Podróże kształcą

Nie mogąc usiedzieć na miejscu udałem się poza miejsce stałego zameldowania. A ponieważ podróże kształcą więc wróciłem wykształcony jak nigdy.

Pierwszą rzeczą było zrozumienie na czym polega rola sygnalizacji świetlnej dla pieszych. Otóż jej zadaniem nie jest bynajmniej umożliwienie pieszemu przejścia na drugą stronę ulicy. Zadaniem sygnalizacji świetlnej w połączeniu z systemem kamer jest zwielokrotnienie zysków budżetowych. Dlatego skrzyżowania wyposażono w przyciski, które przeważnie nie sygnalizują stanu włączenia. To pozwala utrzymywać pieszego w stanie permanentnej niepewności, czy urządzenie działa. A gdy wreszcie nastąpi wyczekiwana niecierpliwie zmiana świateł, to często zanim pieszy dojdzie do połowy jezdni z powrotem ma już czerwone. A przebieganie na czerwonym świetle kosztuje. Jedynym brakującym jeszcze ogniwem jest system rozpoznawania i identyfikacji pieszych, by mandaty można było hurtowo wysyłać automatycznie.

Inna nauka związana była z komunikacją miejską. Otóż w tramwajach i autobusach oraz trolejbusach prowadzona jest nieoficjalna akcja pod hasłem „w trosce o lasy nie wyrzucaj skasowanego biletu, lecz przekaż go wsiadającemu”. W tym miejscu należy uprzedzić oburzonych, że mylą się. Nie jest prawdą, że „gdyby wszyscy tak postępowali, to komunikacja miejska by splajtowała”. Ponieważ, żeby móc przekazać skasowany bilet należy go najpierw kupić i skasować. Więc zyski przewoźnika owszem, spadną, ale…

Między miastami kursują autobusy prywatnych przewoźników. Kilkudziesięciokilometrowa podróż jest często niewiele droższa, a czasem tańsza niż przejechanie w mieście kilkunastu przystanków z przesiadką. Ale jak bilety komunikacji miejskiej mogą być tańsze? Za komuny kasownik składał się z kilku bolców wycinających w biletach otwory. Kosztował grosze i mógł go wykonać kowal przerywając na chwilę podkuwanie koni. Dziś pojazdy wyposażono w kosztujące krocie kasowniki naszpikowane elektroniką (ok. 500 zł za sztukę, w jednym z autobusów naliczyłem ich aż 7!), których w pojeździe jest kilka. Oprócz tego niemal w każdym stoi automat sprzedający bilety oraz jeden lub dwa monitory wyświetlające paski lub krzaczki, a czasem jakieś filmiki. Na przystankach też świecą i mrugają tablice, które częstokroć są tablicami dezinformacyjnymi. To wszystko trzeba konserwować, naprawiać i… zasilać. A to kosztuje.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jeśli coś jest „publiczne”, to służy wyłącznie instytucjom, a usługi są wykonywane na siłę, pod przymusem i od niechcenia. Najlepszym przykładem jest komunikacja miejska w Krakowie, która nie służy pasażerom, a jedynie firmom świadczącym usługi przewozowe. Zanim wykończono prywatną konkurencję ceny biletów utrzymywały się na stosunkowo niskim poziomie. Ale ponieważ w zarządach spółek miejskich zasiadali radni, więc postarali się, żeby nikt nie przeszkadzał. Gdy prywaciarzy definitywnie wyeliminowano można było nareszcie robić to, co władza umie najlepiej — podnosić ceny skracać lub likwidować kursy i rozkładać ręce w bezradnym geście szlochając, że nie ma pieniędzy. Ale na automaty, kasowniki, monitory i inne bajery, a także cały internetowy system dystrybucji biletów nigdy ich nie brakuje. Prędzej jakiś kurs się skróci lub zlikwiduje niż z bajeru zrezygnuje.

Na każdym kroku mamy do czynienia z niegospodarnością i marnotrawstwem. Na przykład na skrzyżowaniu obok siebie stoją trzy sygnalizatory świetlne. Jeden jest dla tramwajów, drugi dla autobusów, a trzeci dla pojazdów skręcających w lewo. Na szczęście trolejbusów nie ma. Mowy też nie ma o sterowaniu światłami za pomocą czujników i systemu komputerowego. Można jedynie spekulować dlaczego nikomu na tym nie zależy.

Wracam ja sobie niczego nieświadomy, a tu znienacka taksówkarze rozpoczęli protest. Protestują przeciwko nielegalnym przewoźnikom. Na co dzień zakorkowane miasto stało się kompletnie nieprzejezdne. Czemu taksówkarze protestując blokują przejazd bogu ducha winnym mieszkańcom miasta? Bo mogą. I włos im z głowy nie spadnie chociaż stosowny paragraf istnieje:

Art. 90.

Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny albo karze nagany.

Dlaczego w Polsce wybrani mogą bezkarnie łamać prawo wie tylko co i rusz zaostrzająca je władza, która zresztą sama bardzo niechętnie stosuje się do wymyślanych przez się przepisów.

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Wprowadzono obowiązek sortowania śmieci. Różnie w miastach to wygląda. W niektórych w jeden pojemnik wrzuca się te śmieci, które trafiają na kompost. Pozostałe nie są sortowane, a ich sortowanie przebiega przy wysypisku. W innych miastach ludzie muszą zamiast jednego pojemnika znaleźć w mieszkaniu miejsce na trzy. I sortują. W związku z obowiązkiem sortowania zaspawano zsypy, a ludzie mają zjeżdżać windą i wyrzucać gdzie należy w pojemnik odpowiedniego koloru. W mojej klatce zdecydowana większość to ludzie wiekowi. By wyjść ze śmieciami muszą ubrać się cieplej. Często w ogóle muszą się ubrać, bo starość ograniczyła ich możliwości poruszania się i większość czasu leżą w łóżkach..

    Czego się czepiam? Sortowanie ma być niedobre? Ależ jest dobre. Tylko gminy w związku z obowiązkiem sortowania ogłosiły przetargi. W moim mieście śmieci zabierała spółka miejska. I nadal zabiera, wygrała z sobą przetarg. Ale koszt wywozu odpadów znacznie wzrósł.

    Przy okazji poprzednich wyborów dowiedziałam się, że dyrektorzy spółek miejskich zarabiają jak prezydent miasta, czyli ok.12 000 zł. Prezydentowi nowa rada zmniejszyła zarobki o 1/4. A dyrektorom? Nie wiem. Za wywózkę śmieci nie potaniało.

    Pytasz dlaczego wybrani nie przestrzegają prawa, nie potrafią być gospodarnymi? Przecież idąc do wyborów nie ma się pewności na nic. Na dobre zarządzanie także. Niektórzy mają tylko nadzieję. Niektórzy mają prawie pewność, że będzie cudowne rządzenie, a malkontenci (jak ja) nie spodziewają się żadnej zmiany na lepsze.