Człowiek lubi być chwalony, podziwiany, cieszyć się powodzeniem. Doskonałym przykładem jest Franek, którego żadną miarą nie można zaliczyć do kategorii Apollo. Wręcz przeciwnie, poczciwy, przeciętny safanduła nie grzeszący ani urodą, ani niczym szczególnym się nie wyróżniający. Pewnego lipcowego poranka zmaterializował się przed nim Dżin i zapytał:
— A trzecie życzenie?
— Jak to trzecie? — zdziwił się Franek. — Przecież powinienem mieć trzy, a nie trzecie.
— I miałeś. Drugie zużyłeś na naprawienie skutków pierwszego.
— Nic nie pamiętam.
— Nic na to nie poradzę. No więc? Jakie jest twoje trzecie życzenie?
— Chcę żeby szalały za mną kobiety.
— A to ciekawe — mruknął Dżin.
— Niby co?
— Nic, tylko… Takie było twoje pierwsze życzenie…
Wiele osób poświęci swoje dobre imię, sprzeniewierzy się zasadom, żeby tylko zabłysnąć, zyskać sławę, zapisać się na kartach historii. Można śmiało założyć, że wiele wynalazków było autorstwa nie tych, którym się je przypisuje. Ktoś wpadł na pomysł, pochwalił się jakimś usprawnieniem czy rozwiązaniem, a ktoś inny, bardziej sprytny, obrotny to upowszechnił i opatentował. W przywłaszczaniu sobie owoców cudzej pracy przodują naukowcy. W tym przypadku kradzież nazwana jest plagiatem, bo nie godzi się w tak szacownym gronie nazywać rzeczy po imieniu. Co ciekawe nie ma żadnych oporów przed nazwaniem kradzieżą, a nawet piractwem sytuacji, gdy dzieciak kupił płytę i tak bardzo mu się spodobała, że przerobił na mp3 i za darmo udostępnił innym. Naturalna potrzeba dzielenia się, altruizm, który umożliwia gatunkowi przetrwanie, uznano za coś nagannego i karygodnego.
Logika jaka stoi za tym rozumowaniem jest prosta jak konstrukcja cepa — jeśli udostępnił płytę, to ten komu udostępnił nie kupi jej i w ten sposób twórca, czyli wytwórnia płytowa poniesie milionowe straty. Nikt oczywiście nie docieka, czy faktycznie by kupił gdyby nie mógł ściągnąć i czy na pewno nie kupił gdy też mu spodobała się i zapragnął ją sobie postawić na półce. Ten sposób rozumowania prowadzi do wniosku, że każdego dnia globalny handel ponosi bilionowe straty, ponieważ okradają sklepy wszyscy, którzy tylko oglądają wystawione towary i nie nic kupują.
Kilka dni temu podśmiechiwałem się z Newsweeka, który na swoich łamach dwa razy opublikował dostępny wyłącznie dla subskrybentów materiał, z którego wynikało, że instalowanie klimatyzacji umożliwiającej przetrwanie upałów to strzał w plecy tych, których na nią nie stać i przyczynianie się do globalnego ocieplenia. Tekst ma ogromną wartość merytoryczną ze względu na to, że gwałtowny wzrost zapotrzebowania na energię generowany chociażby przez samochody elektryczne jest dla klimatu obojętny, jeśli wręcz nie korzystny. Wydaje się, że postawiono sprawy na głowie. To globalne ocieplenie sprawia, że klimatyzacja staje się niezbędna, starszym i schorowanym umożliwiając przeżycie. To prawda, że produkcji energii towarzyszy ogromna emisja dwutlenku węgla, ale to nie znaczy, że zwiększone zapotrzebowanie na nią powoduje jakiś drastyczny jej wzrost, bo elektrownie węglowe pracują w ruchu ciągłym, nie da się ich wyłączyć. Dlatego blokuje się energię z OZE, której z naddatkiem wystarczyłoby do zasilenia wszystkich klimatyzatorów w kraju.
Żeby przysłużyć się klimatowi, żeby zrobić coś dla środowiska trzeba wiedzieć co ma sens, z czego można i warto zrezygnować. Na przykład produkcja żywności, a zwłaszcza hodowla, w znacznym stopniu przyczynia się do nasilenia się efektu cieplarnianego. Populiści mają proste rozwiązanie — zrezygnować z hodowli i przestawić się na produkty roślinne. Nie zdradzają kogo będzie na nie stać jeśli coraz częściej osiągają ceny mięsa, ani czy jest ich wystarczająco dużo. Już dziś w wielu rejonach świata brakuje chociażby zboża. Co się stanie gdy stanie się jednym z podstawowych produktów spożywczych? Tradycyjne uprawy, na przykład ziemniaków, wkrótce będą w Polsce niemożliwe bo będzie za gorąco. Z kolei ryżu też nie da się uprawiać z uwagi na niedobór wody.
