Odważna odpowiedzialność

Podziwu godna jest konsekwencja z jaką przyroda punktuje głupców. Zwłaszcza w kraju leżącym w samym środku Europy. Na tych terenach nie musi się zresztą zbytnio starać ze względu na to, że zamieszkiwane są przez nację pozbawioną umiejętności wiązania skutków z przyczynami i uczenia się na błędach. Warto zauważyć, że już 500 lat temu pewien duchowny zauważył, że wbrew obiegowej opinii wrogów narodu Polak jest niebywale konsekwentny. To oznacza, że jest równie głupi przed jak i po szkodzie. Zwłaszcza wtedy, gdy celem nie jest zbadanie sprawy, by zrozumieć jak do nieszczęścia doszło i  dlaczego i w przyszłości nie popełniać tych samych błędów, lecz po to, by wykazać, że to „nie nasza wina”. Doskonałym przykładem jest wypadek premier Szydło. Zamiast zbadać sprawę i wyciągnąć wnioski usiłuje się winę zrzucić na uczestnika kolizji. Skutek jest taki, że do wypadków z udziałem pojazdów nowej Służby Ochrony państwa dochodzi regularnie i coraz częściej. Wice mini ster spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik przedstawił jak niekompetencja, niedoświadczenie i niewyciąganie wniosków wygląda w praktyce:

Liczba zdarzeń drogowych z udziałem pojazdów Biura Ochrony Rządu (BOR) i następnie SOP wynosiła w 2016 r. 25 (z czego w 11 przypadkach winę za ich spowodowanie ponosili kierowcy BOR). W 2017 r. – 34 (w tym 18 zdarzeń spowodowanych przez kierowców BOR), w 2018 r. – 35 (w tym 16 zdarzeń spowodowanych przez kierowców SOP) oraz w 2019 r. – 74 (w tym 43 zdarzenia spowodowane przez kierowców SOP).

Tysiące lat temu stwórca przekazał ludziom wiele rad, zaleceń, nakazów i zakazów. Ludzie zlekceważyli praktycznie wszystkie, poza dwoma: „idźcie i rozmnażajcie się” oraz „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Jeśli realizacja pierwszego przebiega sprawnie i bez zakłóceń, to z drugim są coraz większe problemy. Czynienie ziemi poddanej sochą i wołami szło powoli, acz sprawne. Gdy jednak zaczęto ją zniewalać maszynami napędzanymi ropą i węglem okazało się, że zamiast stawać się coraz bardziej uległa coraz bardziej wierzga. Wygląda na to, że stwórca nieco przecenił inteligencję stworzonego przez siebie na swój obraz i podobieństwo stworzenia. Oczywiście nie można uogólniać. Niemała liczba ludzi rozumie co się dzieje, zna przyczyny i wie jak nieszczęściu zaradzić. Niestety, większość skupia się wyłącznie na tu i teraz. Gdy rząd (na szczęście nie polski) coś chce dla klimatu zrobić, to ci, którzy mogliby na tym nieco teraz stracić protestują. Gdy w wyniku zmian klimatu tracą, to protestują i domagają się, by rząd coś w ich sprawie zrobił. Najlepiej wypłacił odszkodowania za straty.

A tymczasem przyroda powoli acz niebywale konsekwentnie wskazuje człowiekowi miejsce w szeregu, zaś głupcom w szczególności. Dlatego najpierw w środku Europy panowała susza. Gdy zdziesiątkowała plony zaczęło padać, a gdzieniegdzie lać. Wyschnięta ziemia nie przyjmowała wody, a ta spływając zalewała niżej położone pola i sioła. To sprawiło, że szybko zapomniano o suszy i zamiast inwestować w to, by bezcenna woda nie spływała tylko rozlewała się, gromadziła i służyła w czasie suszy znowu mówi się o inwestycjach w wały przeciwpowodziowe i meliorację. Choć nie od dziś wiadomo, że regulacja rzek nie tylko nie zapobiega powodziom, ale je nasila, a straty są coraz większe, to pobożny ludek zamieszkujący dorzecze Wisły i Odry niczego się nie uczy, żadnych wniosków nie wyciąga. Wręcz przeciwnie, przyklaskuje szalonym pomysłom regulacji rzek i budowy kanałów łączących Bałtyk z Morzem Czarnym, Bug z Dnieprem, Wisłę z Odrą, Wołgą, Dunajem, Nilem itp. Skąd w tych kanałach weźmie się woda nikt nawet nie próbuje dociec. Nikt także nie zaprząta sobie głowy problemem skąd się bierze prąd w gniazdu. Dopóki jest. Coś, co spędza sen z powiek, to wyłącznie ceny.

Gdy po trwającej przez zimę i sporą część wiosny suszy zaczęło intensywnie padać, okazało się, że jeśli dawniej drogowców zaskakiwała zima, to teraz polski system energetyczny jest w stanie zdestabilizować ulewa. Na portalu wysokienapiecie.pl czytamy, że przez mżawkę chluba i duma polskiej energetyki, elektrownia Bełchatów musiała zmniejszyć produkcję prądu.

