Padły słowa

Zostałem zmuszony do wymiany telefonu. Nie żebym bardzo chciał, ale ilekroć go wyjmowałem żeby zadzwonić czy odebrać znajomi grozili, że zadzwonią na policję z pytaniem czy któreś muzeum nie zgłosiło kradzieży. Chcąc uniknąć ciągnącego się w nieskończoność śledztwa, pytań o kontakty, słowem nieprzyjemności, udałem się do sklepu i zamówiłem najnowszy model, którego premiera została zapowiedziana w tym miesiącu. Chciałem mieć gwarancję, że minie sporo czasu zanim nabytek znowu stanie się obiektem muzealnym. Cała rodzina zleciała się oglądać nowe cacko. Sam wyświetlacz był kilka razy bardziej „wypasiony” od pierwszego monitora kolorowego, czternastocalowego, który obraz miał ujęty w zgrabne, grube na palec czarne ramki. Takie to było „czternaście cali”.

Telefon został wyposażony w procesor z imponującą liczbą rdzeni. To sprawia, że jest tak szybki, że nie zdążę pomyśleć, a już dzwoni. Głównie z kieszeni. Ani chybi dla jaj, ponieważ pod przypadkowy numer. Z kolei gdy ktoś dzwoni, to zanim go wyciągnę już jest rozłączony. Bo ekran się włącza, odrzucenie połączenia to przeciągnięcie wzdłuż, a odbiera się przeciągając w poprzek. Zagłębiłem się w ustawienia, zaktualizowałem oprogramowanie i nieco pomogło, ale ponieważ do ustawień jest dostęp z pominięciem blokady wyświetlacza, więc od czasu do czasu a to dzwonek nie działa, a to zmienia się tapeta, a to znikają ikony z pulpitu. Nie zważając na psikusy nowoczesnej technologi działającej wspólnie i w porozumieniu z nowoczesnym oprogramowaniem dziurawym jak sito, zadzwoniłem do operatora i zażądałem internetu. Rozsiadłem się w autobusie, wyjąłem swoje nowe cacuszko, chwilę gładziłem je czule, żeby wszyscy widzieli, wklepałem adres internetowy i… nic. Czekam. Czekam. Rzucam na boki nerwowe spojrzenia, czy ktoś widzi, że nic się nie dzieje. Wreszcie jest! Załadowała się niezliczona liczba obrazków i reklam i można było przeglądnąć zawartość. A przecież internet nie jakieś tam gie, tylko tych gie chyba z pięć albo więcej. I jak tak sobie czekałem aż załadują się kolejne strony, to tak sobie myślałem, czy oferenci treści chronionych prawem autorskim do piątego pokolenia mają swoich użytkowników za idiotów i dlatego każdy materiał ilustrują obrazkiem?

Zdjęcie kilku czarnych samochodów, fragment czerwonego dywanu. Tytuł brzmi »Awaria limuzyny Macrona. Od prezydenta Dudy wyjechał nieopancerzonym autem«. Dotknąłem. Po chwili moim oczom ukazał się obrazek i tekst. Dowiedziałem się z niego, iż

Opancerzony Renault Espace, którym prezydent Francji Emmanule Macron przyjechał do prezydenta Dudy, odmówił posłuszeństwa i nie drgnął z miejsca

Zwykle ktoś, a także samochód, nie rusza z miejsca, stoi jak wmurowany, ani drgnie. Nie słyszałem o przypadku by ktoś lub coś „drgało z miejsca”. To dowodzi, że zwana przez złośliwych deformą reforma szkolnictwa niewiele zmieni na gorsze, bo źle jest od dawna. Ludzie legitymujący się dyplomami wyższych uczelni często nie potrafią posługiwać się językiem ojczystym, nie znając słów często wtrącają angielskie określenia i zwroty, a jak już użyją jakiegoś polskiego, to często wiadomo o co im chodzi. Czego nauczy dzieci ktoś, kto sam nie umie? Czy może dziwić, że Polakom tak trudno dogadać się ze sobą? Ustawodawca dostrzegł problem. Uznał, że „walka zaborców i okupantów z językiem polskim była narzędziem wynaradawiania” i nie reaguje gdy z językiem polskim walczą sami Polacy w mediach i nie tylko. Konia z rzędem temu, kto wie, że o język ojczysty dba Rada Języka Polskiego? Działa tak prężnie, że na wszelki wypadek informacji nie opatruje datą, żeby nikt nie zorientował się pojawiają się niebywale rzadko.

