Polityka finansowana z kieszeni

Wielu wiązało wielkie nadzieje z powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki. Wskazuje na to chociażby skok poparcia dla Platformy Obywatelskiej w sondażach. Niestety, w miarę upływu czasu miny entuzjastów wydłużają się coraz bardziej. Okazuje się, że po raz kolejny zamiast z pełnym przekonaniem postawić na ludzi, którzy dają jasno do zrozumienia co chcą zrobić, jak i dlaczego, trzeba będzie głosować przeciw tym, którzy rujnują kraj. Bez gwarancji, że to naprawdę coś zmieni.

W 2005 Platforma Obywatelska przegrała wybory. Miała rządzić wspólnie z PiS-em, ale nie wyszło. Potem wystarczyło PiS-em straszyć żeby wygrywać. W trakcie drugiej kadencji coraz wyraźniej było widać, że to już przestaje działać. Fuksem, dzięki partyjce Razem, która wystartowała osobno, PiS-owi udało się zdobyć bezwzględną większość w Sejmie. Senat w takiej sytuacji nie odgrywa żadnej roli. Izba-wydmuszka.

Gdy PiS po raz drugi wygrało wybory Tusk postanowił powrócić i natychmiast przystąpił do straszenia PiS-em z jednej strony i licytowania się z nim na populizm z drugiej. Nie kreuje rzeczywistości, nie proponuje rozwiązań, nie wyznacza celów, nie tłumaczy dlaczego należy przedsięwziąć określone działania. Nawet nie próbuje przekonywać do swoich pomysłów, a pytany o konkrety, jak na przykład o obowiązek szczepień kluczy, mataczy by w końcu przyznać, że w zasadzie w taj sprawie ma poglądy zbieżne z partią rządzącą.

Odbiorcy gazu dostali nowe rachunki wyższe o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset procent. Co na to Tusk? Rozmawia. Rozmawiam od wielu dni z ekspertami i staramy się odcyfrować tę zagadkę: co takiego się dzieje, że w Polsce te podwyżki cen gazu są właściwie największe w Europie, że cena rynkowa gazu w Polsce jest wyższa niż w Niemczech. Wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć i ludzie też by zrozumieli, ale tu zbyt dużo jest ponurych tajemnic. I apeluje. Apeluję do rządzących i do odpowiedzialnych za politykę gazową, w tym PGNiG, o uczciwą informację: co takiego się stało, że trzeba dzisiaj PGNiG gwarantować 60 mld zł, a mimo to te podwyżki są nadal tak druzgocące dla ludzi. Skoro nie wiadomo jak rozwiąże ten problem, co zaproponuje, to może chociaż zdradzi do kogo będzie apelował jak wygra wybory?

Człowiek nie wiedzący jak związać koniec z końcem, którego oszczędności topnieją w zastraszającym tempie, a widmo bankructwa zagląda w oczy potrzebuje, żeby mu ktoś zaproponował drogi wyjścia, dodawał otuchy i dawał nadzieję.  Tymczasem słyszy, że to, co jest istotą problemu, to ujawnienie całej prawdy o tym, co robi PGNiG z tymi pieniędzmi. Czy jest prawdą to, że zagrali niczym w kasynie, grali na rynkach finansowych i stracili miliardy złotych? Czy za to musimy zapłacić? Czy może ostatnia fuzja Orlenu i Lotosu i zamierzenia wobec PGNiG, może to jest związane z gigantycznymi kosztami? Dlatego dzisiaj przydałaby się uczciwa informacja dla Polaków: dla piekarza z Kościana, jego pracowników, ale i dla całej opinii publicznej: co się dzieje z tymi pieniędzmi? Dlaczego zła polityka ma być finansowana z kieszeni tych, którzy najciężej pracują i wcale nie najwięcej zarabiają?