− W wyniku ulewnego deszczu dzisiejszej nocy doszło do zalania jednej z trzech funkcjonujących w Elektrowni Bełchatów przesypowni nawęglania. Awaria spowodowała wyłączenie czterech bloków energetycznych. Woda z zalanego pomieszczenia została niezwłocznie wypompowana – wyjaśnia w komunikacie przesłanym portalowi WysokieNapiecie.pl Sandra Apanasionek, rzeczniczka prasowa PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.

Ale nie tylko deszczyk może sparaliżować polski system energetyczny. Groźny jest także wiatr i… polskie „czarne złoto”:

Awarię instalacji odsiarczania miał nowy blok węglowy o mocy 900 MW w Elektrowni Opole. Kolejne bloki, w tym największy blok w Elektrowni Bełchatów, musiały ponadto zmniejszyć moc z powodu słabej jakości węgla.

Polska balansuje na bardzo cienkiej linie. Klimat nie tylko stanowi zagrożone dla bezpieczeństwa żywnościowego, ale także energetycznego. Dlatego póki można, póki odbywają się wybory, nie wolno stawiać na ludzi, którzy pilnie wsłuchują się w głos ludu i działają zgodnie z zasadą „jakoś to będzie”, który zagwarantuje, że „będzie tak jak było”? Nie będzie, a cierpieć będą wszyscy, zarówno ci, którzy przez zaniedbania do nieszczęścia doprowadzili, ci, którzy ich popierali i wybrali i ci, którzy ostrzegali i do katastrofy ręki nie przyłożyli. Bo dziś nad przepaścią balansuje cały świat.

Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w parodii przemówienia Gomułki padły prorocze słowa: „przed wojną staliśmy nad przepaścią, a obecnie zrobiliśmy ogromny krok naprzód”. Nieco ponad dziesięć lat później Polska Ludowa ogłosiła niewypłacalność. Dziś sytuacja powtarza się, z tym, że wydarzenia nabrały tempa. Komunistom doprowadzenie kraju do bankructwa zajęło ponad 30 lat, nieudolnej władzy wystarczy kilkanaście.

Wyobraźmy sobie, że straż pożarna ma zbyt mało sprzętu. Na rynku, z uwagi na ogromne zapotrzebowanie, brakuje pomp i sikawek. W tej sytuacji zawierany jest kontrakt z krawcem, który zobowiązuje się dostarczyć potrzebne urządzenia. Mija kilka miesięcy a sprzętu jak nie było, tak nie ma. Ale nic się nie stało, ponieważ krawiec zwrócił część pieniędzy. Nagle wybucha pożar i okazuje się, że nie ma czym go ugasić. To sytuacja wydumana. Jak było w rzeczywistości tłumaczy sam premier. Otóż dziś już mało kto pamięta, że dwa, trzy miesiące temu sytuacja na świecie była taka, że Stany Zjednoczone już załadowane samoloty dla innych krajów potrafiły przepłacać i kupować. Podobnie Francja, podobnie jakieś inne wielkie kraje. Każdy zabijał się o maski, maseczki, fartuchy, kombinezony, respiratory. Wszyscy na świecie ten pożądany towar poszukiwali gdzie tylko można. Wszyscy, z wyjątkiem polskiego rządu, który z dumnie podniesioną głową w tym szaleństwie udziału nie brał, nie szukał, nie przepłacał za samoloty, ponieważ wiedział, że ten pożądany przez wszystkich towar znajduje się w posiadaniu instruktora narciarskiego i producenta motolotni. Dlatego jestem bardzo wdzięczny ministerstwu zdrowia, panu ministrowi Szumowskiemu, że wziął na siebie tą odważną odpowiedzialność i uratował tysiące, a tak naprawdę dziesiątki tysięcy istnień ludzkich… kupując bezużyteczne maseczki i ani jednego respiratora. Wszędzie, na całym świecie szukaliśmy respiratorów. Kupiliśmy je tam, gdzie można je było kupić i po cenie po jakiej wtedy można było kupić. Szkopuł w tym, że wydali miliony, a niczego nie kupili.

Jak te zakupy wyglądały? Według posła Szczerby 14 kwietnia rano została podpisana „umowa ramowa”, a chwilę później, o 9:27, zamówienie na 4 rodzaje respiratorów. W ciągu dwóch godzin do ministerstwa trafiły cztery faktury „pro forma”. Już o 13:02 na konto producenta motolotni wpływa 8,8 miliona euro, dwie minuty później 9 milionów, o 13:23 5,6 miliona, a o 13:25 kolejne 11,6 miliona. W ciągu kilkunastu minut wypłacono bez żadnego trybu około 160 milionów złotych. Módlmy się, żeby Duda nie podpisał w Stanach kontraktu na zakup rakiet u producenta fajerwerków.

Polska przetrwała potop szwedzki, zabory, dwie wojny, radziecką dominację, a kres jej istnieniu może położyć zwykła głupota. We wspomnianej parodii Gomułka postuluje, by do hymnu dodać ‚dlaczego’. Niepotrzebnie. Wystarczy pytajnik na końcu.

Dodaj komentarz