Polacy to ludzie łagodni

Wielu uważa fantastykę naukową za bajki, po które nie warto sięgać. Pasjonuje się za to na przykład powieściami, które mają często mniejszy związek z rzeczywistością niż najbardziej fantastyczna science fiction. Prawda bowiem jest taka, że to bardzo rozbudowany dział literatury, w którym można znaleźć bajki, jak słynny „Wiedźmin”, czy pasjonujące powieści Ursuli Le Guin, ale także opowieści kreślące obraz przyszłej rzeczywistości, czasem zdumiewająco trafnie, jak chociażby „Limes inferior” Zajdla, „Eden” Lema czy „Przenicowany Świat” braci Strugackich. Fantastyka to bowiem podróż w krainę wyobraźni. A podróż jak to podróż, może być czysto relaksacyjna, gdy jej celem jest miłe spędzenie czasu, ale może mieć walory poznawcze, krajoznawcza, służąca poznaniu innych krain, kultur, ludzi.

Bardzo celnie fantastyke naukową scharakteryzował Gardner Dozois we wstępie do antologii „Stare dobre czasy”:

Fantastyka naukowa może być oknem na światy, których inaczej nigdy nie zobaczymy, pokazywać ludzi i istoty, których inaczej nigdy nie spotkamy, odkrywać działanie wewnętrznych mechanizmów naszego społeczeństwa, które trudno nam dostrzec, umożliwić spojrzenie na naturę ludzką i postawy moralne z perspektywy nieosiągalnej w inny sposób; może przygotować nas na nieuniknione i czasami przerażające zmiany, posłużyć jako amortyzator szoku przyszłości; może ostrzegać i straszyć, może być gniewna i karząca, może być smutna i elegijna, może być mądra i głęboka — ale czasami jest tylko zabawna.

Czasami to „tylko” czysta rozrywka. Czasami to przygoda — ten rodzaj przygody dostępny tylko tutaj, gdzie nowe światy otwierają się przed nami, czekając na odkrycie i zbadanie, a straszliwe nowe niebezpieczeństwa, niewyobrażalne na znajomej starej Ziemi, zagrażają na każdym kroku.

Wiele starszych opowiadań i powieści nie przeszło próby czasu, często bardzo trąci myszką. Trudno byłoby dziś przebrnąć chociażby przez „Obłok Magellana” Lema, choć porusza bardzo ciekawy problem. Tracą zwłaszcza te pozycje, w których autorzy usiłowali przewidzieć technologie przyszłości i… polegli na całej linii. Komputery wymyślili, i to jakie! ale często nie potrafili wyjść poza dziurkowane bądź magnetyczne taśmy i lampy. Czasem odbiór powieści psują ewidentne wpadki. Na przykład kosmonauta, który prowadzi dziennik. Oczywiście nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, tyle, że ten dziennik to zwykły notes, w którym zapisuje to, co się wydarzyło. I w tym nie byłoby nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że pisze znajdując się na Księżycu, ubrany w skafander kosmiczny. Tak popłynął James P. Hogan w skądinąd ciekawej „Trylogii Gigantów”.

Niewielu pisarzy piszących w drugiej połowie ubiegłego wieku przewidziało to, z czym mamy do czynienia dziś, na co dzień, tu i teraz. Nawet bohaterowie „Matrixa” przemieszczali się przy pomocy budek telefonicznych, których dzisiaj nie uświadczy. Młodzi widzowie zachodzą w głowę co to jest i dlaczego w tak rozbudowanym, stechnicyzowanym świecie przyszłości nie korzystano z komórek. Oczywiście oprócz pozycji wartościowych są także, jak w całej literaturze, pozycje bezwartościowe, bez polotu, przez które trudno przebrnąć. Ktoś, kto przygodę z fantastyką zacznie od nich może zniechęcić się do gatunku na stałe. Dlatego wyprawę na obce planety, kontakt z obcymi warto rozpoczynać od autorów sprawdzonych, którzy w swym dorobku nie mieli słabych pozycji, a jeśli mieli, to niewiele.

Takim pewniakiem jest Isaac Asimov. Sporo napisał, ale największą sławę przyniosła mu „Fundacja”. To fascynująca podróż po terenach odległych w czasie i przestrzeni, a jakże znajomych i bliskich. Innymi autorami wartymi polecenia są Arthur C. Clarke, Brian W. Aldiss, Poul Anderson, Andre Norton czy Harry Harrison. Ci ostatni to tylko pozornie czysta rozrywka. Godne polecenia są także powieści wspomnianych już braci Strugackich, Kiryła Bułyczowa, Janusza A. Zajdla, niektóre powieści Lema, na przykład „Eden” czy rewelacyjny i na czasie „Pamiętnik znaleziony w wannie”. O „Dziennikach gwiazdowych”, „Bajkach robotów” i „Opowieściach o pilocie Pirxie” nawet wspominać nie warto, bo to dzieła ponadczasowe.

W tych trudnych czasach bardzo pokrzepiającą lekturą będzie „Pomnik cesarzowej Achaii” Ziemiańskiego, do którego podchodziłem sceptycznie, a teraz pokochałem i już zdążyłem dwa razy przeczytać, choć to pięć opasłych tomisk. Powieści poświęciłem kilka wpisów: »Mistrzowie polskiej fantastyki«, »Jak Polacy Góry Pierścienia pokonali na okrętach ze stali«. Wpisy »Ziemcy czyli my«, »Lepiej karać niż zapobiegać«, »Dla mnie figura« zawierają cytaty, zaś »A to Polska właśnie« to próba wyjaśnienia dlaczego to co jest nie pokrywa się z tym, co w zamierzeniu bogów powinno być. Niewykluczone, że Ziemiański powieścią, którą czytałem w takiej rzeczywistości, jaką mamy, poruszył jakąś strunę, wywołał tęsknotę za normalnością, sprawił, że Polak śledzący losy Polaków zagubionych gdzieś tam, w kosmosie, zaczyna im zazdrościć…

 

PS.
„Polacy to ludzie łagodni” to tytuł opowiadania Alana Deana Fostera, które w oryginale nosi tytuł „Polonaise” i znalazło się w II tomie opowiadań „Rakietowe szlaki”.

 

Dodaj komentarz