Nihil novi sub sole

Wspomnienia z wczesnej młodości. Bardzo wczesnej. Migawki, których zwykle z tak wczesnego dzieciństwa nie pamięta się. Środek lata. Rzeka, nad rzeką kilkuletnie dzieci pod opieką okutanych od stóp do głów w smoliste szaty kobiet. Dzieci chcą wejść do wody. Nie wolno, bo sobie majtki zmoczą. Żeby temu zapobiec jeden chłopczyk wskakuje do wody nago. Po wyjściu na brzeg dostaje lanie, bo nie dość, że złamał zakaz, to jeszcze posiał zgorszenie. Inna scena. Piaskownica. Dzieci bawią się. Jedno drugiemu zabrało autko. Ukarane jednak zostało nie to, które zabrało, ale to któremu zabrało. Dlaczego? Niestety, wyjaśnienia tego fenomenu pamięć nie udostępnia. Nagminne było ściąganie majtek chłopcom i lanie. Za mniejsze przewinienia ręką, za większe rózgą z wikliny. Niektóre dzieci miały krwawe pręgi i pupy w strupy. Co na to rodzice? Tu także pamięć nie pozwala na udzielenie odpowiedzi. Ale brak reakcji sugeruje pełną aprobatę dla metod wychowawczych służebnic pańskich.

To nie są odosobnione przypadki. Wiele osób, które w dzieciństwie wpadły w łapy rozmodlonych ludzi, przeważnie kobiet, pozbawionych rodzin, instynktu macierzyńskiego, często także wyższych uczuć pamięta. Przerażające jest to, że często trauma z czasów dzieciństwa i wspomnienia koszmarów nie powstrzymują ich przed oddaniem swoich pociech w łapy zwyrodnialców. Zachowują się tak, jakby na swoich dzieciach chcieli odegrać się za krzywdy, których doznali. Oczywiście nie można uogólniać. Zdarzają się ludzie wspaniali nawet wśród sług i służek bożych, ale marna to pociecha dla skrzywdzonych. Żadną pociechą nie jest także świadomość, że nasi w porównaniu z innymi, irlandzkimi czy kanadyjskimi, są wprost aniołami. Oczywiście z tego, że nic podobnego dotąd nie zostało ujawnione wcale nie wynika, że nie miało miejsca. Bo wszystko jest możliwe w kraju, w którym czternastoletnia dziewczynka jest wielokrotnie gwałcona, a sąd orzeka, że sama sobie winna, bo  na wszystko się godziła, a poza tym miała „pomalowane paznokcie, farbowane włosy i makijaż”, więc wyglądała na starszą.

Sprawa DPS-u w Jordanowie „zbulwersowała” wielu, pisk podniósł się wielki, ale taki jakby nieszczery i pod przymusem. Mleko się rozlało, trzeba było zająć stanowisko, więc zajęto. Po raz pierwszy od wyboru uaktywnił się nawet niebywale aktywny tak zwany Rzecznik Praw Obywatelskich. Jeślioznajmiłinformacje, które do nas docierają, się potwierdzą, to jest to dramatyczny obraz znęcania się nad ludźmi, upokarzania ludzi. Nikt nie wpadł na to, że znęcanie się nad upośledzonymi dziećmi to dramatyczny obraz, a Wiącek wpadł. To kolejny raz potwierdza głoszoną tu i ówdzie dość popularną tezę, że jeśli PiS na kogoś się zgodzi i go poprze, to musi to był osoba wybitna, niebywale kompetentna i aktywna. Przypomnijmy — przypomina Rzecznik — że mamy do czynienia z ludźmi najsłabszymi, czyli z dziećmi z niepełnosprawnościami, a to są ludzie, którzy powinni znajdować się pod szczególną opieką ze strony państwa. I właśnie dlatego Wiącek będzie analizował, sprawdzał i prosił. Dokonam analizy stanu prawnego i będę sprawdzał, czy w obecnym stanie prawnym instrumenty kontrolne są wystarczające. Do takich przypadków nie może dochodzić w XXI wieku, w państwie, w którego centrum jest ochrona godności człowieka.

Każdy głupi wie, że jak instrumenty kontrolne są wystarczające, to do dramatycznych obrazów znęcania się nad ludźmi nie dochodzi. Tym niemniej skoro już doszło, i to w takim miejscu, to Oczywiście oczekuję, że te informacje zostaną zweryfikowane zarówno w procedurze kontrolnej prowadzonej przez wojewodę, jak też jak wiemy zostało wszczęte postępowanie prokuratorskie i należy oczekiwać niezwłocznego działania w celu wyjaśnienia tej sprawy. Zastrzeżenia typu „jeśli to prawda”, „czekam na weryfikację informacji” i podobne pojawiają się zawsze wtedy, gdy sprawa jest niewygodna i trzeba zrobić wszystko by jej ukręcić łeb. Tym bardziej, że w ośrodku koszmar trwał lata bez żadnej reakcji ze strony organów kontrolnych. Poza tym to przecież nie są odosobnione przypadki. Dwa drastyczne przykłady. Rok 2009.

Bicie po twarzy, szarpanie za włosy i szturchanie – takie sceny nagrał przypadkowy turysta kamerą cyfrową. Dramat dzieci odbywał się w Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek w Studzienicznej.

Rok 2014.

W ośrodku pracowało osiem sióstr, nie było psychologa. Pozostałe siostry podporządkowały się systemowi kar dyrektorki. Dziewczynkom za karę wkładały mydło do ust, wiązały do słupa lub kaloryfera, myły w zimnej wodzie. „Koleżanka przybiegła do mnie – zeznawał jeden z wychowanków. – Miała opuchnięte ręce, siniaki, płakała. Okazało się, że siostra przykuła ją do kaloryfera i zostawiła”.

Sprawę opisano dopiero w roku 2014, choć jej początki sięgają czasów komuny (sic!)

Dramat w sierocińcu w Zabrzu rozgrywał się przez 30 lat, tuż pod nosem opiekunów świeckich i policji. Siostry zakonne biły dzieci do nieprzytomności, zamykały w izolatce, pozwalały na gwałty. Wszystko robiły w przekonaniu, że hartują ich charaktery

Otwartą pozostaje kwestia czy większą winę ponosi zwyrodnialec, czy ten, kto uważa go za świętego i powierza mu swoje dzieci? A państwo, które to sankcjonuje i zwyrodnialca chroni? Można uznać, że jest bez winy?

Dodaj komentarz