Media dawno już zatraciły swoją informacyjną rolę. Być może kreowanie rzeczywistości lepiej się sprzedaje. Dziennikarzom, zwanym czwartą władzą, ta władza ewidentnie uderzyła do głowy. Choć mają problemy z językiem polskim, często nie rozumieją tego, o czym piszą, to nie przepuszczą żadnej okazji, żeby czegoś nie ocenić, nie sklasyfikować. P. Kidawa Błońska na Facebooku prowadziła rozmowę z użytkownikami. Na pytanie p. Krystyny Czy czuje pani wsparcie kolegów z PO i czy możemy mieć nadzieję, że da pani radę pokonać zwolenników PiS-u  odparła Tak! Czuję wsparcie i kolegów i koleżanek z PiS-u, bo jesteśmy jedną drużyną i chcemy wygrać te wybory, ale ja bym chciała pokonać władze PiS i PiS natymas [?] obywatelej nie, bo każdy z nas ma prawo mieć swoje poglądy, ale ważne, żebyśmy potrafili być razem. Ja chcę pokonać prezydenta Dudę i chcę zachęcić zwolenników prezydenta do współpracy ze mną, żeby mi po prostu zaufali i jestem przekonana, że jest to możliwe. Na co zwrócił uwagę dziennikarz? Na to, że po wyborach w towarzystwie Kidawy-Błońskiej nadal będziemy widywali Krzysztofa Szczerskiego, Andrzeja Derę, Pawła Muchę, Andrzeja Zybertowicza? Skąd! »Wpadka Kidawy-Błońskiej. Padły słowa, których nikt się nie spodziewał« — ryczy w tytuł, bo profesjonalista potrafi odróżnić wpadkę od przejęzyczenia na pierwszy rzut oka lub ucha! A przecież swego czasu równie gorliwie Andrzeja Dudę, kandydata z ramienia PiS-u, wspierali koledzy z PO. Wsparcie było tak skuteczne, że gdyby kampania potrwała jeszcze miesiąc Duda wygrałby w pierwszej turze. Niepodpisany autor jest przekonany, że  sądzi się ‚na temat’, a nie ‚o’.

P. marszałek Witek dostrzegłszy, iż PiS radzi sobie coraz gorzej udała się z towarzyszami parlamentarzystami na Jasną Górę, by tam powierzyć Polskę Matce Bożej. Matka Boża każdego dnia spotyka się z tysiącami pielgrzymów, którzy przynoszą jej swoje zawierzenie. Ja także mam swoje osobiste zobowiązania wobec Niej. Jakie? Chcemy powierzyć Matce Bożej naszą Ojczyznę, oddać Jej wszystkie sprawy, żeby Ona to wzięła do siebie i w ten sposób działała przez nas, byśmy byli jej narzędziami. Pierwszą decyzją po powierzeniu było zawieszenie sędziego Juszczyszyna. Okazało się, że „żaden sędzia nie może przekraczać granicy prawa”. Tak orzekł sędzia, który zgodnie z obowiązującym prawem nie ma prawa orzekać. Na inicjatywę marszałek Witek et consortes zareagował Robert Biedroń, który wolałby, żeby politycy pielgrzymowali tam, gdzie jest ich miejsce. Słowa Biedronia zostały sklasyfikowane jako ‚ostre’, choć wydźwięk traktującego o ostrych słowach materiału można zaliczyć do ‚tępych’.

Charakterystyczne, że jedno i to samo w jednym medium bywa ‚ostre’ bądź ‚mocne’, a w innym ‚skandaliczne’ lub ‚niedopuszczalne’. Choć jeśli chodzi na przykład o p. Jachirę z Koalicji Obywatelskiej, to jej satyra „razi” solidarnie jednych i drugich. Ujawnienie list poparcia do KRS w postaci ponumerowanych pozycji przy których nie było nazwisk nikogo nie obraziło, ale już w ten sam sposób przedstawiony dekalog oburzył niemal wszystkich. Portal naTemat napisał tak:

Klaudia Jachira przyzwyczaiła już do tego, że swoim zachowaniem razi także wyborców opozycji. W najnowszym nagraniu, które zamieściła na swoich profilach w mediach społecznościowych, zrobiła coś, co wiele osób odebrało jako kpinę z 10 przykazań.

Dwa zdania, a jakże wymowne. Nie jest ważne co przekaz niesie, ale jak jest odbierany przez kogoś, kto nie wie o co chodzi, ale czuje, że to obraża mu uczucia, a niewykluczone, że także jego samego. Można by pokusić się o wytłumaczenie, ale żeby coś wytłumaczyć trzeba to zrozumieć. A złapać się za głowę i kiwać głową z politowaniem nawet małpa potrafi.

