Piorun, Pilica, Mała Narew oraz patrioci

Jan Parys był ministrem obrony narodowej na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Odszedł w atmosferze skandalu. Pod koniec lat 90 pełnił funkcję wiceprezesa Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, z której zrezygnował w atmosferze skandalu. W uznaniu zasług Andrzej Duda, który jest prezydentem, w roku 2017 dwukrotnie go odznaczył. Na wiosnę Krzyżem Wolności i Solidarności, na jesieni Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Ponieważ Jan Parys nie sprawuje obecnie żadnych funkcji radio RMF uznało go za niezależnego eksperta i zasięgnęło opinii w sprawie niemieckich patriotów. Jan Parys doskonale odnalazł się w tej roli i sprostał zadaniu.

Chciałbym zauważyć — wyraził chęć zauważenia Jan Parys — że oferta, która przyszła z Niemiec, była ofertą publiczną, co jest rzeczą zupełnie wyjątkową, ponieważ ona dotyczy spraw militarnych, a te kwestie są na ogół omawiane dyskretnie i opinia publiczna dowiaduje się o nich na samym końcu, kiedy ustalenia są już w pełni przez obie strony zaakceptowane. To znaczy, że albo po stronie niemieckiej mamy do czynienia z brakiem profesjonalizmu, albo mamy do czynienia z pewnym ruchem politycznym przede wszystkim, którego celem jest wywołanie pewnych debat politycznych u nas w kraju i  wydaje się, że to się stronie niemieckiej udało, bo u nas opinia publiczna zaczęła o tym rozmawiać bardzo tak w ognisty sposób, bardzo ostrymi słowami i nastąpił podział w elicie politycznej.

Trudno nie przyznać Parysowi racji. Po pierwsze kwestie militarne politycy niemieccy powinni omawiać dyskretnie. Polskich polityków to nie dotyczy, oni mogą, ba! mają obowiązek trąbić o sprawie na cały świat. Gdyby Macron zadzwonił z Rosji nieco później poznałby aktualne stanowisko strony polskiej w rozbiciu na prezesa, ministra i prezydenta. Niestety, nawet gdyby przyjąć, że Niemcy wykazali się brakiem profesjonalizmu, to strona polska zachowała się jak rozkapryszone dziecko. Zamiast sprawę omówić w zaciszu gabinetu politycy, z byłym wicepremierem od bezpieczeństwa na czele, publicznie zaczęli dociekać jakie intencje przyświecały Niemcom, komu powinni zaoferować militarne wsparcie (z argumentacji gdzieś wyparowały nie pasujące do niej samoloty) i dlaczego to nie powinna być Polska. Mini ster od obrony Błaszczak był łaskaw stwierdzić, że oferowane przez Niemców systemy są przestarzałe: niemieckie Patrioty to jest stara wersja, z lat 80., a więc nie można powiedzieć, żeby była zaawansowana technologicznie. W tej sytuacji lepiej będzie pozostać przy rozwiązaniach, które już się sprawdziły, czyli bez żadnej obrony przeciwrakietowej.

Zbudowaliśmy wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej. Mamy Pioruny, zestawy Pilica, Małą Narew i Patrioty. Dzięki staraniom rządu PiS nasze niebo jest bezpieczne. Nie musimy przystępować do proponowanych przez 🇩🇪 programów zakładających budowę mniej zaawansowanego systemu.

Kolejny cud nad Wisłą. Na Twitterze już zbudowali to, co w realu dopiero tworzą. Polskie Patrioty są już integrowane, przystępujemy do działań, których rezultatem będzie stworzenie wielowarstwowego systemu obrony powietrznej — oznajmił Błaszczak (tego samego dnia gdy na Twitterze chełpił się, że zbudowali) gdy z prezydentem Andrzejem Dudą wizytował Ośrodek Szkolenia Poligonowego Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu. „Polskie Patrioty” to raptem dwie baterie, które zdolność obronną osiągną w przyszłym roku. Poza tym

W maju 2022 r. […] minister Błaszczak zdecydował się rozpocząć realne zakupy, także dotyczące programu „Wisła”. Poinformował, że podpisał Letter of Request na dostawę kolejnych sześciu wyrzutni. Miały być one wyposażone w radar dookólny 360 stopni. I niewiele od tego czasu się stało. Do tej pory nie ma w tej sprawie odpowiedzi, ani działań polskiego ministerstwa obrony. Nie podpisano żadnego kontraktu, nie ma terminu dostaw.

Tak wygląda w rzeczywistości błaszczakowa „wielowarstwowość obrony przeciwlotniczej”. I w tej sytuacji polskie władze w imię antyniemieckich obsesji prezesa odrzucają pomocną dłoń. A przecież od lutego, gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, Niemcy dużo obiecują, niewiele realizują i co i rusz się kompromitują. W tej sytuacji polskie władze najwidoczniej uznały, że dość tego! Lepiej będzie jak zbłaźnią się same niż gdyby mieli to kolejny raz uczynić Niemcy. No bo co by się stało, gdyby realizacja przekazania Patriotów do Polski przebiegała równie sprawnie jak inne deklaracje natrafiając na problemy nie do przezwyciężenia i ślimaczyła się w nieskończoność? Kolejna kompromitacja sojusznika, do której żadną miarą dopuścić nie wolno!

Jeśli miłość zaślepia, to nienawiść, uprzedzenie ewidentnie odbiera rozum. Oczywiście wyłącznie wtedy, gdy ma co odbierać.

Dodaj komentarz