, plotkarskie wręcz tematy, analizy, z których niewiele lub zgoła nic nie wynika, napisane, bywa, nieporadną polszczyzną to przytłaczająca większość pomieszczonych tam materiałów. Natomiast rzeczy naprawdę ważne, jak na przykład sprawa powiązań urzędującego ministra, które powinny być na czołówce do czasu rozwiązania, giną przygniecione drobiazgowymi analizami problemów bez znaczenia.

Skoro procenty to podstawa każdej porządnej analizy, to procentami zakończmy. Oto na 16 osób tworzących redakcję oko.press 4 to kobiety. Czyli 25%. To nawet mniej niż w rządzie PiS!

Dodaj komentarz


komentarzy 11

  1. Problemy, którymi zajmują się media oraz zachowanie ciągłości poruszanych problemów, przypomina działania generała w czasie wojny. Trwają bitwy, brakuje szpitali, amunicji, a on rozważa zastąpienie jednego kucharza drugim, bo zupa mu nie smakowała.

    Problemów w kraju jest moc. Sięgnijmy do „reformy szkolnictwa”. Z już wprowadzonych regulacji, obowiązuje dziwne kuriozum. Gdy nauczyciel w liceum, gimnazjum, chciałby ze swoimi uczniami iść na lody, to musi uzyskać zgodę rodziców na takie wyjście. PISEMNĄ ZGODĘ!!!!

    Gdyby nauczycielka chciała wychodzić raz w tygodniu na lody, na ciastko, na…., to za każdym razem ZGODA NA PIŚMIE jest potrzebna !!! W szkole sportowej, w której są 2-3 różne wyjazdy tygodniowo na mecze – za każdym razem potrzebna jest zgoda NA PIŚMIE !!! Widać ta nienormalna biurokracja powoduje wycinanie Puszczy Białowieskiej i….nie tylko tego lasu.

    „Artykuły” pisane są „po łebkach”. Bez posiadania odpowiedniego materiału, na którym się oparły. Ja, jako komentatorka z głębokiej prowincji, mogę sobie na niską jakość pozwolić. Najwyżej otrzymam kontrargument wytykający mi błędy w myśleniu. Ale dziennikarza obowiązuje rzetelność. Ukazywanie prawdy, a nie branie kasy za byle jakie pisaniny.

    Podobno w Polsce jest najlepsza w świecie szkoła medialna. Dlaczego więc nie widać efektów jej edukacji? Kto im nogi podkłada? A może ta szkoła aż taka dobra nie jest i mistrzów dziennikarstwa nie wysyła do mediów?

    Co do parytetów, to wielokrotnie już się wypowiadałam. Daję zawsze pierwszeństwo wiedzy, doświadczeniu, umiejętnościom. W spodnie damskie lub męskie nie zaglądam. Nie tam tkwi mądrość, rozwaga, kultura.

    p.s. Szykują się zmiany w przyszłych emeryturach. Mnie to już nie dotyczy. Chodzi o potrącanie procentu, zawieszanie emerytury, nawet wtedy gdy się za nią składki opłaciło. Pomysł rodem z PRL. Trzeba by np. przeprowadzić wywiad z jednym lub dwoma prezesami ZUS i napisać jak było. Lub przeanalizować przepisy, co więcej czasu zajmie. Ale wygodniej, szybciej jest tak „po łebkach”, bez wysiłku myślowego.

    1. I to najlepiej przemawia za reformą oświaty i wywalenia na zbitą twarz serwilistyczne „ciało pedagogiczne”. Nauczycielka na zebraniu nie potrafi odpowiedzieć na żadne pytanie poza tym kiedy wyjście do kościoła i obowiązkowy udział w mszy świętej.

      Na razie parytety mają się dobrze, zapewniając synekury nie tyle ze względu na płeć ile przynależność.

      1. Rozmawiałam z nauczycielką szkoły prywatnej, gdzie jest podstawówka, gimnazjum, liceum. Dała przykład lekcji fizyki. Do prowadzenia tych lekcji potrzebne są gabinety. Komu dać wyposażenie? Podstawówce czy liceum? W marcu szkoły przygotowują plan na wrzesień. W tej szkole to nie problem, ale jak zrobić w szkołach o różnych dyrekcjach?