W omawianym artykule proponowano wiele rozwiązań alternatywnych, umożliwiających rezygnację z klimatyzacji. Można na przykład posadzić drzewa. Zieleń nie tylko ochroni przed słońcem, ale także dzięki parowaniu nieco schładza okolicę. Nie bądźmy drobiazgowi i nie dociekajmy ile czeka się na założenie klimatyzacji, a ile na wyrośnięcie drzewa. Bez gwarancji, że go pierwsza większa wichura nie wyrwie z korzeniami. Badania potwierdziły, że jeśli temperatura dochodzi do na przykład 40 stopni, to dzięki drzewom ulegnie obniżeniu nawet do 39°C. Gra warta świeczki.
Badania wykazały, że na całym świecie inwestowanie 100 milionów dolarów rocznie w drzewa uliczne dałoby 77 milionom ludzi obniżenie maksymalnej temperatury o 1°C w upalne dni
Nie warto nawet pytać ile by dało inwestowanie 100 milionów dolarów w ograniczenie emisji dwutlenku węgla.
Innym sposobem są okiennice i żaluzje. Okiennice w blokach to rzadki widok, żaluzje częstszy. Można także wyposażyć okna w białe zasłony. To wszystko po to, by słońce nie nagrzewało… szyb. Bo w mieszkaniu nie robi się gorąco dlatego, że do wnętrza dostaje się rozgrzane powietrze z zewnątrz, lecz dlatego, że słońce świeci i grzeje szyby. I tu dochodzimy do clou, zwanego też czasami sednem, do pomysłu mojego autorstwa. Prawdę powiedziawszy pomysł nie jest mój, ale jest tak genialny i prosty zarazem, że nie mogę się oprzeć, żeby się nań nie połaszczyć i go sobie nie przywłaszczyć.
Jedyne co trzeba zrobić żeby móc się obyć bez klimatyzacji, to zejść do piwnicy i przynieść kilka niepotrzebnych kafelek łazienkowych. Jeśli własna piwnica okaże się ich pozbawiona trzeba pomęczyć sąsiadów. Płytki wkładamy do zamrażalnika i niech marzną. Gdy gorąc zrobi się nie do wytrzymania wyjmujemy je i przykładamy do najbardziej rozgrzanych okolic ciała. W nocy z kolei, gdy trudno zasnąć, gdy zlani potem kręcimy się z boku na bok, układamy je sobie na łóżku, kładziemy się na nich i natychmiast zasypiamy. Zastąpienie kafelek cegłami sprawi, że efekt będzie murowany.
Obejrzałam filmik o nawałnicach i rozważam wycięcie kilkunastu sosen, które rosną tuż za ogrodzeniem. Pewnie mi do jutra przejdzie, ale są dużo wyższe od budynku gospodarczego i mogą uszkodzić dach. Muszę to przemyśleć.
Przez całe dzieciństwo i długo potem mieszkałem za pasem świerków po jednej stronie domu i modrzewi po drugiej. Osłaniały od wiatru. Oczywiście wtedy wiatry wiały nie tak uroczo jak dzisiaj. Ale jeśli wiatr wywali drzewa, to istnieje duża szansa, że jak ich nie będzie, to zerwie dach. Ale w dzisiejszych czasach nie ma dobrych rozwiązań. Można żałować zarówno tego, że się coś zrobiło jak i tego, że się nie zrobiło. Sosnę trudniej wywrócić niż świerka, który ma bardzo płytki system korzeniowy. W Nowym Targu wczoraj zerwało dach z bloku mieszkalnego.
Kilkanaście sosen, to duże zagrożenie. Złotego środka nie ma, nie wiadomo, co lepsze – zostawić, czy wyciąć. Może wycięcie drzew najbliżej rosnących za ogrodzeniem będzie dobrym rozwiązaniem, ich brak z pewnością przyczyni się do większego komfortu psychicznego, gdy rozszaleje się nawałnica.
Wręcz przeciwnie, lepiej oprze się nawałnicy i ochroni kilkanaście sosen niż jedna czy dwie. Nie mówię o trąbie powietrznej, bo tej się nic nie oprze. Zależnie od tego jak daleko są sąsiedzi i kierunku wiatrów mogą ochronić na przykład od latających dachów czy innych elementów latających. A na pewno tłumią podmuchy idące bezpośrednio na dom.
Szkoda mi tych sosen, mają ponad 20 lat , w sumie jest ich 11, kilka wycięliśmy parę lat temu. Na razie je zostawię, wczoraj ćwiczyłam przy nich:-) Przed domem mam srebrnego świerka, trochę go mąż skrócił. Górne gałęzie poszły w górę, daje dużo cienia i oczyszcza powietrze.