… oraz dalsze doskonalenie systemu kontraktacji

Na początku był… Wiemy co było na początku, przejdźmy więc od razu do tego, co było potem. A potem było już z górki. Pewien mieszkaniec pewnej osady zauważył, że konie podkute są bardziej wydajne i mniej podatne na okaleczania, więc otworzył kuźnię i zaczął je podkuwać. Interes szedł dobrze, aż pewnego poranka pojawił się pan na koniu i oznajmił, że jak kowal nie będzie mu oddawał dziesiątej części utargu, to on mu gębę skuje. A co dostanie w zamian za te 10%? Gwarancję, że gęba pozostanie nieskuta. Niedługo potem pojawił się pleban i też zażądał dziesięciu procent dla siebie w zamian oferując przychylność niebios.

Czasy się zmieniły i państwo wzięło na siebie obowiązek ochrony gęby przed skuciem, budowy szlaków komunikacyjnych, transportu, komunikacji, edukacji… Im więcej państwo na swe barki brało, tym drożej to kosztowało. W końcu ktoś wpadł na pomysł, żeby wszystko zrobić państwowe i w ten sposób zapewnić powszechne szczęście i dobrobyt. Ten pomysł nie wypalił, gdzieniegdzie skutkując wręcz głodem i pociągając za sobą ofiary, więc go zarzucono i powrócono do koncepcji zakładającej, że prywatny przedsiębiorca produkuje, sprzedaje, a jak mu to dobrze idzie, to rozwija firmę i zatrudnia pracowników. Ponieważ jednak władzy nie na rękę jest, że pracownik wie ile kosztuje pracodawcę, więc wymyślono pojęcie płacy brutto. Przy czym płaca brutto to nie płaca netto plus wszystkie obciążenia, ale płaca netto plus część obciążeń.

Rozumowanie racjonalizatorskie przebiegało mniej więcej w ten deseń, że jak zatrudniasz pracownika, to ten pracownik cię kosztuje. Ale umówimy się, że nie powiemy mu prawdy. Niech myśli, że kosztuje mniej niż w rzeczywistości. Podzielimy więc obciążenia tak, że część, tak na niby, płaci pracownik. I to nazwiemy płacą brutto. Reszta, którą płaci pracodawca, to jej nie nazwiemy, bo po co, skoro płaci potajemnie, żeby pracownika nie stresować? Dzięki temu pracownikowi wydaje się, że jak zarabia 1.181,38 zł na rękę, czyli 1.600 zł brutto, to pracodawca płaci za niego 1600 zł a nie 1929,76. Gdy tak liczona płaca „brutto” wzrośnie o 100 zł, to pracownik dostanie 69 zł i 53 gr podwyżki, a pracodawca będzie to kosztowało 120,61 zł więcej. Takie machlojki podczas wypłaty pomagają władzy utrzymać powszechne przekonanie o niskich podatkach i chciwych pracodawcach.

Zwykle jest tak, że usługodawca oferuje jakąś usługę, a usługobiorca korzysta z niej w miarę potrzeby. Usługodawca stara się poprawiać jakość usług, bo im więcej klientów tym większe zyski, a zadowoleni klienci polecają go znajomym. Ale można, bo niby dlaczego nie, postawić sprawę na głowie i zawrzeć zarówno z usługodawcami jak i z usługobiorcami tak zwaną umowę społeczną. Umawia się więc władza ze społeczeństwem, że społeczeństwo będzie płacić niezależnie od tego, czy potrzebuje, względnie skorzysta. Władze te pieniądze przepuści przez — powołany specjalnie na tę okoliczność — system, przeznaczając zebrane pieniądze w pierwszym rzędzie na pokrycie kosztów funkcjonowania systemu. Resztę przeznaczy na utrzymywanie usługodawcy w stanie permanentnej gotowości, a dopiero to co zostanie spożytkuje na umówiony cel. Że usługodawca nie będzie miał motywacji do poprawienia jakości usług? No to co? Przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, że my się tak umawiamy jak w sprawie tej płacy brutto, na niby. Bo celem nie jest usługa, ale składka którą macie obowiazek przymusowo płacić. Tak się przecież umawialiśmy. W przeciwnym razie nikt nie potrzebowałby łaski, tylko po prostu wszedł, skorzystał, zapłacił i wyszedł, jak to ma miejsce w przypadku np. kanałowego leczenia zęba. W ostateczności usługobiorca mógłby wykupić polisę i usługodawca kosztami obciążałby ubezpieczyciela. Tylko jaki w tym interes ma państwo i tysiące urzędników? Co w takim razie można powiedzieć płacącym składki roszczeniowcom, którzy uważają, że skoro płacą, to im się należy? Ano, że płacą za mało i że nigdzie na świecie taki system się nie sprawdził. Nie wiedzieliście o tym?!

Swego czasu robotnicy domagali się socjalizmu z ludzką twarzą. Szybko okazało się, mimo wysiłków, że nie da się, bo ten system nie ma ludzkiej twarzy. Choć ta wiedza jest powszechna, kierowany przez byłego członka Biura Politycznego PZPR rząd wprowadził klasycznie socjalistyczne rozwiązania w służbie zdrowia. Choć obie partie „prawicowe” wypisały sobie na sztandarach likwidację tego tworu, żadnej nie stało odwagi, by to zrobić. Zamiast tego jedna z nich zlikwidowała swój program wyborczy z tego okresu (pytanie za 10 punktów: która, skoro nie ta?) Podobno liberalna, a na pewno liberalna inaczej Platforma poszła jeszcze dalej niż członek Biura Politycznego i twórca socjalistycznego Funduszu Zdrowia (nie wiedzieć czemu zwanego Narodowym), czy nawet Hilary Minc, zwycięzca bitwy o handel w latach pięćdziesiątych. Otóż Platforma wymyśliła to, co nawet komunistom w stalinowskiej Polsce nie przyszło do głowy — zakaz oferowania towarów, w tym przypadku leków, po niższych cenach i zakaz reklamowania się.

Nawiasem mówiąc teraz, idąc za ciosem, w ten sam sposób „reformuje” system emerytalny ustalając z aptekarską dokładnością ile czego prywatne Otwarte Fundusze Emerytalne mogą kupić i także zakazując im reklamowania się. Ciekawostką może być fakt, że ustawy w sprawie transgranicznej opieki medycznej jak nie było, tak nie ma. Z publikacją wysmażonej na poczekaniu ustawy mającej zapobiec wyjściu na wolność, po dwudziestu pięciu latach odsiadki, groźnego przestępcy także nie udało się zdążyć na czas. A w sprawie OFE nie tylko ustawę udało się wypichcić i przepchnąć przez sejm w kilka dni, ale i rozporządzenia już są gotowe. Ani chybi cud!

Jeśli komuś jeszcze wydaje się, że można doskonaląc system kontraktacji trzo… usług medycznych zlikwidować kolejki i poprawić jakość usług, to pogratulować optymizmu. Nie udało się w PRL-u, nie uda sie w RP bez względu na numer.

Dodaj komentarz