        Gdzie, w jakich klasach (konieczna jest znajomość i ilości klas i ilości uczniów), który nauczyciel będzie uczył. Z Kuratorium dostali „wiedzę”, że niech przygotowują swoje plany, ale nie mogą na to przygotowanie liczyć, bo nic nie wiadomo.

        Co do ilości nauczycieli, to wiadomo było, że szkolenie nowych kadr powinno być ograniczone. Ale prywatne „uczelnie” wypuszczały co roku taka ich ilość, jakby potrzeby były dużo, dużo większe. I w tym wypadku winne są kolejne partie. Nie opracowano żadnych planów zapotrzebowań. Państwo jakby nie istniało. Przy takiej „nadprodukcji” nauczyciel zgodzi się na karzdy wystrój szkoły, klasy – aby tylko mieć pracę.
        Tych najsłabszych skutecznie broni od lat Karta Nauczyciela.

        Na pomysły Zalewskiej „państwo” nie przekazuje pieniędzy. Zaleca by jeździć super bryką, a na rzęcha nie daje. Taki tam przykładzik ;-))

        1. Z tego, że dyrekcja szkoły potrafi lub nie potrafi zorganizować pracę i wyposażenie absolutnie nie wynika, że trzeba likwidować gimnazja. Firma prywatna, która prowadzi trzy rodzaje szkół na raz i nie jest w stanie ich odpowiednio wyposażyć nie jest przykładem pozytywnym, lecz negatywnym. I kuratorium powinno interweniować w sprawie nędznego wyposażenia sal lekcyjnych. Skoro nie interweniuje, to znaczy, że szkoła nie musi spełniać żadnych wymogów i można uczyć dzieci choćby i w stodole, byle tylko poopłacać wszelkie możliwe pozwolenia, zezwolenia i koncesje.

          Co do liczby nauczycieli, to jest doskonała okazja by pozbyć się najgorszych. Problem polega na tym, że ta władza preferuje miernoty.

          Zwolnienie rzeszy niepotrzebnych nauczycieli i podniesienie pensum pozwoli zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na doposażenie szkół i podniesienie płacy nauczycielom. Niestety ci, którzy jako tako potrafią nie mieli odwagi dokonać zmian, a ci co mają odwagę z kolei nie potrafią. Dlatego skazani jesteśmy na porażkę.

          1. Widocznie niejasno napisałam. Po co kupować wyposażenie, gdy w końcu okaże się, że nie będzie takiej potrzeby? Czy mając sprawną maszynkę do mielenia mięsa, kupisz drugą, bo może się przyda?

            Problem szkoły prywatnej to także problem szkół gminnych, a z zasobami gmin jest różnie. Jak napisałam, by coś zmienić trzeba stworzyć nową Kartę Nauczyciela. Obecna nie promuje najlepszych. Poza tym mocno okazujący swoją „wiarę” i mający wsparcie plebana jest nie do ruszenia.

            Uczniowie nie powinni odczuwać bałaganów na skutek pomysłów pani ministerki. Jak się okazuje zastosowane tu parytety i wzięcie w ministry osoby bez doświadczenia politycznego nie polepszy sytuacji oświaty.

            W czasie obiadu (jak zawsze przy takich spotkaniach) odbyła się rozmowa bratanka ze stryjem zwanym wujkiem. Byliśmy zadziwieni wiedzą (z geografii) tego ucznia klasy trzeciej. Nie mam pojęcia jak radzą sobie z przyswajaniem nauki inni uczniowie.

            Co do zmian i likwidacji gimnazjów – to zapytam: czy uczniowie z gimnazjów zmienia natychmiast swoje zachowania, swój stosunek do nauczycieli, do nauki? Według mnie nie. Zmiany powinny zacząć się od rodziców, którzy muszą mieć pojęcie, że mają nie tylko prawa (często wydumane), ale i OBOWIĄZKI wobec DZIECI i RZECZPOSPOLITEJ.

            Jak na razie to zbyt wielu zachowuje się jak najeźdźcy w podbitym kraju. A wzory biorą z polityków parlamentu i samorządów. Co najdziwniejsze, to znikło gdzieś w kosmosie pojęcie „dobrego wychowania” i odpowiedzialnych zachowań.