Takie są plany i zamierzenia Donalda Tuska jeśli chodzi o problem drogiego gazu. Jeśli chodzi o inflację, której jedną z głównych przyczyn są rozdęte do granic absurdu programy socjalne, to nie ma mowy o tym, by skierować strumień pieniędzy do naprawdę potrzebujących. Jeśli Kaczyński dał, to to jest święte i nie wolno tego tykać, choćby nawet całe państwo miało zbankrutować. To, co jest raz dane przez władzę, to wiadomo, że nikt tego nie będzie zabierał. Natomiast to wymaga o wiele większej dyscypliny finansowej. Jeżeli chce się dawać ludziom, to trzeba zachować najwyższe kompetencje i wysoką dyscyplinę finansową, jeżeli chodzi o inne wydatki — przede wszystkim wydatki na władzę. Jeżeli państwo chce być hojne wobec obywateli, to musi być niezwykle oszczędne w innych rewirach, inaczej mamy inflację i drożyznę. Wybierzmy sobie Tuska, żeby wszystko zostało po staremu. Bo przecież przywódca to nie ktoś, kto przewodzi, idzie na przedzie a reszta za nim, ale odwrotnie. Jeśli pytacie, czego będą moim zdaniem Polacy oczekiwali po nowej władzy, to zachowania tego, co już otrzymali, jako transfery socjalne — i na to na pewno nikt się nie zamachnie. Na pewno nikt się nie zamachnie, ponieważ stać nas.

Dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (dług EDP) stanowiący jeden z elementów kryterium fiskalnego z Maastricht wyniósł na koniec III kwartału 2021 r. 1 418 769,6 mln zł, co oznaczało:
• wzrost o 16 681,9 mln zł (+1,2%)w III kwartale 2021 r.,
• wzrost o 82 211,9 mln zł (+6,2%) w stosunku do końca 2020 r.

Aby mieć pełny ogląd sytuacji należy dodać, że podczas gdy jeszcze kilka lat temu oprocentowanie obligacji skarbowych nie przekraczało 2% (4-01-2019 — 1,79%), to teraz wynosi ponad 3% (18.01.2022 — 3,19%). Dla niezorientowanych — 3,19% od 1.418.769.600.000 zł to 45.258.750.240 (słownie: czterdzieści pięć miliardów, dwieście pięćdziesiąt osiem milionów i trochę). Tyle trzeba wysupłać na same odsetki. Przy tej kwocie klika milionów kar płaconych dziennie to nie wart wzmianki drobiazg.

Opowiadanie bajek w obliczu zbliżającej się olbrzymimi krokami zapaści finansów państwa, mamienie mamoną, przekonywanie, że można tak w nieskończoność, świadczy albo o niebywałej odwadze, albo o bezdennej głupocie. Bo to tak, jakby przekonywać chorego na raka, z guzem wielkości arbuza, że żadne wyrzeczenia nie są potrzebne, a o operacji to w ogóle mowy nie ma. Z rakiem da się żyć, tylko trzeba się przyzwyczaić. Tymczasem wczoraj Donald Tusk znowu poinformował przedsiębiorców, że jest im źle, bo ceny rosną, i że nie dziwi się ich rozgoryczeniu. Drobni producenci, właściciele małych firm widzą, że zbliża się dla nich jakby armagedon. No w tym przypadku no dostałem takie dane, które są autentycznie no przygniatające.

Pali się, płomienie strzelają do nieba, sypią się iskry. Wysłani do pożaru strażacy zamiast rozwijać węże zabierają się za przeprowadzanie generalnego remontu. Na to przyjeżdża doświadczony strażak, który doskonalił się zagranicą i z przejęciem opowiada, że… pali się, a oni nie umieją gasić! Mało tego! Przypomina, o czym mało kto dziś już pamięta, że w zeszłym roku nie paliło się! Rok temu za transport kontenera z tymi półproduktami, które potrzebne są do produkcji, to za transport kolejowy jednego kontenera płacili 16.000 zł tam z kawałkiem, teraz płacą 60, ponad 60.000. […] Zawartość tego kontenera też podrożała i to dobrze o ponad 100%. Wszystko przez to, że oni skapitulowali przed drożyzną i pandemią, to wiemy. Sami się do tego przyznają, ale czy są gotowi w związku z tym do takich wniosków ostatecznych, czyli do wcześniejszych wyborów — naprawdę nie wiem. Wcześniejsze wybory i… co potem? Rozmowy? Apele? Utyskiwania?

Podsumowując. Donald Tusk peregrynuje po kraju nie po to, żeby proponować i konsultować sposoby wyjścia z obecnej sytuacji. Jeździ po kraju, żeby uzmysłowić rodakom jak zły jest PiS i ile przez niego kosztuje transport kontenera. W normalnym, kraju, w normalnej sytuacji to byłby dostateczny powód, żeby oddać głos na kogoś innego. Niestety, to ani nie jest normalny kraj, ani normalna sytuacja.

Dodaj komentarz