Media schodzą na psy. Niewiele tytułów „trzyma poziom” i rzetelnie informuje, oddzielając komentarz od informacji. Wiele wprowadziło opłaty za dostęp do publikowanych przez siebie materiałów, choć ich poziom, a zwłaszcza rzetelność, pozostawia wiele do życzenia. Niewykluczone, że powodem spadku zainteresowania jest mniej lub bardziej świadomy opór światlejszych czytelników, którzy nie życzą sobie by ktoś za nich decydował co jest ostre, co niedopuszczalne, co obraża, a co jest śmieszne.

Polska nie podniesie się, Polacy nie znajdą wspólnego języka dopóty, dopóki media po obu stronach będą swoim lustrzanym odbiciem. Może wyborca PiS-u potrzebuje wskazówek, może jemu trzeba już w tytule sugerować co ma myśleć. Jednak można domniemywać, że wyborcy innych ugrupowań nie są aż tak tępi i potrafią samodzielnie wyrobić sobie pogląd, ocenić sytuacje, poziom wypowiedzi. Jednych bawią przaśne dowcipy Jana Pietrzaka, ale trzeba uszanować także poczucie humoru tych, którym podobają się żarty Jachiry. Jakość satyry bowiem poznaje się po tym jakie emocje wzbudziła. Poza tym już starożytni Polacy zauważyli, że

Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka:
Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Swój telefon traktuję jako urządzenie, które ma tylko formę usługową. Nie chodzę po chodnikach miasta wpatrzona w ekran, nie zerkam czy jakiś sms przyszedł, nie czytam wiadomości fb (bo konta tam nie mam), nie korzystam z internetu w telefonie.

    Ze sobą zabieram go tylko wtedy, gdy wychodzę z domu na dłużej, tj. ponad jedną godzinę, bo takie są potrzeby domowe. Nie biorę go do sklepu, nie biorę do fryzjerki. Gdy wracam, to zaglądam czy ktoś dzwonił (jeśli akurat o tym pomyślę).

    Rodzina i znajomi o tym wiedzą. Niektórzy krytykują, a ja mam jedną odpowiedź: „wolnoć Tomku w swoim domku”. Krytyka niezasadna i nie jest przyjmowana.

    Najchętniej to miałabym taki mały telefon, gdzie można korzystać tylko z rozmów i sms.Dlaczego więc mam smartfona? Bo synowie przysyłają zdjęcia, filmiki z wyjazdów. poza tym zdjęcia wnuczków.

    Czy jestem staroświecka i uparta? No, jestem, ale co w tym złego, gdy na ogół humor mnie nie opuszcza, nie czepiam się innych o ich upodobania.Wprawdzie znajomi popatrują na mnie dziwnie, gdy się spotykamy (także przypadkiem, na ulicy) i mówią: ale dziś mocno wieje. Na co zawsze zgodnie z prawdą odpowiadam: uwielbiam wiatr, dziś tak mocno znowu nie wieje.

    A jak dziś wieje? Dość mocno patrząc na drzewa. No i mew na sąsiednim dachu nie ma, gdzieś się przed wiatrem ukryły.

    A ja? Od zawsze lubię iść trochę pod wiatr. Ten dobroczyńca oczyszcza powietrze, niesie chmury deszczowe, a że bywa czasami bardzo silny? też dobrze.

    Teraz czekam na wicher historii, który wymiecie wszelkie ludzkie szpargały (manele, tłumoki, tałatajstwo) i da możliwości zaistnienia ludziom prawym i szlachetnym.[ czy to marzenie realne?]

      1. W nocy huk wiatru był ogromny. Ale to nie pierwszyzna na Wybrzeżu. Jednak kuracjusze, gości hotelowi, którzy mieszkają nad samym morzem, musieli mieć niesamowite wrażenia. Niezapomniane. Jednak taki wiatr zdarzył się tej zimy po raz pierwszy. Po prostu Boreasz ma już dość podstępnych wiatrów z południa i wschodu. Zimą ma wiać z północy lub zachodu i już, dlatego pokazał swą moc.

        Wiało i padało. Teraz chmury już wysoko na niebie, deszcz nie pada.W zapowiedziach meteo 30-40 km/godz, ale w porywach do 80 km/godz. czyli wtedy iść prosto jest trudno. Ale wystarczy trochę się skulić i problemu nie ma.

        W Kołobrzegu jest czas ferii, ale dzieci nie widać.