            1. Ależ nie ma między nami sporu o to, że nie przygotowuje się reformy dotyczącej przyszłych pokoleń na kolanie i nie wdraża jej w tydzień. Bo to właśnie skutkuje tym, że nie wiadomo co robić, w co inwestować, bo nie wiadomo, czy nie będzie tak, jak z sześciolatkami przez sześć lat. A gdy w końcu było wiadomo, co przyszli nowi i cofnęli zmiany. Po co, skoro sami za nimi optowali?

              Chodzi mi o to, że należy zrobić przegląd kadry nauczycielskiej. tylko kto to ma zrobić? Kuriatorium, któremu przyświeca nie troska o kompetencje, tylko zdanie biskupa? Przecież nauczyciel dobry, to w przetłaczającej większości nauczyciel hardy, mający własne zdanie i małej wiary. A taki według biskupa się nie nadaje.

              Skoro reforma już miała miejsce, to należy doskonalić to, co jest i rozmyślać o nowym modelu, dostosowanym do wymogów XXI wieku, a nie na łapu capu z wtorku na środę wracać do rozwiązań rodem z PRL-u, bo wódz ma do tamtych czasów sentymentalny stosunek.

              1. Przegląd kadry powinien być. I zostać powinni nie wierni ale mierni, a posiadający wiedzę i efekty.

                I może idąc za głosami pewnej grupy entuzjastek parytetów, wprowadzić je w szkolnictwie? A dyrektorów zatrudniać na 4-5 lat? I pozbyć sie wpływów kleru.

                Może tak jak tu?   „Szacunek dla pluralizmu”. Świetna reakcja austriackiego Kościoła na agitację z ambony:

                Kościół w Austrii zdecydował się ukarać duchownych za nawoływanie z ambony do głosowania na konkretnych polityków. To w Polsce rzecz wciąż praktycznie niespotykana.

                Diecezja w Linz nie czekała długo z reakcją na agitację polityczną dwóch księży z parafii w Górnej Austrii. Biskup Severin Lederhilger zawiesił czasowo księży z kościoła w Mondsee i Weitersfelden, którzy w trakcie nabożeństwa atakowali kandydatów na prezydenta Austrii.

                Wstrzemięźliwość w zakresie polityczno-partyjnym musi być przestrzegana ze względu na jedność wspólnoty kościelnej i na szacunek dla pluralizmu – oświadczył bp Severin Lederhilger

                Jak podaje portal rp.pl rzecznik archidiecezji wiedeńskiej zaznaczył, że nie ma żadnych reguł dotyczących politycznych wypowiedzi duchownych. Jedynie nie mogą oni kandydować na żadne polityczne urzędy.

                Ponieważ polskie bishopy chciwe a znudzone są, powinna zadziałać władza świecka.
                I należy zmienić preambułę, którą biskupy krytykują. Należy powiedzieć jasno, że Rzeczpospolita jest państwem świeckim, a wszelkie ingerencje ze strony religiantów mają być karane.

                    1. Nie rozumiem Agnieszki Wróblewskiej gdy pyta w imieniu rodziców:

                      dlaczego wracamy do systemu oświaty z czasów PRL-u, innej epoki, innej filozofii? I po co w takim pospiechu odrzucamy dorobek wolnej Polski?

                      My!? My wracamy?! Kompletnie nie rozumiem tej maniery, która skłania do używania pierwszej osoby liczby mnogiej. Zwłaszcza, że sama pisze, że rodzice protestują. W tym układzie to ‚my’ nie może oznaczać nikogo innego, tylko współudział autorki w tej hucpie. Tylko w takim razie po co rozdziera szaty?

                      Co do reformy to jest rzeczą oczywistą, że należy ją przeprowadzić. Zdumiewające jest to, jak wielu ludzi nie chce dostrzec, że na naszych oczach zachodzi demontaż państwowości polskiej. Demontowane są instytucje publiczne, potęgowany chaos. Naprawdę jeszcze ktoś wierzy, że chodzi o coś innego niż zniszczenie kraju, wystawienie go na żer? Przy aplauzie sprzedawczyków, którym wszystko jedno od kogo biorą pieniądze?